15.03.1980 - Górnik Zabrze - Szombierki Bytom 2:2
15 marca 1980, godzina 16:00 1. liga 1979/80, 17. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:2 (0:0) | Szombierki Bytom | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Włodzimierz Bródka (Gdańsk) Widzów: ok. 27 000 |
Curyło 76 r Gorgoń 88 k |
0:1 1:1 1:2 2:2 |
Wojtowicz 57 Wojtowicz 84 | ||
Jarzina | Sośnica | |||
(1-4-3-3) Waldemar Cimander Bernard Jarzina (70 Leszek Brzeziński) Jerzy Gorgoń Tadeusz Dolny Ireneusz Lazurowicz Joachim Hutka Emil Szymura Stanisław Curyło Edward Socha Andrzej Pałasz Marian Zalastowicz (70 Janusz Marcinkowski) |
SKŁADY | Surlit Sośnica Mierzwiak Włodarczyk Sroka Jan Byś Herisz Wojtowicz Nagiel (46 Kwaśniowski) Roman Ogaza Rabenda (74 Sobol) | ||
Trener: Władysław Żmuda | Trener: Hubert Kostka |
Relacje
Sport
Cztery bramki i wielkie emocje w Zabrzu
Zabrze. Prochem pachniało przez cały czas. Albo Górnik, nadal świadomy roli jaką kiedyś odgrywał, nie może się pogodzić z tym, kto aktualnie prowadzi, albo nosi w sercu poczucie krzywdy, której kiedyś, gdy spadał zaznał z rąk Szombierek? W każdym razie wszyscy w Zabrzu zapewniali, że prędzej padną, a Szombierki tego meczu nie wygrają. Ile brakowało żeby to się nie sprawdziło? Trzy minuty, ale bardziej od pojęcia czasu liczy się fakt, iż lider wyniósł z dramatycznej końcówki przekonanie, że spotkała go absolutnie nie zawiniona krzywda. W powszechnym odczuciu, nie tylko Szombierek remis stał się zasługą sędziego Bródki, który za rzekomy faul na Pałaszu podyktował karnego. W ten sposób Górnik uratował punkt, natomiast Szombierki zostały doprowadzone do stanu wrzenia. Na konferencji prasowej trener Kostka, nie mogąc zapanować nad sobą, nazwał werdykt sędziego łobuzerstwem, a dziennikarzy przeprosił za to, że Szombierki prowadzą w lidze, gdyż teraz nie ma żadnych wątpliwości, iż jest to wbrew życzeniom Temidy.
Nerwy nigdy nie były dobrym doradcą. Trudno pogodzić się z tym, gdy dominują nad rozsądkiem. Faktem jest, że decyzja sędziego (od razu dodajmy nie dającego do chwili podyktowania karnego żadnych podstaw do pretensji z którejkolwiek strony) była zdecydowanie kontrowersyjna i miała kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyniku. Górnik uniknął porażki, dramatyczne derby górnicze przyniosły podział punktów, ale bliższy zasłużonego zwycięstwa był lider. On panował nad rozwojem sytuacji na zabrzańskiej murawie, notabene doskonale przygotowanej do gry: on umiał przeciwnikowi narzucić swoją wolę i sprawił, że Górnik praktycznie w żadnej fazie meczu nie mógł być sobą. Odnosimy wrażenie, że z punktu widzenia założeń taktycznych i ich realizacji, był to, kto wie, czy nie najlepszy mecz lidera w bieżącym sezonie.
Przez cały pierwszy okres, a więc ponad 20 minut, Górnik emanujący wprost wolą do walki, sprawiał wrażenie pacjenta który nie ma czym gryźć. Wszystkie siekacze skutecznie zaplombował przeciwnik. Wszystkie z wyjątkiem niestrudzonego Pałasz. Ten chłopiec, nawet w najtrudniejszej sytuacji potrafił znaleźć miejsce do oddania zaskakującego strzału. W 8 min. Ogara, po wolnym, omal nie trafił do siatki. W 11 min. Byś, z silnego kąta trafił w Cimandera. Lider bezpiecznie kontrolował zamiary przeciwnika i całym swoim postępowaniem dowodził, że chce wygrać. Ale ponieważ pasja walki charakterystyczna dla obu stron, rzadko kiedy idzie w parze z dokładnością, zatem w pierwszej połowie mieliśmy piłkarską wojnę bez bramek. Najgorzej wyszedł z niej Nagiel, który po 45 minutach musiał ustąpić miejsca Kwaśniowskiemu.
Wysoka temperatura podskoczyła jeszcze bardziej po zmianie stron. W 47 min. trudny do upilnowania Pałasz, minimalnie chybił, po czym mieliśmy trzy akcje gości, z których jedna przyniosła bramkę. Po efektownej akcji prawą stroną, w której brali udział Ogara, Kwaśniowski i Herisz, Wojtowicz znalazł drogę do siatki. W pięć minut później pochłonięci odrabianiem straty gospodarze stracili kontrolę nad Ogarą, który uciekając sam z głębi pola, znalazł się naprzeciw Cimandera. Gdyby podał do Wojtowicza było by 2:0 i przypuszczalnie po meczu. Ogara tego nie zrobił, a lider poniósł za to surową karę. Po rogu Curyły nie dość skoncentrowany Surlit źle obliczył lot podkręconej piłki i wpakował ją do siatki. Mecz zaczął się od nowa. Ożyły pełne trybuny, poderwał się Górnik, ale... prowadzenie uzyskał znowu lider. Po strzale z odległości chyba 30 metrów, kozłująca piłka zupełnie zaskoczyła nieprzygotowanego bramkarza i trafiła do siatki. Koniec emocji? Nieprawda! Trzy minuty przed końcem w roli głównej wystąpił arbiter i zaraz potem Gorgoń mógł przyjmować gratulację za to, że gospodarzom uratował remis.
Dobry mecz, wielkie emocje, dramatyczny epilog. Gdyby jeszcze dokładność szła w parze z olbrzymim zaangażowaniem...
P.M, Sport nr 54, 17 marca 1980