09.04.2013 - Waldemar Słomiany - pierwszy Polak w Bundeslidze
Na początku lat 60-tych głośno zrobiło się na Śląsku o utalentowanym juniorze grającym w III-ligowym zespole Wawelu Wirek. Waldemar Słomiany (pierwszy z lewej na zdjęciu na gali z okazji 60-lecia klubu), bo o nim mowa, bardzo szybko trafił do Górnika Zabrze, by - później - zostać pierwszym Polakiem, który zagrał w Bundeslidze.
Nie czekał długo na debiut w Górniku. Trener Dziwisz szybko sprawdził, jak młody piłkarz poradzi sobie w zespole zabrzańskich gwiazd i w ten sposób czwartego marca 1962 roku Słomiany zaliczył swój pierwszy występ w Górniku, w meczu pucharowym z zespołem Wawelu Kraków, wygranym przez zabrzan 2:1. Na ligowy debiut musiał poczekać do czerwca. Wyszedł w podstawowym składzie w bezbramkowym spotkaniu z warszawską Legią. W następnym sezonie wystąpił już w szesnastu (na 26) ligowych spotkaniach, zyskując coraz bardziej pochlebne recenzje. Treningi z najlepszymi piłkarzami w kraju procentowały, Górnik mógł być przez najbliższe lata spokojny o pozycje prawego obrońcy. Sezon 1962/63 zakończył się ligowym triumfem Górnika, który w nagrodę wyjechał za ocean na turniej amerykańskiej Interligi. Była to świetna okazja dla młodego piłkarza do konfrontacji swoich umiejętności z zagranicznymi rywalami, a przypominam, że przeciwnikami zabrzan były takie firmy jak: praska Dukla, Real Valladolid, Dynamo Zagrzeb czy londyński West Ham United w składzie z późniejszymi mistrzami świata Hurstem, Moorem i Petersem.
Latem 1966 roku zabrzanie uczestniczyli w rozgrywkach o Puchar Intertoto. 26 czerwca zmierzyli się w Brunszwiku z dziesiątym zespołem Bundesligi - Eintrachtem i zwyciężyli 4:2. Po meczu piłkarze udali się do hotelu. W restauracji Słomianego i Lubańskiego, z którym był mocno zaprzyjaźniony, zaprosiło do stolika dwóch zamieszkałych w Niemczech Polaków. Zaczęli rozmawiać. Pojawiła się propozycja pozostania w RFN, ci faceci obiecywali pomoc w zagospodarowaniu, kontakt z dobrym klubem. Lubański nie miał dylematu, w kraju czekała rodzina, musiał wrócić. Słomiany - kawaler - nie miał nic do stracenia. Po angielsku wyszedł z hotelu, tylko z paszportem w ręku... Podczas zbiórki przed wyjazdem okazało się, że brakuje jednej osoby, szybko wyszło na jaw, że brakuje Waldka. To było wtedy wydarzenie. Był pierwszym piłkarzem, który pozostał na zachodzie. Po powrocie ekipy do kraju, prezes Eryk Wyra był zrozpaczony: „nie mogliście go przywiązać do łóżka” - miał podobno zapytać... Co kierowało jego decyzją? Po latach powie, że chęć poprawienia sobie warunków życiowych, tak naprawdę to był przypadek, zrządzenie losu, który postawił na jego drodze tych dwóch emigrantów z kraju.
Słomiany zdawał sobie sprawę, że umiejętności piłkarskie będą jego mocnym atutem w rozmowach z przedstawicielami klubów. W Schalke 04, klubie czterokrotnego mistrza Niemiec, piłkarz zrobił duże wrażenie. Ostatni sezon zespół zakończył dopiero na czternastym miejscu i zdecydowanie potrzebował wzmocnień. Pomimo obowiązujących przepisów, w myśl których powinien odbyć dwuletnią karencję, zdecydowali się podpisać z nim kontrakt, tym bardziej, że dzięki staraniom udało sie skrócić ten okres do jednego roku. I tak od sezonu 1967/68 kibice mogli oglądać uciekiniera z Polski w barwach swojej drużyny. Co ciekawe Waldek występował nie tylko na obronie, grał również w drugiej linii i ataku, konkurencja w zespole był spora, ale on był zawsze mocnym punktem ekipy z Gelsenkirchen. W trzech kolejnych sezonach zaliczył 52 ligowe spotkania, pięciokrotnie wpisując się na listę strzelców.