13.05.1970 - Górnik Zabrze - Pogoń Szczecin 2:0
13 maja 1970 (środa), godzina 18:00 1. liga 1969/70, 20. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:0 (2:0) | Pogoń Szczecin | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Stanisław Eksztajn (Warszawa) Widzów: 10 000 |
Lubański 5 g Szaryński 39 |
1:0 2:0 |
|||
(1-4-3-3) Hubert Kostka Rainer Kuchta Stanisław Oślizło Jerzy Gorgoń Karol Kapciński Erwin Wilczek Zygfryd Szołtysik Alfred Olek Jan Banaś Włodzimierz Lubański Władysław Szaryński (69 Hubert Skowronek) |
SKŁADY | Wojciech Frączczak Franciszek Gołkowski Hubert Fiałkowski Bronisław Szlinter Bogdan Maślanka Joachim Gacka Tadeusz Czubak Mirosław Justek Zenon Kasztelan Marian Kielec Kazimierz Pawlaczyk | ||
Trener: Michał Matyas |
Relacja
Kronika Górnika Zabrze
Pogoń zaczęła jakby trochę bojąc się finalisty Pucharu Zdobywców Pucharów. Bardzo głęboko cofnięci portowcy nie dali rady jednak utrzymać wyniku remisowego. Ich defensywa zawiodła już w 5. minucie, kiedy to Lubański urwał się swoim "opiekunom" i zdobył pierwszą bramkę strzałem głową. Druga bramka padła w podobnych okolicznościach. Tym razem do dośrodkowania z boku doszedł Szaryński i pokonał Frączczaka. Niestety, w późniejszej fazie meczu zabrzanie nie byli już w stanie uciec spod opieki szczecińskiej obrony. Zadowoleni tym wynikiem nie podkręcali już tempa. Nie było to wielkie widowisko, Górnik zwyciężył najmniejszym możliwym nakładem sił. Przez cały mecz goście oddali tylko dwa strzały na bramkę, z którymi bramkarz zabrzan Kostka nie miał większych problemów. Gdyby Pogoń była w stanie zmusić zabrzan do większego wysiłku z pewnością mecz mógłby być dużo ciekawszy, jednak było to ponad siły portowców.
Sport
Zabrze. Pogoń zaczęła z wyraźnym kompleksem niższości. Pucharowe wyniki Górnika z jednej strony, a porażka z Cracovią z drugiej – zrobiły swoje. Portowcy zaryglowali przede wszystkim dostęp do własnej bramki. Czubak dreptał krok w krok za Lubańskim, a w przodzie zostali jedynie Kasztelan i Kielec. Czyżby się miała powtórzyć historia bezbramkowego remisu z Gwardią?
Górnik jednak potrafił wyciągnąć wnioski z tamtego spotkania. Zabrzanie zaczęli z dużym impetem. Rajdy Wilczka siały popłoch w defensywie szczecinian, a Czubak nie mogąc sobie inaczej poradzić z Lubańskim omal nie rozerwał mu koszulki. Nie na wiele to się zdało. Już w 5 min. mieliśmy pokazową lekcję uwalniania się spod kontroli obrońców. Lubański zmylił czujność swoich opiekunów, nagle wyrósł za plecami stopera Fijałkowskiego i ledwo dostrzegalnym ruchem głowy skierował dośrodkowanie Banasia do siatki. Stadion zatrząsnął się od braw. Później zresztą także rozbrzmiewały oklaski, gdy w 11 min. Szaryński huknął z półwoleja w „okienko” (Frączczak jakimś siódmym zmysłem wyczuł intencje skrzydłowego zabrzan i zdołał wypiąstkować piłkę). W niespełna 7 min. później Kuchta omal nie zdobył drugiej bramki z rzutu wolnego.
W tym czasie na widowni czyniono zakłady, Górnik wygra w dwucyfrowym stosunku, czy może „tylko” 5:0. W 33 min. znów „zapachniało” golem. Szaryński idealnie zaadresował piłkę do Wilczka, ten strzelił. Frączczak odbił z najwyższym trudem, a poprawka Lubańskiego trafiła w słupek. W chwilę później na tablicy wyskoczyła „dwójka”. I ta akcja aż prosiła o zarejestrowanie na taśmie filmowej. Lubański niemal z linii autu bramkowego posłał płaskie dośrodkowanie na przedpole szczecinian. Szaryński – jakby wyczuł intencje swego kolegi – wystartował o ułamek sekundy szybciej od obrońców Pogoni i nie miał żadnych problemów z podwyższeniem wyniku.
Charakterystyczne, że obydwie bramki padły nie tylko dzięki precyzyjnym dośrodkowaniom, ale i – a może nawet przede wszystkim – dzięki błyskawicznemu wychodzeniu na pozycję. Tylko w ten sposób można dziś wymanewrować szczelną obronę. Niestety im później, tym mniej było takich momentów. Górnicy usatysfakcjonowani wynikiem coraz rzadziej zdobywali się na zaskakujące przerzuty i „podkręcanie” tempa w pobliżu bramki Frączczaka.
Nie był to z pewnością wielki mecz. 10-tysięczna widownia zrozumiała chyba „tajemnicę” sukcesu Cracovii przed niespełna tygodniem w Szczecinie. Dobry bramkarz, harujący w centrum pola Gacki i próbujący niepokoić defensywę przeciwnika Kasztelan, to o wiele za mało jak na I-ligowy zespół. Kielec był ociężały i wyróżniał się na boisku raczej tylko… najdłuższymi baczkami. Do tego portowcom wyraźnie brakowało kondycji…
A Górnik? Zabrzanie wystąpili bez Latochy, który – jak nas poinformował inż. Henryk Loska – cierpi na lumbago i jego udział w meczu z NRD w Krakowie jest raczej wykluczony. Kapciński nie był pełnowartościowym zastępcą naszego reprezentanta, a na dodatek Gorgoń wyraźnie nie mógł sobie znaleźć miejsca na boisku i długo nie potrafił wejść w uderzenie. Kostka w ciągu całego meczu nie miał ani jednego strzału w światło bramki, jeśli nie liczyć dwóch „strzało-podań” napastników Pogoni. Szołtysik zdradza chyba oznaki przemęczenia, natomiast Wilczek był najmocniejszym punktem środkowej linii Górnika. Dysponował (zwłaszcza w I połowie) dobrym przeglądem sytuacji, próbował zaskakujących przerzutów i rajdów, po których ręce same zrywały się do oklasków. Podobnie Szaryński, który pozbył się już chyba kompleksu… II-ligowca. Wczoraj grał bez zahamowań, dużo i celnie strzelał, inicjował wiele groźnych akcji.
Mecz byłby z pewnością ciekawszy, gdyby Pogoń przynajmniej okresami potrafiła nawiązać równorzędną walkę, potrafiła zmusić górników do większego wysiłku. Ale to – jak już wspomnieliśmy – było ponad siły i umiejętności portowców.