13.04.1997 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 4:1
13 kwietnia 1997 (niedziela), godzina 17:30 1. liga 1996/97, 25. kolejka |
ŁKS Łódź | 4:1 (2:0) | Górnik Zabrze | Łódź, stadion ŁKS-u Sędzia: Jacek Granat (Warszawa) Widzów: 2 945 |
Trzeciak 8 w Dubicki 45 Trzeciak 65 Komar 80 |
1:0 2:0 2:1 3:1 4:1 |
Krzętowski 47 | ||
Pawlak, Danielewicz | Piotrowicz, Szemoński, Kampka | |||
(1-3-5-2) Bogusław Wyparło Tomasz Kłos Tomasz Kos Rafał Pawlak Marcin Danielewicz Daniel Treściński (81 Krzysztof Przała) Maciej Terlecki Rafał Niżnik Tomasz Romaniuk (66 Witold Bendkowski) Daniel Dubicki (76 Ireneusz Komar) Mirosław Trzeciak |
SKŁADY | (1-3-5-2) Mirosław Warzecha (13 Dariusz Klytta) Marek Piotrowicz Grzegorz Lekki Łukasz Gorszkow Piotr Gruszka (27 Piotr Rocki) Dariusz Dźwigała Maciej Krzętowski Tomasz Hajto Mieczysław Agafon Marcin Kuźba (74 Marek Szemoński) Arkadiusz Kampka | ||
Trener: Marek Dziuba | Trener: Henryk Apostel |
Dodatkowe informacje
- Bramka Macieja Krzętowskiego była jubileuszowym, siedemsetnym trafieniem Górnika w meczu wyjazdowym na najwyższym szczeblu rozgrywek.
Relacje
Sport
Bez taryfy ulgowej
Dokładnie 40 lat temu ŁKS wygrywając finałowe spotkanie w Łodzi z Górnikiem Zabrze 2-1 zdobył jedyny raz w swej długiej historii Puchar Polski. Następcy strzelców bramek w tamtym pamiętnym meczu nieżyjącego już Stanisława Barana i Kazimierza Kowalca w niedzielę odprawili zabrzan z czterobramkowym bagażem, tracąc tylko jednego gola. Jeśli dodamy, że wygrana miejscowych mogła wypaść jeszcze bardziej okazale, gdyż oprócz 4 zdobytych goli najlepszy na boisku Trzeciak w 19 min. trafił w słupek, a w 62 min. w poprzeczkę. Ponadto ŁKS w pierwszej połowie zdobył jeszcze dwie bramki nieuznane przez arbitra z powodu spalonego i faulu.
Po zdecydowanej przewadze łodzian w pierwszej części gry, w której zabrzanie byli raczej tylko statystami (tylko raz celnie strzelali na bramkę rywali i trzykrotnie posyłali piłki w aut), początek drugiej połowy przyniósł zaskoczenie. Już druga akcja zabrzan po przerwie w 46 min. zakończyła się zdobyciem kontaktowej bramki przez Krzętowskiego, który z bliskiej odległości po podaniu Hajty wepchnął piłkę do siatki. Wydawało się, że zabrzanie poderwą się do ataku i doprowadzą do remisu. Wprawdzie początkowo kilka razy groźniej atakowali oni bramkę Wyparły, ale ten bronił z dużym wyczuciem. Sporo zamieszania pod bramką łodzian wprowadzały trzy wyrzuty z autu piłki przez Hajto na pole bramkowe. Jednak po kwadransie w miarę wyrównanej gry gospodarze przeprowadzili kilka groźnych kontr, które zaowocowały dwoma golami. W 62 min. po składnej akcji Niżnik - Danielewicz - Trzeciak, ten ostatni trafił w poprzeczkę, ale 3 min. później Treściński stoczył bój z Klyttą i Lekkim, w wyniku którego piłka znalazła się pod nogami Trzeciaka, który strzałem w długi róg podwyższył wynik na 3-1. W kilku innych groźniejszych sytuacjach dość udanie interweniował Klytta, a strzały Danielewicza i Dubickiego mijały cel. Przy wyniku 3-1 zabrzanie też mieli jedną stuprocentową sytuację. Szemoński podał idealnie do Gorszkowa, ale Wyparło w sytuacji sam na sam zdjął piłkę rywalowi z nogi. W 3 min. później kolejna składna akcja gospodarzy przyniosła im czwartego gola, którego zdobył wprowadzony w 80 min. Ireneusz Komar, wykańczając składną akcję Treścińskiego z Danielewiczem. Zabrzanie już przestali wierzyć w możliwość poprawienia wyniku, natomiast piłkę po strzałach Trzeciaka i Przały pewnie wyłapywał bramkarz zabrzan. Na widowni zabrakło kibiców Zabrza, gdyż jak poinformowali organizatorzy meczu w drodze zdemolowali oni wagon w Częstochowie i nie dotarli do Łodzi.
Mirosław TRZECIAK: - Jest to już chyba 12 mecz w ŁKS, który zakończył się wygraną mojej drużyny. Podobnie jak innym moim kolegom grało mi się bardzo dobrze. Nie zniechęciła nas ostra walka. Cieszę się, że ja i moi koledzy nie przejęliśmy się posądzeniami, że zastosujemy wobec Górnika ulgową taryfę. Widzi pan mój rozcięty łuk brwiowy i zakrwawioną twarz. Czy to, podobnie jak końcowy wynik meczu, może świadczyć o jakiejś ulgowej taryfie?
Henryk APOSTEL: - Mecz nie mógł zakończyć się innym wynikiem, skoro moi podopieczni już na początku sprawili gospodarzom trzy prezenty, z których nasi rywale zdobyli jedną bramkę. To, co zademonstrowali moi piłkarze nie licuje z mianem pierwszoligowców. Wszyscy bez wyjątku grali bardzo słabo i prawdę mówiąc nie widzę, aby kogoś wyróżnić.
Marek DZIUBA: - Tym razem jestem zadowolony nie tylko z wyniku, ale i z gry mojego zespołu. Swą ambitną a zarazem skuteczną grą ponownie zadali kłam tym, którzy węszyli, że z Górnikiem będziemy grać ulgowo. Moi podopieczni, a zwłaszcza Trzeciak i Terlecki zadali temu kłam.
Sport, nr 72 z 13 kwietnia 1997 r.