12.06.1971 - Górnik Zabrze - Stal Rzeszów 2:1
12 czerwca 1971 1. liga 1970/71, 23. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:1 (1:0) | Stal Rzeszów | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Włodzimierz Karolak (Łódź) Widzów: 7 000 |
Wilim 18 Gorgoń 72 |
1:0 2:0 2:1 |
Tandecki 90 | ||
(1-4-3-3) Jan Gomola Jan Wraży Jerzy Gorgoń Stanisław Oślizło Henryk Latocha Zygfryd Szołtysik Erwin Wilczek Lucjan Kwaśny Jan Banaś Jerzy Wilim Władysław Szaryński (64 Hubert Skowronek) |
SKŁADY | Czajkowski Skiba Ostafiński Bożek Janiak Marciniak Duda Tandecki Kozerski (67. Przybyło) Jan Domarski Konf (39. Rosół) | ||
Trener: Ferenc Szusza | Trener: Mieczysław Kruk |
Relacja
Kronika Górnika Zabrze
"Jak Górnik opanował kwestie przed warszawską recytacją, czego Zabrze miało prawo oczekiwać w obliczu rozstrzygającej bitwy o berło sezonu?" Jeśli odpowiedź miała być miarodajna, nie wolno się sugerować wynikiem sobotniego pojedynku. 2:1 zaciera faktyczny obraz, sugeruje równorzędność, której poza krótkim okresem w połowie absolutnie nie było. Górnik żądny walki, jak gdyby głodny futbolu, już z Gorgoniem, ale nadal bez Lubańskiego, zebrał tyle oklasków, ile niejedna drużyna nie otrzymała przez cały sezon. Szybkość - bez zarzutu, współpraca poszczególnych formacji bez zastrzeżeń, wola walki i kondycja na czwórkę z plusem. Wszystko dobrze z trzema wyjątkami: Latocha zbyt często oglądał plecy Kozerskiego, w drugiej linii Górnik miał "hamulcowego" w osobie Wilczka. Wreszcie w ataku nie miał Górnik lewej flanki dopóty, dopóki stanowił ją Szaryński. Jak padły bramki? Po kwadransie naporu zabrzan, zakłóconego rzadkimi, ale piekielnie niebezpiecznymi akcjami Domarskiego i Konfa, do ataku włączył się Wraży. Szybki rajd prawym skrzydłem, natychmiastowe przekazanie piłki Wilimowi i 1:0. Do końca pierwszej połowy Górnik dyktował przebieg, ale musiał maksymalnie uważać. W 72. minucie po prześlicznym crossie i celnym strzale Gorgonia, Czajkowski dał się zaskoczyć po raz drugi. Gdy do końca pozostały sekundy, zbyt krótkie wybicie Wrażego przejął Tandecki i strzelił obok zmęczonego Gomoli.
Sport
Generalna próba na "4" z plusem.
ZABRZE (inf. wł). W sobotę generalna próba, w środę - najtrudniejszy występ tegorocznego sezonu. Zatem - maksymalna koncentracja, bojowy nastrój, typowa dla wielkiego wydarzenia gorączka. Jak Górnik opanował kwestie przed warszawską recytacją, czego Zabrze ma prawo oczekiwać w obliczu rozstrzygającej bitwy o berło sezonu?
Jeśli odpowiedź ma być miarodajna, nie wolno sugerować się wynikiem sobotniego pojedynku. 2:1 zaciera faktyczny obraz, sugeruje równorzędność, której poza krótkim okresem w pierwszej połowie absolutnie nie było. Górnik żądny walki, jak gdyby głodny futbolu, już z, Gorgoniem, ale nadal bez Lubańskiego, zebrał tyle oklasków, ile niejedna drużyna nie otrzymała przez cały sezon. Szybkość - bez zarzutu, współpraca poszczególnych formacji bez zastrzeżeń, wola walki i kondycja na czwórkę z plusem.
Wszystko dobrze z trzema wyjątkami: każdy z nich tkwił w innej formacji. W obronie nękany kontuzjami Latocha stanowczo zbyt często oglądał plecy Kozerskiego, znać wyraźnie, że daleko mu do poziomu, demonstrowanego w okresie występów w reprezentacji. W drugiej linii zadziwiająco szybko tego wieczoru Górnik miał "hamulcowego" w osobie Wilczka. Wysoka kultura gry tego zawodnika nie szła w parze z wymaganym tempem, dyktowanym przez resztę kolegów. Wreszcie w ataku Górnik nie miał pełnowartościowej lewej flanki dopóty, dopóki stanowił ją Szaryński. Odkąd puszczono w bój Skowronka, akcje zabrzan poszły jeszcze bardziej w górę, świeży zawodnik na murawie stał się współtwórcą drugiej bramki.
Trzy słabe ogniwa w znakomicie dysponowanym i sprawnie funkcjonującym mechanizmie nie miały wpływu na jego rytm, choć w perspektywie występu warszawskiego nie powinny mieć w ogóle miejsca, jeśli chce się zrobić wszystko, żeby nie zmarnować wielkiej szansy. Nieomal pewny udział Lubańskiemu nie daje żadnej gwarancji, że w ogólnym bilansie zrównoważy to słabości. Skoro mimo to Górnik grał w ogólnej ocenie tak dobrze to, dlaczego wygrał tylko 2:1? Wolno przypuszczać, że wynik byłby niewspółmiernie wyższy, gdyby w bramce stalowców bronił ktokolwiek inny, a nie, Czajkowski. Kto do soboty podawał w wątpliwość awans tego piłkarza do kadry narodowej, ten w Zabrzu musiał zmienić zdanie. Młody następca Majchra dowiódł wielkiego talentu, zaimponował refleksem, śmiałością i skutecznością interwencji, dzięki czemu stał się jedną z pierwszoplanowych postaci na murawie. Obserwatorom pojedynku pozostanie zapewne na długo w pamięci kapitalna obrona piłki po strzale z woleja Gorgonia oddanym w samo okienko z odległości paru metrów. Podobnych i nie mniej efektownych interwencji miał rzeszowianin dziesiątki, bronił jak w transie, gdy Górnik atakował non stop, nie zwalniał tempa, włączał do ostrzału nawet obrońców a zwłaszcza jednego z najbardziej aktywnych na murawie - Gorgonia. To właśnie lwia zasługa Czajkowskiego, od soboty - wielkiego pupila zabrzańskiej publiczności, że występ rzeszowian mimo rzadkich dowodów ofiarności, nie skończył się katastrofą.
Jak padły bramki? Po kwadransie naporu zabrzan, zakłóconego rzadkimi, ale piekielnie niebezpiecznymi akcjami Domarskiego i Konfa, do ataku włączył się Wraży. Szybki rajd prawym skrzydłem, natychmiastowe przekazanie piłki Wilimowi i 1:0. Piękna bramka, błyskawiczna niczym mrugnięcie powieki, wystawiła wysokie świadectwo przede wszystkim nareszcie w pełni pożytecznemu Wilimowi. Do końca I połowy Górnik dyktował przebieg, ale musiał maksymalnie uważać, ponieważ każdy kontratak gości oznaczał największe niebezpieczeństwo. Odkąd opuścił jednak murawę kontuzjowany Konf, a wkrótce potem podzielił jego los Kozerski, Stal straciła dosłownie i w przenośni skrzydła, przestała ufać atakowi i skoncentrowała całą uwagę na obronie. Odtąd walka stała się jednostronna, wszystko sprowadziło do pytania: czy Czajkowski, dzielnie wspierany przez Ostafińskiego, zdoła zapobiec katastrofie? Zdołał, choć w 72 min. po prześlicznym crossie Skowronka i celnym strzale Gorgonia, dał się zaskoczyć. Raz pomogła mu poprzeczka po rzadkiej piękności strzale Szołtysika. Gdy do końca pozostały sekundy zbyt krótkie wybicie Wrażego przejął Tandecki i strzelił obok zaskoczonego Gomoli.
Sędzia Karolak, aczkolwiek uczynił wszystko, aby nadążyć za tempem zabrzan, nie ustrzegł się błędów, które mogły mieć wpływ na losy pojedynku. Dwukrotnie źle ocenił atak Wilima, raz odwrotnie podyktował rzut wolny, gdy Konf sfaulowany, przez Gomolę musiał opuścić murawę.
JANUSZ JELEŃ, Sport nr 92 z 14 czerwca 1971r.