09.11.1955 - Górnik Zabrze - Zawisza Bydgoszcz 3:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
9 listopada 1955
2. liga 1955, 25. kolejka
Górnik Zabrze 3:0 (1:0) Zawisza Bydgoszcz Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Franciszek Hołyst (Warszawa)
Widzów: ok. 15 000
Herb.gif HerbZawiszaBydgoszcz.gif
Jankowski 4
Gawlik 63 k
Szalecki 67
1:0
2:0
3:0
Józef Kaczmarczyk (Ginter Procek)
Henryk Zimmermann
Rajnhold Dworaczek
Eryk Nowara
Karol Dominik
Maksymilian Klenczar (Henryk Szalecki)
Marian Olejnik
Ginter Gawlik
Manfred Fojcik
Edward Jankowski
Henryk Czech
SKŁADY Henryk Rosiński
Herbert Wałach
Józef Boniek
Eugeniusz Ksol
Edward Kohut
Emil Szarzyński
Stanisław Mielniczek
Jan Gawroński
Mieczysław Laskowski
Zbigniew Szarzyński
Bogdan Dołecki
Trener: Augustyn Dziwisz Trener: Artur Woźniak

Dodatkowe informacje

  • Mecz przełożony z 23 października.

Relacja

Sport

Pomyślnego fedrunku w ekstraklasie, górnicy z Zabrza!

Spotkanie niczym nie przypominało, że na boisku walczą czołowe zespoły II ligi. Górnicy dalecy byli od formy, jaką demonstrowali przed kilku tygodniami, a wojskowi, prócz kilku bardziej składnych akcji i nieustępliwości w walce o piłkę, również nic nie pokazali. Nic dziwnego więc, że tych którzy oczekiwali pięknej i skutecznej gry spotkał duży zawód.

Początek byt wprawdzie bardzo obiecujący. Pierwsza bramka padła już w 4 min. Kaczmarczyk popisał się kolosalnym wykopem, stoper wojskowych Boniek minął się z piłką i Jankowski, który doszedł szybko do podania strzelił po solowym biegu nieuchronnie do siatki obok wybiegającego z bramki Rosińskiego.

Na tym jednak skończyły się emocje. Gra, która nie wiadomo z jakich powodów przybrała kolosalnie na ostrości stała się zupełnie nieciekawa. Długo trzeba było czekać zanim pod jedną czy drugą bramką doszło do bardziej ciekawego spięcia.

Znacznie ciekawsza była druga część gry. Było to przede wszystkim zasługą doskonałych kondycyjnie górników, którzy zupełnie opanowali w tym czasie boisko. Na przedpolu Rosińskiego dochodziło teraz do bardzo gorących powikłań, a to, że z kilkunastu strzałów, jakie oddali zabrzanie, padły tylko dwie bramki, było wynikiem bezbłędnej gry Rosińskiego w bramce oraz Kohuta, Bońka i Ksola, którzy bronili dostępu do własnej bramki wszelkimi możliwymi sposobami.

Jeśli można kogoś wyróżnić z obydwu zespołów to Dworaczka, Jankowskiego, żywiołowego Fojcika z Górnika oraz Rosińskiego, Ksola i Kohuta z CWKS-u.

Warto jeszcze wspomnieć, iż górnicy zagrali w tym meczu w osłabionym składzie, gdyż Franosz i Wiśniowski pauzowali po odniesieniu kontuzji w Opolu.

Gdy w 65 minucie meczu Górnik — CWKS Bydgoszcz Szalecki zdobył trzecią bramkę — na stadionie zabrskim zapanował nastrój ogólnej radości. 15.000 widzów odśpiewało tradycyjne „sto lat" i długo wiwatowało na cześć swych ulubieńców.

Nie mogło być inaczej. Po tylu wysiłkach, po tylu rozegranych meczach zabrzanie osiągnęli nareszcie upragniony cel. Otwarte zostały drzwi do I ligi.

Gdy skończył się mecz, wszyscy widzowie powstali z miejsc, a na poczekaniu znalazł się transparent z napisem „Witamy w 1 lidze!“. Piłkarze, obojętnie czy był to Kaczmarczyk, Olejnik, Jankowski, czy Szalecki, obcałowani na każdym kroku, z największym trudem przebijali do szatni. Najgorzej poszło trenerowi Dziwiszowi "dwunastemu zawodnikowi" Górnika. Temu już nie dano zrobić ani jednego kroku. Od razu porwano go na ramiona i w triumfalnym szyku zaniesiono do rozbieralni.

Tam dopiero panował nastrój. Słowo "świąteczny" nie oddaje wiernie tego, co tam się działo. Gratulacje płynęły, niby węgiel konwojerem. Ściskano sobie ręce, składano powinszowania i niejeden gdzieś tam ukradkiem ocierał łzy, które mimo woli płynęły po ogolonych i nieogolonych policzkach.

Jednym słowem doszło do kilku "załamań", a najbardziej chyba "załamany" był najlepszy środkowy pomocnik II ligi, podpora górniczej defensywy, Antek Franosz. Za bardzo przejął się tym, że w dniu, kiedy Górnik doczekał się wymarzonego awansu — zabrakło go w drużynie. Antek został bowiem kontuzjowany w Opolu i nie mógł, choć tak bardzo chciał wesprzeć swoich kolegów, wystąpić wczoraj na zielonej murawie. Wkrótce się jednak opanował i razem z kolegami odbierał gratulacje, wymieniał serdecznie uściski. Sukcesu zresztą życzyli górnikom kto chciał i kto nie chciał. Cóż, w takim dniu nikt nie myśli o porządku i każdy mógł się przemycić do szatni zwycięskiej jedenastki.

Prócz przygodnych gratulantów było też sporo oficjeli, a przede wszystkim przewodniczący WKKF — Roman Stachoń, sprawozdawcy redakcji "Sport" i Polskiego Radia.

Sport nr 90 z dnia 10 listopada 1955 r.