11.12.2012 - Jan Banaś wspomina swoje przygody w Meksyku
Znakomity przed laty napastnik Górnika Zabrze i reprezentacji Polski Jan Banaś opowiada w świątecznym Magazynie „Górnik” m. in. o swoich przygodach z meksykańską policją. W latach 70-tych Banaś występował w meksykańskim klubie Atletico Espanol przed 60 tysiącami kibiców...
- Pograłem tam trochę dzięki Jankowi Gomoli – wspomina legendarny skrzydłowy Górnika. - To był piękny okres w mojej karierze. Fajny klimat, 50-60 tysięcy kibiców na trybunach stadionu Azteca, dobry poziom i dobra kasa. Zarabiałem do stu tysięcy dolarów rocznie! W Polsce po czarnorynkowym kursie to było około dziesięciu milionów. Fajna willa kosztowała milion. I tam dopadł mnie mój pech. Meksykańskie peso, które było stabilną walutą nagle zdewaluowało się o 300 procent, w następnym roku o 800!!! Do Europy wracałem praktycznie goły... - śmieje się Banaś.
Podobno lubiła Pana meksykańska policja?
- No tak, jeździłem tam autem na amerykańskich numerach, więc meksykańska policja zatrzymywała mnie na każdym kroku, tym bardziej, że lubiłem „przycisnąć”. Za pierwszym razem nie chciałem płacić mandatu, to przetrzymali mnie trochę na komendzie. I czterech musiałem przekupić. A później miejscowi poradzili: „Zawsze musisz mieć przy sobie banknot. Płacisz jednemu i jesteś bezpieczny". Od tej pory miałem w kieszeni przygotowane 100 pesos. Dawałem facetowi, a on: „Ja już cię więcej nie zatrzymam, od dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi". Ale wiesz, za innych to ja ręczyć nie mogę. A policjantów do utrzymania było wielu. W sumie zapłaciłem w Mexico City pewnie ze 100 mandatów!
Jak Pan sobie radził po powrocie do Polski, do innej Polski, niż ta z której Pan wyjechał?
- Prowadziłem treningi młodzików w Gwarku Zabrze, jednak biodra dawały znać o sobie, a co wart jest trener, który nie może pokazać dzieciakom najprostszych zagrań? Teraz mam endoprotezy. Na operację wydałem pieniądze, uzbierane podczas meczu charytatywnego Górnika. Miałem snack-bar w Mikołowie, ale w końcu Polakom przejadły się hamburgery sprzedawane w takich przydworcowych budkach. Dzisiaj dzierżawię pawilon, a dochody z tego są dla mnie sporym dodatkiem do małej emerytury. Niestety - przepadły medale i... renta olimpijska. Dzisiaj miałbym 1800 złotych więcej... Nie chcę narzekać, przeszedłem drogę, o której każdy chłopak tylko marzy. Grałem z najlepszymi i przeciw najlepszym, zdobywałem mistrzostwa i puchary, reprezentowałem kraj, zwiedziłem świat, tylko olimpiadę i mistrzostwa mi zabrali...