12.05.1999 - GKS Katowice - Górnik Zabrze 1:1
12 maja 1999 (środa), godzina 18:00 1. liga 1998/99, 26. kolejka |
GKS Katowice | 1:1 (0:1) | Górnik Zabrze | Katowice, stadion GKS-u Sędzia: Mirosław Ryszka (Warszawa) Widzów: 2 076 |
Kubisz 66 w |
0:1 1:1 |
Kompała 18 | ||
(1-4-4-2) Sławomir Rydel Artur Szymczyk (41 Grzegorz Oberaj) Mirosław Widuch Adam Bosowski (75 Piotr Jacyna) Ireneusz Kościelniak Wojciech Szala Tomasz Owczarek Artur Andruszczak (81 Michał Lorens) Adam Bała Marek Kubisz Mariusz Muszalik |
SKŁADY | (1-3-5-2) Andrzej Bledzewski Robert Kolasa Grzegorz Lekki Kamil Kosowski Arkadiusz Matejko Marcin Brosz (37 Rafał Kocyba) Michał Probierz (74 Piotr Rocki) Adam Kompała Mieczysław Agafon (65 Tomasz Prasnal) Marcin Cebula Piotr Gierczak | ||
Trener: Marek Koniarek | Trener: Jan Żurek |
Dodatkowe informacje
- Według innego źródła widzów około 3 000.
- Według innego źródła mecz o godzinie 16:30.
Relacje
Sport
Gorzko i kwaśno
Taki mecz, że wszyscy mieli... skwaszone miny. Wynik odpowiadał mało komu, ale niech tam... On stanowił margines. Jednak już gra nie odpowiadała nikomu. Prezes Górnika, Stanisław Płoskoń, wyszedł na kilka minut przed końcem meczu. Inni działacze Górnika w rozemocjonowaniu mówili o kompromitacji. Trener Jan Żurek tak tego nie określił, ale można doszukać się w jego wypowiedzi żalu o lenistwo patentowane niektórych zawodników prowadzonego przezeń zespołu.
Gospodarze byli spokojniejsi, ale był to spokój ludzi zrezygnowanych i pogodzonych z losem. Tylko Marek Koniarek nie wytrzymał przy końcu konferencji prasowej i powiedział, co myśli o wypowiedzi jednego z byłych trenerów GKS Katowice dla „Dnia”. Replikę staramy się oddać wiernie:
„Czytałem wypowiedź tego trenera, który skupił się na błędach szkoleniowych popełnionych w trakcie minionych miesięcy. Odpowiadam więc: niech mnie ten pan nie ciągnie za język, bo byłem w szatni, wtedy, kiedy on był trenerem, mógłbym więc bardzo dużo powiedzieć. Gdyby nie pewne zmiany, to już wtedy bylibyśmy w II lidze, choć grali Wojciechowski, Moskal, no i ja grałem”. Marek Koniarek nie powiedział tego wprost, ale bardzo łatwo sprawdzić, że jego riposta dotyczy osoby Piotra Piekarczyka.
W GKS i wokół niego został – może mimowolnie, ale jednak – wywołany jeszcze jeden konflikt. Tym bardziej trzeba podziwiać kibiców tego zespołu. Na każdym kroku demonstrują wobec niego lojalność i przywiązanie. Wprost przeciwnie do kibiców Górnika, którzy najpierw dali do zrozumienia, że „Górnik to my, a wy tu tylko pracujecie”, a kiedy Kompała zdobył bramkę na głos zastanawiali się „o co chodzi?”. Indagowany o to trener Żurek, czy przypadkiem nie wie o co chodzi, w tym „o co chodzi?” wyraźnie się zdenerwował: „wy dziennikarze we wszystkim wietrzycie podteksty, spytajcie się tych kibiców”. W Górniku mogą jedynie żałować, że kibice kochają już tylko siebie, a nie piłkarzy. A ci zresztą wcale wczoraj nie starali się zapracować na szczególny rodzaj sympatii kibiców.
No więc jaki był ten mecz? Obrazowo mówiąc: jedni nie chcieli, drudzy nie umieli – znamy ten scenariusz, którego efektem jest pospolita bryndza, dla której jedna gwiazdka to za dużo.
Górnik oddał w pierwszej połowie jeden celny strzał. Trzeba było trafu, albo też nieudolności obrońców katowickich, którzy najpierw nie przeszkodzili Gierczakowi w podaniu do Kompały, a następnie temu drugiemu pozwolili się w dziecinny sposób „objechać” i debiutujący w bramce GKS Rydel po raz pierwszy w I lidze doznał niemiłego niewątpliwie uczucia. Ale winy w tym jego nie było. Rydel miał jeszcze kłopoty na sam koniec, kiedy musiał bronić „główki” Cebuli. Tak poza tym zabrzanie bardzo dbali oto, żeby bramkarz gospodarzy nie zaznał nadmiaru przykrości.
Katowiczanie tacy chętni do zostawienia w spokoju Bledzewskiego nie byli, ale – jak się rzekło – nie umieli. Bramki z akcji nie zdobyli, choć Muszalik w 6 min (nie trafił po ograniu Bledzewskiego do bramki), Szala w 30 min (nie trafił w piłkę po zagraniu Bały), Oberaj w 62 i 64 min (strzały obronione przez Bledzewskiego) przynajmniej namiastkę szansy stworzyli. Trzeba było rzutu wolnego, by padło wyrównanie. Kubisz uderzył pięknie i precyzyjnie z ok. 20 metrów, a Bledzewski, nie ruszając się, tylko śledził lot piłki, która wpadła w lewy górny róg bramki. Tak poza tym – gdyby pozostać wyłącznie przy meczu – nie będzie o czym pamiętać.
P.M., Sport nr 92, 13 maja 1999