13.04.1958 - Górnik Zabrze - Gwardia Warszawa 3:4
13 kwietnia 1958 (niedziela), godzina 16:30 1. liga 1958, 4. kolejka |
Górnik Zabrze | 3:4 (3:2) | Gwardia Warszawa | Chorzów, Stadion Śląski Sędzia: Stanisław Marciniak (Łódź) Widzów: 25 000 |
Kowal 15 Jankowski 27 Pol 45 k |
0:1 1:1 2:1 2:2 3:2 3:3 3:4 |
Hachorek 2 Gawroński 35 Hachorek 48 Hachorek 56 k | ||
Józef Machnik Antoni Franosz Stefan Florenski Henryk Hajduk Ginter Gawlik Marian Olejnik Ernest Pol Edward Jankowski Edmund Kowal Roman Lentner Henryk Szalecki |
SKŁADY | Tomasz Stefaniszyn Wojciech Woźniak Zdzisław Maruszkiewicz Wojciech Hodyra Ryszard Wiśniewski Emil Szarzyński Jan Gawroński Adam Brzozowski Stanisław Hachorek Zbigniew Szarzyński Krzysztof Baszkiewicz | ||
Trener: Zoltán Opata | Trener: Tadeusz Foryś |
Relacja
Sport
ZABRZE. — Zabrska twierdza została zdobyta i Mistrz Polski poniósł porażkę wobec własnej widowni. Otrzymał za to solidną porcję gwizdów od swoich sympatyków. Widzieliśmy już sporo występów Górnika i nie pamiętamy, by zabrzanie kiedykolwiek żegnali w ten sposób schodzących do szatni pupilów.
Trzeba jednak przyznać, te zasłużyli na tego rodzaju "karę". Jakkolwiek pokazali bez wątpienia lepszy futbol, niż w czasie świąt, nie byli jeszcze ta drużyną, która błyszczała na naszych ligowych boiskach jesienią ubiegłego roku.
Z OBŁOKÓW NA ZIEMIĘ
Trudno ustalić, co jest właściwym powodem wyraźnej obniżki formy górników. Wydaje się, iż u podstaw każdego ich niepowodzenia leży przede wszystkim przesadna pewność siebie. Długa seria zwycięstw zmanierowała piłkarzy Zabrza do tego stopnia, ze każdego krajowego rywala traktują jako dostarczyciela punktów. Wczoraj zapłacili za ten błąd ciężki haracz. Gwardziści sprowadzili ich z obłoków na ziemię i pokazali, że w niektórych wypadkach oni mogliby być nauczycielami mistrza Polski. Mamy tu przede wszystkim na myśli umiejętności regulowania tempa gry, pomysłowość w atakowaniu bramki przeciwnika, oraz sposób wykańczania sytuacji podbramkowych. Każdą taką okazje warszawianie umieli wykorzystać niemal bezbłędnie, podczas gdy górnicy stosowali aż do znudzenia system tzw. stu podań.
NIEPEWNA DEFENSYWA
Nie tyle jednak gra formacji ofensywnych zadecydowała o losach wczorajszego pojedynku, gdyż zarówno górnicy, jak i gwardziści przeprowadzili szereg naprawdę porywających kombinacji, ile postawa obu blokow obronnych. Porównanie tych ostatnich wypadało zdecydowanie na korzyść gości, ich defensywa stanowiła tak scementowaną linię, że absolutny nie było mowy o sforsowaniu jej jakimś pospolitym trickiem. Obrona zabrzan dla odmiany posiadała szereg poważnych luk, przez które goście przedostawali się z łatwością.
Podobnie jak w poprzednich spotkaniach, zdecydowanie najsłabiej wypadł Hajduk. Już w drugiej minucie lewy obrońca Górnika "sfabrykował" do spółki z Machnikiem bramkę. Pozwolił się ograć Gawrońskiemu, ten przekazał piłkę nieobstawionemu Hachorkowi i zanim niezdecydowany Machnik wyskoczył z bramki, Gwardia prowadziła 1:0.
Utrata drugiej bramki obciąża konto bramkarza Górnika, który daleką, stosunkowo niegroźną centrę Hachorka wypuścił z rąk, umożliwiając stojącemu obok niego Gawrońskiemu na wtłoczenie piłki poza linię bramkową.
Błędy te miały decydujący wpływ na końcowy wynik. Napad Górnika musiał bowiem wydać z siebie tyle energii, by wyrównać swe straty, że w końcówce, kiedy przeciwnik prowadził 4:3. nie miał już sił, aby uratować przynajmniej jeden punkt.
BRAWO STEFANISZYN
Przydałby się górnikom lepszy bramkarz. Machnik nie budzi bowiem zaufania. Na każdym meczu popełnia jeden lub dwa błędy, które deprymują jego partnerów i odbierają im ochotę do walki. Nie prędko chyba jednak doczekają się zabrzanie goalkipera z prawdziwego zdarzenia, gdyż Kaczmarczyk, który bronił w poprzednich spotkaniach, reprezentuje mniej więcej tę samą klasę co Machnik. Wczoraj nie pozostało im nic innego, jak zazdrościć gwardzistom tak świetnego bramkarza, jak Stefaniszyn i patrzeć na jego znakomite interwencje. Tuż po przerwie Stefaniszyn uchronił swój zespół od utraty trzech — zdawało się — niechybnych bramek. Podobną sztuką popisał się na kilka minut przed końcem meczu parując na korner "atomowy strzał" Jankowskiego. Nic też dziwnego, że gwardziści siarczyście wycałowali swojego bramkarza, kiedy sędzia odgwizdał koniec tego emocjonującego pojedynku.
Kończąc, wypada stwierdzić, te było to najlepsze spotkanie, jakie widzieliśmy w tym sezonie na stadionie Górnika, w ciągu 90 minut widownia przeżyła szereg momentów, które na długo pozostaną zapewne w pamięci. A siedem efektownych bramek i niezliczona ilość celnych strzałów sprawiły, ze nikt nie mógł narzekać na brak emocji.
St. WOJTEK
Przegląd Sportowy
Gwardia Warszawa wygrywa z mistrzem Polski 4:3. Hachorek pokazał jak się strzela.
Mistrz Polski i lider I ligi Górnik Zabrze pokonany na własnym boisku! To prawdziwa niespodzianka, tym większa, iż gospodarze bardzo solidnie się do tego spotkania przygotowywali, przebywając nawet na specjalnym zgrupowaniu w Świerklańcu, gdzie mieli wypocić z siebie nabytą w czasie świąt ospałość.
Niespodzianka tym większa, te Gwardia wygrała zasłużenie, choć uśmiechnęło się do niej szczęście, które jednak — jak zwykle — sprzyja lepszym. Tą lepszą drużyną byli na boisku warszawiacy. Już w pierwszych 10 minutach gry dali oni pokaz doskonałego futbolu, przesiadując pod bramką Górnika i zatrudniając Machnika. Gdy już w 2 minucie Hachorek po płynnej akcji ataku wjechał z piłką niemal do bramki, zdobywając prowadzenie, wydawało się, iż gwardziści rozgromią mistrza Polski. Tak bowiem składnie grali przez następnych 8 minut podopieczni trenera Forysia.
Zabrzanie jednak, to też nie ułomki. Potrafili otrząsnąć się z dużej przewagi gości, by z kolei przejść do generalnego natarcia, które z małymi wyjątkami trwało do końca pierwszej połowy. Ale i w tym okresie gry Gawroński nieoczekiwanie zdobył wyrównującą bramkę, wpychając do siatki piłkę wypuszczoną przez Machnika po centrze z prawej flanki. Gawroński bardzo delikatnie zaatakował Machnika i była to najczystsza bramka, choć wielu dopatrywało się faulu warszawskiego napastnika.
Pod koniec I polowy Stefaniszyn miał pełne ręce roboty i choć puścił on trzy bramki, to jednak nic nie można mu zarzucić. We wszystkich bowiem wypadkach interweniował z kocia zwinnością, był jednak bezradny wobec precyzyjnych strzałów zabrskich bombardierów. Po zmianie stron Górnik ruszył do natarcia i znów Stefaniszyn miał okazje, popisania się swą formą, wyłapując groźny strzał Lentnera. Gdy piłkę wybił i przeniosła się ona na pole karne Górnika, podanie otrzymał Hachorek i, mimo trudnej pozycji strzeleckiej wpakował piłkę do siatki strzałem z woleja w górne okienko.
Utrata bramki podziałała na zabrzan jak czerwona płachta na byka. Znów ruszyli oni do natarcia, wypracowując sobie , wiele pozycji, które zakończono oddaniem groźnych strzałów. Stefaniszyn był jednak zawsze na posterunku. Interweniował skutecznie, w najgorszym wypadku wybijał piłkę na korner.
Gdy napór górników trochę zelżał, Gwardia przystąpiła do ataku, który zakończył się zdobyciem bramki z rzutu karnego za rękę Olejnika. Przy tej okazji warto podkreślić, iż egzekutor jedenastki Hachorek tak zwiódł Machnika, iż rzucił się on w prawy róg bramki, podczas gdy piłka potoczyła się w przeciwną stronę.
Teraz Górnik postawił wszystko na jedną kartę. Atakował falami, jednak napastnikom i brak już było siły do oddania strzału, wobec którego Stefaniszyn byłby bezradny. Gwardziści od zdobycia zwycięskiej bramki grali wzmocnioną defensywą, co wcale nie umniejsza ich sukcesu, na który rzetelnie zasłużyli. Gwardia przeciwstawiła mistrzowi Polski większą szybkość I tym atutem pokonała zabrzańskiego lwa w jego jaskini. W ataku Gwardii i wyróżnił się Hachorek, dobre momenty miał Baszkiewicz, który o mało co nie zdobył bramki bezpośrednio z rzutu rożnego. Defensywa wypadła bez zarzutu, nawet weteran Maruszkiewicz grał niemal bez pudła. Stefaniszynowi poświęciliśmy już sporo miejsca, jednak należy jeszcze raz podkreślić jego dobrą formę i uznanie kapitanatu PZPN.
Górnik właściwie zawiódł. Atak, pozbawiony Fojcika, nie miał kierownika w całym tego słowa znaczeniu. Funkcję tę spełniali niemal wszyscy napastnicy, jednak bez większego powodzenia. Jankowski i Lentner wypadli najlepiej na całej linii, zawiódł natomiast kadrowicz Pohl. Podobnie Jak i inny wybraniec kapitanatu pomocnik Gawlik, który był mało widoczny.
Przegląd Sportowy nr 59, 14 kwietnia 1958