13.03.1968 - Górnik Zabrze - Manchester United 1:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
13 marca 1968 (środa), godzina 18:00
PEMK 1967/68, rewanż 1/4 finału
Górnik Zabrze 1:0 (0:0) Manchester United Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Concetto Lo Bello (Syrakuzy, Włochy)
Widzów: ok. 90 000
Herb.gif HerbManchesterUnited.gif
Lubański 72 1:0
Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Henryk Latocha
Erwin Wilczek
Alojzy Deja
Alfred Olek
Jerzy Musiałek
Włodzimierz Lubański
Roman Lentner
SKŁADY Alex Stepney
Tony Dunne
Francis Burns
Paddy Crerand
David Sadler
Nobby Stilles
John Fitzpatrick
Bobby Charlton
David Herd
Brian Kidd
George Best
Trener: Géza Kalocsay Trener: Matt Busby

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Program meczowy.
Bilet meczowy.

Ponad 200 tys. miłośników futbolu chciało zobaczyć rewanżowe spotkanie Górnika z Manchesterem United. O 100 tys. więcej niż wynosiła pojemność Stadionu Śląskiego, największego ówcześnie obiektu piłkarskiego w Polsce. Kłopoty z rozdziałem biletów były więc ogromne. Ci, którzy nie otrzymali biletów, musieli się zadowolić oglądaniem spotkania na ekranie telewizji lub słuchaniem transmisji radiowej.

Na kilka dni przed spotkaniem w trakcie konferencji prasowej trener Kalocsay był przekonany, że United nie zagra w Chorzowie tak dobrze jak w Manchesterze. Mistrz Anglii miał na Old Trafford swój dzień, w którym wszystko mu wychodziło. Ponadto uważał, że wysiłek, jaki piłkarze z Anglii włożyli w pierwszy mecz będzie ich drogo kosztował. Byli to owszem zawodnicy, którzy dysponowali żelazną kondycją, ale piekielne tempo przez 90 minut musiało nadwyrężyć ich siły. Pokazała to też ligowa porażka z Chelsea Londyn.

Na krótko przed meczem mieszkańcy Zabrza zaopatrywali się w szklanki wyprodukowane przez krośnieńską hutę szkła, na których w kolorach uwieczniono daty obydwu spotkań oraz klubowe herby Górnika i Manchesteru. W Chorzowie kolekcjonerzy sportowych pamiątek mieli okazję wzbogacić się o okolicznościowe programy oraz wydawnictwo pt. "Stadion Śląski", w którym znalazły się dokładnie opisane wydarzenia z chorzowskiego stutysięcznika. Ale nie tylko na hobbystów czekały prezenty. Otrzymali je również piłkarze. Kostce wręczono "pucharek prezesa" przyznany mu podczas sobotniej audycji telewizyjnej Fedorowicza i Gruzy - "Małżeństwa doskonałe". Lubański otrzymał piękną paterę w darze burmistrza Loebau z NRD.

Chyba nikt nie był w stanie zliczyć transparentów, którymi na trybunach powiewali kibice. Chyba nikt również nie odczytywał ich treści. A świadczyły one o tym, że za Górnikiem była cała Polska. Przykłady? "Nie pomoże Charlton łysy - gdy kibice są tu z Nysy".

"Pamiętajcie też górnicy, co Wam mówią zwolennicy. Szturmem bramkę atakować i trzy gole w nią wpakować..." Łatwiej okazało się trzy gole... zrymować, niż zaaplikować Mistrzowi Anglii.

Do trzeciego meczu z United zabrakło Górnikowi jednej bramki. Nieustająca, 90 minutowa ofensywa Zabrzan przyniosła im cenne zwycięstwo nad jakże renomowanym rywalem. Do półfinału Pucharu Europy awansował jednak mistrz Anglii. Bramka zdobyta przez Kidda w 89. minucie gry na Old Trafford miała więc decydujące znaczenie. Mimo wielkiego nakładu sił, ambicji całego zespołu, Górnikowi nie udało się zniwelować strat poniesionych w pierwszym spotkaniu.

Nikt nie miał jednak do Górnika pretensji. Mistrz Polski z honorem zakończył swą przygodę w kolejnej edycji PKME. Odpadł po zaciętej walce z drużyną, którą każdy znający się na rzeczy musi zaliczyć do światowej klasy. W grze gości było na prawdę wiele rzeczy do podziwiania, godnych uwiecznienia kamerą. Przed dwoma tygodniami kibice byli świadkami ich ofensywy. W środowy wieczór na Stadionie Śląskim United wykazał, że podobne walory przedstawia także wówczas, gdy się nastawia lub jest zmuszony do defensywy. Dużą satysfakcję sprawiała obserwacja błyskawicznej organizacji ich obrony. Nie miała wspólnego z topornym murowaniem własnej bramki. Świetna technika, szybkość, wspaniały start, znakomita gra głową i "z głową" - te wszystkie elementy tworzyły wszechstronny zespół światowej klasy, dla którego nawet zimowa sceneria Stadionu Śląskiego nie stanowiła żadnej przeszkody.

Jeśli tyle w pełni zasłużonych superlatywów skierowano pod adresem gości, to w tym świetle tym bardziej wzrastała wartość zwycięstwa górniczej jedenastki. Oczywiście zdawano sobie sprawę, że jeszcze spora różnica w zakresie umiejętności technicznych i taktycznych dzieli obydwa zespoły, ale nawet w tym kontekście sam fakt stoczenia fascynującego pojedynku, w którym losy awansu do następnej rundy ważyły się do końcowych minut wystawia polskiemu Mistrzowi doskonałe świadectwo. Zwłaszcza - czego nie należy zapominać - że przez większość spotkania występował z zawodnikiem kontuzjowanym grającym połową swoich możliwości.

Wbrew oczekiwaniom Anglicy dawali sobie świetnie radę na dość niecodziennej dla nich nawierzchni boiska. Pierwszą połowę rozegrali jak wytrawni szachiści. Mimo stałego naporu zabrzańscy zawodnicy mieli bardzo niewiele sposobności do oddania skutecznego strzału. Tak sprawnie działał zwarty, ruchomy blok obrony gości.

W tym okresie Górnicy nie grali najlepiej taktycznie. Być może, że na obrazie gry zaważyła kontuzja Wilczka. Zabrakło rutynowanego stratega w środku pola. Atakowano zbyt nerwowo. Wkładano dużo pasji, impetu, a zbyt mało rozwagi. Za mało stosowano uderzeń z pierwszej piłki, zaniedbywano grę flankami.

Po przerwie sytuacja uległa znacznej poprawie. Impet Polaków został poparty jakąś myślą przewodnią i wówczas kibice byli świadkami emocji najprzedniejszego gatunku. Zdobycie bramki dodało skrzydeł chłopcom Gezy Kalocsaya. Atakowali z furią i wówczas można było tym bardziej ocenić wysoką klasę i opanowanie gości. Zaczęli zwalniać grę, bardziej szanować piłkę. Robili to na ogół w sposób zgodny z przepisami. Kilkukrotne celowe wybicie za aut w konkretnej sytuacji obrony awansu nie mogło zmienić ogólnej ich oceny.

Spośród 22 piłkarzy oglądanych na boisku największe wrażenie pozostawiła gra Bobby Charltona. To była klasa! Człowiek-baza, dyrygent, reżyser. Techniczne problemy rozwiązywał z dziecinną łatwością, widział wszystko, co działo się na boisku, w każdy momencie wybierał najodpowiedniejsze zagrania, zwalniał lub przyspieszał tempo w miarę potrzeby. Podana przez niego piłka była nieosiągalna dla przeciwnika i docierała nieomylnie do adresata. Pracowitość, wszędobylskość była godna podziwu... Charlton był graczem niemal wzorcowym. Mniej efektowny, lecz bardzo skuteczny był wicedyrygent Crerand - również wszechstronny piłkarz.

Best był otoczony bardzo troskliwą opieką Latochy. Nie mieli miał sposobności do popisania się swymi umiejętnościami, ale w kilku wypadkach, gdy do tego dochodziło, demonstrował kunszt dryblera i technika najwyższej klasy.

Najniebezpieczniejszy był młody Kidd. Utrzymanie go w ryzach nie należało do łatwych rzeczy. Świetne wyszkolenie i refleks dały się widzieć przy interwencjach Stepneya. Słabych punktów nie sposób było wprost się dopatrzyć.

W zabrzańskim zespole na najwyższe noty zasłużył szczególnie Oślizło. Jego interwencje budziły każdorazowo pełne zaufanie skutecznością, pewnością. Dzielnie sekundował mu Florenski. Doskonale wywiązywał się z trudnego zadania Latocha.

W ataku Lubański był pilnowany przez przeciwników bardzo troskliwie, lecz mimo to każde niemal jego dojście do piłki oznaczało alarm pod bramką Stepneya. Wiele godnych rajdów zademonstrował Lentner. Niemniej efektywna była praca pomocników Deji i Olka. Bohater meczu na Old Trafford Kostka nie miał tym razem zbyt wiele do roboty.

Anglicy podziękowali górnikom za grę, zabrzanie pogratulowali awansu do półfinału. Publiczność, oczywiście ta znająca się na futbolu, potrafiąca uznać klasę rywala, opuszczała stadion twierdząc, że Górnik odniósł wielki sukces. Kto mógł wiedzieć, że pokonał przyszłego zdobywcę PKME?