08.11.1964 - Górnik Zabrze - Stal Rzeszów 2:0
8 listopada 1964 1. liga 1964/65, 10. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:0 (0:0) | Stal Rzeszów | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Matonóg (Warszawa) Widzów: 6 000 |
Wilczek 52 Pol 84 |
1:0 2:0 |
|||
Hubert Kostka Waldemar Słomiany Stanisław Oślizło Henryk Broja Jan Kowalski Stefan Florenski Erwin Wilczek Ernest Pol Zygfryd Szołtysik Włodzimierz Lubański (Joachim Czok) Jerzy Musiałek |
SKŁADY | Stanisław Majcher Michał Skiba Leon Szalacha Ryszard Skiba Edward Kohut Zygmunt Janiak Alojzy Matysiak Ryszard Winiarski Ludwik Poświat Joachim Krajczy Stanisław Stawarz (Andrzej Krupa) | ||
Trener: Ferenc Farsang |
Relacja
Zabrze. O tej porze roku szczególnie trudno o dwie rzeczy: o kwiaty dla Marianny i emocje dla miłośników dobrej piłki. Z kolejki na kolejkę wszystkie zespoły grają coraz gorzej, z utęsknieniem czekając na ostatni gwizdek. Nawet tak renomowana drużyna jak Górnik finiszuje w stylu, który kandydatowi na szóste berło nie przynosi zaszczytów. Po środowym 4:0 nad raciborską Unią, nikt nie oczekiwał cudów w spotkaniu z outsiderem znad Wisłoki, ale przypuszczano, że kolejne punkty przypadną zabrzanom bez akompaniamentu… gwizdów. A tym czasem w Zabrzu nie było dosłownie na co patrzeć. Można było jedynie od czasu do czasu wybuchnąć śmiechem, co też zdenerwowani kibice skwapliwie czynili.
Gospodarze przez 90 minut szarpali się w sieci zastawionej przez stalową obronę. Może nie tyle stalową, ale wieloosobową. Oprócz czwórki ustawionej według wymogów, w tyłach rzeszowian pełnił również służbę „łącznik” Winiarski i Janiak. Ci dwaj defensorzy otrzymali jednak specjalne zalecenie. Winiarski krępował ruchy Pola, Janiak zaś czuwał, by bohater środowego meczu z Unią- Lubański nie zrobił krzywdy Majchrowi. W murze obronnym rzeszowian znajdowało się jeszcze miejsce dla Poświata, a po przerwie Krupy. Stalowcy pozostawili w przodzie tylko skrzydłowych i Krajczego. Ich plan był prosty: przegrać w Zabrzu w przyzwoitych rozmiarach, a gdyby dopisało szczęście, skopiować wyczyn Pogoni.
Do przerwy wszystko układało się po myśli rzeszowian. W 6 min. nawet Matysiak mógł zdobyć bramkę, ale będąc sam na sam z Kostką nie wykorzystał kapitalnej szansy. Później jeszcze raz Stali nadarzyła się okazja objęcia prowadzenia, ale znów została zaprzepaszczona przez niezdecydowanych napastników. Górnicy wypracowali znacznie więcej groźnych pozycji. W ciągu 45 min ani razu jednak piłka nie przekroczyła zaczarowanej linii. zawsze na przeszkodzie znalazła się noga jednego z obrońców Stali, względnie napastnicy obrońcy tytuły strzelali obok celu. Tuz przed zakończeniem pierwszej połowy w zamieszkaniu podbramkowym dobitkę Szołtysika wybił z linii starszy Skiba.
W drugiej połowie obydwa zespoły wyszły na murawę z rezerwowanymi graczami. Rzeszowianie w miejsce niedysponowanego Stawarza wprowadzili jeszcze jednego „hamulcowego”- Krupę, zaś w Górniku zrezygnował z gry przeziębiony Lubański, a jego miejsce zajął Czok. Przetasowanie te nie miały jednak większego wpływu na przebieg gry. Wprawdzie Czok zaczął jak za dobrych czasów, ale szybko wyczerpał akumulator i dostroił się do fałszywie grającej orkiestry górników. I oto w okresie bezradnej szamotaniny napadu zabrzan z blokiem obronnym gości, padła pierwsza bramka. Na liście strzelców figuruje wprawdzie przytomny Wilczek, ale faktycznie „wypracowali” ją na spółkę Szalacha i Majcher. Dwa najsilniejsze punkty stali straciły na moment głowę, z czego skwapliwie skorzystała „siódemka” Górnika. Nieoczekiwany prezent nie zdopingował jednak zabrzańskich ofensorów do przyśpieszenia tempa, jedynego skutecznego lekarstwa na rozmontowanie bloku obronnego gości. Dwukrotnie Musiałek i Szołtysik przeskoczyli przez zasieki rzeszowian, ale zostali nieprawidłowo powstrzymani i ich zapędy skończyły się na upadkach. Pan Matonóg ani razu jednak nie odgwizdał jedenastki, chociaż przewinienia te kwalifikowały się najwyższej kary. Arbiter „ zrehabilitował się” na sześć minut przed zakończeniem pojedynku, nie dostrzegając ewidentnego ofsajdu Wilczka, po który Pol przypieczętował sukces nad zdegustowanymi stalowcami.
W drużynie gospodarzy wielkim zaskoczeniem była obecność Lubańskiego. Narzekał on na przeziębienie i nie przejawiał ochoty do gry, a jednak „musiał” przez 45 minut udowadniać, że jego miejsce jest w… łóżku. W Stali się nic nie zmieniło. Defensywa grająca twardo, czasami aż zbyt ostro, na moment „zasypia” i budzi się wówczas, gdy nawet Majcher nie jest w stanie zażegnać niebezpieczeństwa. Do poziomu do niedzielnych partnerów wprost idealnie dostroił się główny arbiter razem z liniowymi asystentami. Tak więc publiczność salwami śmiechu reagowała zarówno na nieporadne zagrania piłkarzy jak i zaskakujące werdykty „ wysokiego sądu”.
SP, Sport nr 146 z dnia 09.11.1964r