10.05.1959 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 1:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
10 maja 1959 (niedziela) godz. 16,30
1. liga 1959, 8. kolejka
Legia Warszawa 1:2 (1:1) Górnik Zabrze Warszawa
Sędzia: Stefan Kulczyk (Sosnowiec)
Widzów: 30 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif
Brychczy 21 1:0
1:1
1:2

Kowal 37 k
Kowalski 84
Mahseli 68 Red card.gif
(1-3-5-2)
Stanisław Fołtyn
Horst Mahseli
Henryk Grzybowski
Jerzy Woźniak
Marceli Strzykalski
Edmund Zientara
Roman Hlywa
Lucjan Brychczy
Tadeusz Błażejewski (42. Zygmunt Gadecki)
Wojciech Pędziach
Helmut Nowak
SKŁADY (1-3-5-2)
Józef Kaczmarczyk
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Czech
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Ernest Pol
Edward Jankowski
Manfred Fojcik
Edmund Kowal
Jan Kowalski
Trener: Stjepan Bobek Trener: Janos Steiner

Relacja

Sport

Warszawa „służy” zabrskim górnikom. Również Legia nie obroniła honoru stolicy

WARSZAWA. Trzydzieści tysięcy widzów, którzy wybrali się na stadion Legii opuszczali boisko raczej rozczarowani. Nie tyle wynikiem, jak grą dwu czołowych polskich drużyn. O grze mówić można jeszcze było w pierwszej połowie i w drugiej gdzieś do 16 minuty kiedy to sędzia Kulczyk nie uznał bramki zdobytej przez Kowalskiego po jedynej pięknej akcji, przeprowadzonej bezpośrednimi podaniami. Początkowo sędzia wskazał na środek boiska, później przychylił się do opinii bocznego, który dopatrzył się spalonego, później znów stanął na środku, by w końcu przyjąć do wiadomości rozpoczęcie przez Legię gry… rzutem wolnym za spalony. Sędzia Kulczyk nie miał w niedzielę najlepszego dnia. O ile nieuznanie bramki nasuwało wątpliwości, to również podyktowany rzut karny za rękę Strzykalskiego wzbudził tu i ówdzie powątpiewanie.

Wszystko to jednak nie usprawiedliwia tego, co działo się od przełomowej 81 minuty, kiedy to zawodnicy obu drużyn zamiast grać myśleli więcej o kostkach przeciwnika, co w rezultacie zakończyło się smutno dla Maschellego. Prawy obrońca wojskowych wykluczony został z gry w 75 minucie i od tej chwili wojskowi musieli zadowolić się dziesięcioma zawodnikami co odbiło się też na ich grze wyraźnie, gdyż w okresie tym górnicy doszli do głosu i przeprowadzili szereg ataków, które uwieńczone zostały na sześć minut przed końcem zwycięską bramką zdobytą przez Kowalskiego.

Niełatwo jest wydać opinię o drużynach i zawodnikach grających bardzo nierówno. Mimo przegranej nie zamienilibyśmy linii defensywnych Legii na Górnika. Te ostatnie popełniały w pewnych okresach szkolne błędy w kryciu i tylko nieudolności napastników wojskowych przypisać należy, że nie następowała katastrofa. Może coś o tym powiedzieć Kaczmarczyk, który miał chyba trzykrotnie więcej zajęcia niż Fołtyn. Kaczmarczyk był też pozycją wobec której nie mamy żadnych zastrzeżeń. Floreński miał już kilka niedociągnięć i nie był organizatorem defensywy w wielkim stylu, dlatego też wolimy go raczej na bocznej obronie. Należy go pochwalić za wielką pracowitość i ofiarność. Franoszgrał na zwykłym poziomie natomiast lepiej podobał nam się obecnie Czech. Pomoc miała lepsze i słabsze momenty szczególnie przed przerwą. Gawlik w drugiej połowie wyraźnie się poprawił. Czekamy tylko czy i kiedy nabierze nieco temperamentu. Olejnik zadowolił.

W ataku nie widzieliśmy niemal zupełnie Pohla, który nie umiał radzić sobie z Woźniakiem, Jankowski był bardziej pracowity niż ostatnio, i co ważniejsze wyzbył się kunktatorstwa podobnie zresztą jak i Kowal, który ograniczył repertuar solowych popisów technicznych. Szkoda tylko, że nadal obawia się strzałów. Kowalski wpadł nam w oko już w meczu z Gwardią i stwierdzić możemy, że wyraźnie się rozwija. Zaleta jego to szybki refleks, dobry przegląd sytuacji i poprawna technika. Fojcik ruszający często na skrzydła miał trudne zadanie, gdyż napotykał na drodze albo Woźniaka albo twardego Mashellego. Gra Górnika jest obecnie bardziej płynna – najładniejsza i najskuteczniejsza akcja była ta, z której nie uznano bramki. Gdyby zabrzanie stosowali częściej ten bezpośredni sposób podawania, efekty byłyby lepsze.

W Legii doskonale grał Grzybowski, który opanował centrum pola. Miał zresztą dobrze asekurowane flanki – przede wszystkim przez Woźniaka, a po części Mashallego, choć ten ostatni przebierał miarki i w rezultacie rozstał się przedwcześnie z boiskiem. Dobrze sprawowała się pomoc. Dopiero w ostatnich kilkunastu minutach zaczęła pływać. Byłą to wina napastników, którzy po przerwie grali bardzo słabo.

Brychcy początkowo dobrze się rozkręcił, później opadł, Błażejewski był jakiś ociężały. Pedziach przyswoił sobie styl gry Legii tj. zbyt długo dryblował. Hliwa spisywał się nieźle, czego nie można powiedzieć o słabym Gadeckim.

Nowak miał kilka jaśniejszych momentów nie walczył jednak ze zwykłą ambicją. W całości atak Legii wydawał się być groźniejszy do 10 minuty, dowodem czego znacznie większa ilość celnych strzałów. W sumie jednak marnował wiele okazji przewlekając akcje. Atak Górnika mógł się podobać w ostatnich 20 minutach.

(T.M.), Sport nr 55 z dnia 11 maja 1959r.

Przegląd Sportowy

Przyszła kryska na… Mashellego. Zabrscy górnicy wywożą nowe zwycięstwo ze stolicy wygrywając z „bezgłową” Legią 2:1

W przeciągu kilku tygodni Górnik Zabrze wywiózł z Warszawy drugie zwycięstwo. Pierwsze jak wiadomo, odniósł dość niespodziewanie z Gwardią Warszawa, drugie – w niedzielę z Legią. Trzeba na wstępie zaznaczyć, że i to drugie zwycięstwo przypadło Górnikowi jak najbardziej zasłużenie. W przekroju całego spotkania stanowił on bardziej dojrzały taktycznie zespół, konsekwentnie realizujący swe założenia taktyczne.

Atmosfera przed każdym meczem z Górnikiem jest w stolicy niezwykła. Komplet na widowni, trąbki zwolenników zespołu wojskowych i niesamowity doping - są tu zawsze zapewnione. Również i poziom poprzednich meczów z zabrska jedenastą zadowalał każdego. W niedzielę jednak zarówno zwycięzcy, jak i pokonani nie zademonstrowali w pełni swych umiejętności. Okresami odnosiło się wrażenie, że na stadionie WP grają nie lider tabeli z niepokonaną jeszcze drużyną w ekstraklasie, lecz zespoły reprezentujące co najwyżej średnia klasę.

Obiecujący początek

Początek spotkania był obiecujący. Już w 3 minucie zrobiło się gorąco pod bramką Legii. Prawy pomocnik Górnika Zabrze oddał na świątynię Fołtyna bardzo ładny strzał z trudem obroniony przez legionistę w pole. Dobitka Jankowskiego przeszła wysoko ponad poprzeczką.

Za chwilę zapanowała radość wśród kibiców Legii. Brychczy ograł Gawlika, wypuszczając piłkę do wybiegającego Błażejewskiego. Strzał jest ładny, ale niecelny.

Gospodarze nie są teraz jednak w ataku. Częściej przeważają górnicy, u których najwięcej rozrabia środkowy Fojcik i młody lewoskrzydłowy Kowalski. Zupełnie dobrze radzili sobie z obrońcą Legii – Mashellim. W 6 minucie Fojcik i Kowalski rozegrali udana akcję, po której Fojcik przestrzelił z bliskiej odległości.

Po upływie 10 min. gra się wyrównuje. Akcje toczą się przeważnie na środku boiska. Obie defensywy grają teraz bardzo uważnie, nie dopuszczając przeciwników do strzałów. Gra nie jest więc specjalnie emocjonująca.

Strzela Brychczy

Do tej pory mało widoczny był występujący, po kilkutygodniowej przerwie – Brychczy. Ale, gdy znalazł się w 21 min przy piłce i zdecydował się na energiczniejszą akcję, w bloku defensywnym Górnika powstało zamieszanie. Legionista sprytnie to wykorzystał, minął atakującego go Floreńskiego i strzelił bez namysłu tuż zza linii pola karnego. Strzał był silny i celny, wobec którego Kaczmarczyk okazał się bezradny. Legia więc prowadziła 1:0.

Spodziewano się, że po tej bramce obie strony przystąpią do generalnego szturmu, starając się definitywnie rozstrzygnąć losy spotkania. W praktyce okazało się, że żadna z drużyn nie kwapi się w stosowaniu ofensywy non stop. Gra jest w dalszym ciągu wyrównana, większość akcji rozgrywa się w środku pola. Ale poziom meczu jest w dalszym ciągu nie najlepszy. Nawet mało widoczna jest popisowa zazwyczaj formacja Legii – pomoc: Strzykalski, Zientara. Obaj Ci zawodnicy często niedokładnie podają. Obrona Górnika bez trudu przechwytuje ich piłki.

Coraz bardziej zarysowująca się nudę przerwał w 35 min. Mashelli. Zdecydował się na solowa akcję, idąc z piłka niemal przez połowę boiska. Jego wyczynom biernie przyglądali się górnicy. Sytuacje wyjaśnił dopiero Kaczmarczyk, który w ładnym stylu obronił mocny strzał wojskowego obrońcy.

Karny Kowala

Za moment tenże sam Mashelli przyczynił się do wyrównania przez Górnika spotkania na 1:1. Podczas jednej z interwencji pod własna bramką, Mashelli zupełnie nieświadomie (piłka spadła mu na ramię) dotknął piłkę, za co sędzia Kulczyk podyktował rzut karny. Nie pomogły protesty zawodników gospodarzy i gwizdy publiczności. Decyzja arbitra była nieodwołalna. Rzut karny egzekwował Kowal, posyłając piłkę do siatki płasko, obok bramkarza Fołtyna.

W ostatniej fazie pierwszej połowy meczu, dwie bardzo dogodne sytuacje podbramkowe zaprzepaścił prawoskrzydłowy Hliwa. W 39 min. przeniósł z najbliższej odległości głową po centrze Nowaka, a w 42 min. również po centrze lewoskrzydłowego, nie trafił z bliska do bramki.

Nieudane pociągnięcie Bobka

W drugiej połowie napad Legii grał bez Błażejewskiego, którego na kilka minut przed przerwą zamienił Gadecki. Niezbyt udane było to pociągniecie. Błażejewski był bowiem do przerwy zupełnie pożytecznym zawodnikiem, natomiast Gadecki zaprezentował się wręcz beznadziejnie. Nie potrafił on rozegrać w ogóle piłki z łącznikiem, a i przy wypuszczeniach na skrzydło wykazał mało zdecydowania i zupełnie niezrozumiałą bojaźliwość.

Poza Gadeckim bardzo słabo grali obaj łącznicy Legii – Pędziach i Brychczy. Pędziach został niemal zupełnie wyeliminowany z gry przez Gawlika, a Brychczy wyraźnie unikał ostrzejszych starć z przeciwnikiem. Panem sytuacji na przedpolu Kaczmarczyka był dobrze grający stoper Górnika – Floreński.

Zresztą Floreński miał teraz ułatwione zadanie. Brychczym zaopiekował się specjalnie Olejnik, poza tym prawy łącznik Jankowski bardzo często występował w roli drugiego stopera. Górnik bowiem, jakby zadowolony z wyniku remisowego, pozostawił w napadzie w zasadzie tylko Fojcika, Kowalskiego i Pohla – do których od czasu do czasu dołączali Kowal i Jankowski.

W 62 min. Jankowski porwał do przodu i oddał z prawej strony udaną centrę do środka. Na miejscu znalazł się lewoskrzydłowy Kowalski, który głową skierował piłkę do siatki. Wszystkim wydawało się, że padła prawidłowa bramka. Na boisku zaczęły się jednak targi między sędzią a zawodnikami, w wyniku których pan Kulczyk zarządził rzut od bramki Legii. A więc jego zdaniem bramka została strzelona nieprawidłowo.

Od tego momentu i tak nienajlepszy mecz zatracił niemal zupełnie charakter sportowej walki. Zaczęło się od faulu Fojcika na Mashellim. Za moment na gwizdy publiczności naraził się Czech. Ale to było wszystko błahostką w porównaniu z tym, co zademonstrował warszawskiej widowni prawy obrońca Legii, Mashelli.

Mashelli za burtą!

W 63 min. sędzia zarządził przeciwko wojskowym rzut wolny. Podczas robienia prze Legię muru, Jankowski znalazł się w pobliżu Mashellego. Legionista widać pragnąc „rewanżu” za faul Fojcika, kopnął bez piłki prawego łącznika Górnika. Decyzja sędziego mogła być tylko jedna – nakaz opuszczenia boiska. Mashelli udaje się do szatni, a obiektywna i sportowo nastawiona publiczność stołeczna żegna go gwizdami.

W dalszym ciągu choć Legia gra w dziesiątkę, górnicy stosują wzmocnioną defensywę, starając się atakować szybkimi wypadami, inicjowanymi przez Kowalskiego, lub Fojcika. W 84 min., bodaj po raz pierwszy, daje o sobie znać również reprezentant Ernest Pohl. Rozgrywa on na prawej stronie udaną akcję z Jankowskim, po której następuje centra do środka. I znów, jak przy nie uznanej bramce, we właściwym miejscu jest Kowalski. Strzela celnie i Górnik wygrywa 2:1.

Co mówią o meczu:

Trener Legii – BOBEK: To nie był dobry futbol. O porażce Legii zadecydowały dwa momenty, mała odporność psychiczna zawodników w obliczu tak ważnego meczu oraz słaba gra napadu. Goście wygrali zasłużenie. W moim zespole najlepiej spisali się Zientara i Grzybowski, w Górniku najlepiej zagrał Gawlik. Występek Mashellego był haniebny. Zasługuje on na ostre słowa krytyki oraz przykładna karę. Faul legionisty niepotrzebnie zdenerwował kolegów i wprowadził zamęt w zespole.

Trener Górnika – STEINER: Zabrzanie zasługują na pochwałę za wygranie meczu w Warszawie. Mimo zwycięstwa moi chłopcy nie pokazali wszystkiego, na co ich stać. Druga bramka nie uznana przez arbitra była według mnie zdobyta prawidłowo. Jestem bardzo zadowolony z formy Gawlika, Floreńskiego, Jankowskiego. O arbitrze spotkania można mówić wiele dobrego i wiele złego – najlepiej nie mówić nic. Szkoda tylko że p. Kulczyk od początku meczu nie trzymał w ryzach ostro grających obu stron. Kilka bowiem orzeczeń wywołało bowiem niepotrzebne spięcia i przykry incydent z Mashellim.

Sędzia spotkania – KULCZYK: To nie był poziom, jakiego się po tym meczu spodziewano. Obie drużyny grały zbyt ostro. Wydaje się, że niektórzy piłkarze załatwiali między sobą stare „porachunki”.

Przegląd Sportowy nr 75, 11 maja 1959r.

Linki zewnętrzne: