10.08.1958 - Gwardia Warszawa - Górnik Zabrze 2:1
10 sierpnia 1958 (niedziela) 1.liga 1958, 15. kolejka |
Gwardia Warszawa | 2:1 {1:1) | Górnik Zabrze | Warszawa Stadion Dziesięciolecia Sędzia: S.Kulczyk Widzów: 10 000 |
Z. Szarzyński 24 Hachorek 55 |
0:1 1:1 2:1 |
Czech 9 | ||
Tomasz Stefaniszyn Wojciech Woźniak Zdzisław Maruszkiewicz Wojciech Hodyra Adam Brzozowski Emil Szarzyński Jan Gawroński Bolesław Lewandowski Stanisław Hachorek Zbigniew Szarzyński Krzysztof Baszkiewicz |
SKŁADY | Józef Kaczmarczyk Antoni Franosz Stefan Florenski Henryk Hajduk Ginter Gawlik Marian Olejnik Henryk Czech Edward Jankowski Manfred Fojcik Edmund Kowal Jan Pieczka | ||
Trener: Tadeusz Foryś | Trener: Zoltán Opata |
Relacja
Sport
„Harpagony” odzyskały dawny wigor
WARSZAWA. Gwardia wygrała różnicą jednej bramki spotkanie, które mogła była wygrać zasłużenie w znacznie wyższym stosunku. Dwie poprzeczki i niewykorzystany przez Hachorka w 30 min. po przerwie rzut karny (strzelony w ręce Kaczmarczyka) oto dalszy dorobek, który się nie liczy. Nie były to jedyne sytuacje. W sumie bowiem gwardziści mieli znacznie więcej z gry.
Gwardia odzyskuje dawny wigor, gra szybko, zdecydowanie i tworzy jednolity zespół. W ostatnich piętnastu minutach tempo wprawdzie słabło, trudno jednak stwierdzić, czy przyczyną był „brak oddechu”, czy też psychiczne zobojętnienie. W każdym razie gwardziści mieli okresy w których goście zmuszeni byli bronić się niemal jedenastką.
Przewrażliwieni krytycy mają do warszawian pretensje, że nie umieli wyzyskać odpowiednio szeregu sytuacji. Jest to oczywiście błąd, ale są też dnie, w których nie wychodzą strzały i kiedy ręce układają się do oklasków okazuje się, że słupek stał się w ostatniej chwili sprzymierzeńcem Kaczmarczyka.
Gwardia wygrała będąc zespołem wyraźnie lepszym. Atak operował sprawnie mając doskonałe oparcie w pomocy, która szła równie pewnie do przodu, jak i cofała się w potrzebie. Nie wymienimy żadnego gracza, gdyż wszyscy byli niemal równi, ze słabszymi i lepszymi momentami.
Również obrona spisała się dobrze, trudności miał jedynie Woźniak z niebezpiecznym Czechem. Stefaniszyn mógł ewent. obronić bramkę, padł jednak wcześniej na ziemię i nie było już możności doskoczenia do chytrej piłki, która potoczyła się w drugi róg.
Górnik bez Pohla i Lentnera jedynie chwilami przypominał dawną doskonałą drużynę, goście mogli przy szczęściu wyrównać, ale chyba sami nie wierzyliby w słuszności takiego wyniku. Mieli oni bardzo słabe punkty w obu bocznych obrońcach. Również pomoc była w defensywie słabsza niż w ataku. Gawlik nieco się poprawił, ale nie uzyskał jeszcze najwyższego swego poziomu, - Olejnik jak zwykle ambitny, ale w obronie nie zawsze skuteczny. Ratował za to co się dało szybki i ofiarny Floreński, dobrze trzymał się Kaczmarczyk. Atak miał jedynego gracza, który był niebezpieczny. Był nim Czech. Reszta chwilami nieźle kombinowała w polu, ale o wykończeniu nie było mowy. Prym pod tym względem wiódł oczywiście Kowal. – Bardzo słaby był Jankowski, Fojcik pracował, ale nie dawał sobie rady przy górnych piłkach, którymi zbyt często operowano, mimo, że wymanewrować obronę gwardyjską można było raczej precyzyjną szybką grą przyziemną.
Górnicy popadali zbyt często w manierę podań w bok i do tyłu hamując własne akcje i szanse.
T. M., Sport nr 96 z dnia 11 sierpnia 1958
Przegląd Sportowy
Nie takiego meczu oczekiwaliśmy. Wymęczone zwycięstwo Gwardii nad Górnikiem Zabrze. Zb. Szarzyński najlepszy wśród gospodarzy.
Znacznie więcej spodziewaliśmy się po tym meczu. Spotkanie aktualnego mistrza Polski z wicemistrzem, w dodatku drużyn, które przed tygodniem wykazały się dobrą formą, wywołało w Warszawie zrozumiałe zainteresowanie. Licznie zebrana publiczność opuszczała jednak Stadion Dziesięciolecia solidnie zawiedziona. Na dobrą sprawę tylko pierwsze pół godziny spotkania mogło zadowolić. Wówczas to najpierw Górnik przez pierwszy kwadrans, potem Gwardia przez drugi, sprawiały wrażenie naszych czołowych zespołów. Reszta gry — to moc obustronnie popełnianych błędów — zupełne nie przynoszących zaszczytu zawodnikom. Ukoronowaniem mnóstwa niewykorzystanych sytuacji podbramkowych było spudłowanie przez Hachorka rzutu karnego, który mógł zapewnić Gwardii prowadzenie 3:l i spokojniejszą grę w dalszej części meczu. Ale widocznie tak musiało być, bo skoro napastnicy Górnika mogli nie trafiać do bramki, będąc sam na sam ze Stefaniszynem, a Gawroński, zamiast strzelać, podawał do tyłu, gdzie nikogo ze współpartnerów nie było — to dlaczego Hachorek nie miałby sobie pozwolić na podobny gest wobec bramkarza przeciwnika. Przecież środkowy napastnik gwardzistów egzekwuje zwykle rzuty karne bardzo pewnie, jednakże tym razem musiał widocznie dopasować się do ogólnego poziomu gry napastników. W defensywie gospodarzy najpewniej grała para Hodyra i Maruszkiewicz. Stefaniszyn tym razem nie zasłużył na pochwałę: jedyną bramkę zdobytą przez Górnika, można z powodzeniem zapisać na jego konto. Górnik również nie usprawiedliwił niczym chwały zdobytej ubiegłej niedzieli. Piętnaście minut dobrej gry w pierwszej fazie niedzielnego spotkania z Gwardią – to wszystko na co było stać zespół mistrza Polski w Warszawie. To prawda, że w drużynie mistrzowskiej gra sporo nowych graczy, ale dziwne równocześnie, że właśnie nie popisali się ci najbardziej doświadczeni. Jankowski był jednym z najsłabszych zawodników na pięknej murawie Stadionu Dziesięciolecia, a Gawlikowi i Florenskiemu daleko do „mistrzowskiej” formy. Fojcik natrafiwszy na spokojnego Maruszkiewicza, nie był w stanie straszyć defensywy przeciwnika. W tym samym stanie trudno jest znaleźć w zespole Górnika wyróżniającego się dobrego piłkarza. Górnik, jak wspomnieliśmy, zagrał dobrze przez pierwszy kwadrans. Zdobył też w tym okresie bramkę, która wniosła trochę zamieszania w szeregi gwardzistów. Strzelcem był prawoskrzydłowy Czech, który zmieniwszy na moment pozycję z Fojcikiem, strzelił z 16 metrów na bramkę Gwardii, a Stefaniszyn usiłując chwycić nietrudny strzał – potknął się o coś i piłka znalazła się w siatce. Potem do głosu doszła Gwardia i rozpoczęła bombardowanie bramki Kaczmarczyka. Hachorek trafia po centrze Szarzyńskiego w poprzeczkę, wreszcie po błędzie defensywy gości, Szarzyński zdobywa wyrównanie. Teraz dla odmiany Gwardziści pofolgowali. W drugiej części meczu Gwardia ruszyła z dużym impetem. Zdobyła kilka rogów, a w 54 minucie Hachorkowi wychodzi wreszcie celny strzał, dający prowadzenie gospodarzom – no i dwa cenne punkty. Bo już karnego za rękę obrońcy Górnika środkowy napastnik Gwardii nie wykorzystuje, podobnie jak kilka następnych okazji. Zresztą niektórzy górnicy nie pozostali dłużni gwardzistom i po słabej grze do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie, jakkolwiek były sytuacje, które aż prosiły się o celny strzał.
Przegląd Sportowy nr 127, 11 sierpnia 1958