15.08.1965 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 6:2
15 sierpnia 1965 1. liga 1965/66, 2. kolejka |
Górnik Zabrze | 6:2 (5:1) | Zagłębie Sosnowiec | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Marcinkowski (Łódź) Widzów: 30 000 |
Lentner 3 Pol 8 Szołtysik 19 Pol 27 Wilczek 39 Pol 72 |
1:0 2:0 3:0 3:1 4:1 5:1 5:2 6:2 |
Gałeczka 21 Jarosik 48 | ||
Jan Gomola Henryk Broja Waldemar Słomiany Edward Olszówka Stefan Florenski Jan Kowalski Erwin Wilczek Jerzy Musiałek (46. Włodzimierz Lubański) Zygfryd Szołtysik Ernest Pol Roman Lentner |
SKŁADY | Jerzy Patoła Roman Strzałkowski Alojzy Fulczyk Witold Majewski Józef Gałeczka Władysław Gzel Zbigniew Myga (46. Eugeniusz Szmidt) Andrzej Jarosik Ginter Piecyk | ||
Trener: Ferenc Farsang | Trener: Teodor Wieczorek |
Relacje
Kronika Górnika Zabrze
W pierwszym wielkim meczu sezonu zabrzanie nie dali szans brązowemu medaliście poprzednich rozgrywek, sosnowieckiemu Zagłębiu. Wynik tym bardziej był godny uwagi, że górnicy zagrali bez swojego asa atutowego w obronie, Oślizły. Prawdziwy popis gry dał jednak niezrównany Pol. "Uwijał się po boisku jakby miał najwyżej 20 lat, siejąc bez przerwy postrach pod bramką przeciwnika. Genialny piłkarz!" - rozpływali się w zachwytach dziennikarze. Nota "5" w katowickim "Sporcie", najwyższa i niezwykle rzadko przyznawana, mówiła sama za siebie...
Sport
Karygodny błąd trenera Wieczorka
Obrońca tytułu sprawił swym zwolennikom radosną niespodziankę. Wynik mówi zresztą za siebie. Osłabiony brakiem Oślizły Górnik zaaplikował sosnowiczanom aż pół tuzina bramek. Wygrał przekonywująco górując nad przeciwnikiem pod każdym względem i mając w swym ręku inicjatywę przez cały czas gry. Niespodzianka tym większa, że na wiosnę Zagłębie zremisowało w Zabrzu 2:2 a przed tygodniem zabrzanie mieli ciężką przeprawę z Katowicami!
Piątka dla Ernesta
Bohaterem spotkania był Ernest Pol. Wszyscy pozostali piłkarze znaleźli się w cieniu jego wielkiego popisu, który uhonorowaliśmy najwyższą notą „5”. Otrzymał ją za niezrównaną strategię, za idealne podania do swych partnerów, za bezbłędne panowanie nad piłką i trzy efektownie strzelone bramki. Szkoda, że gry Ernesta nie filmowano wczoraj dla celów szkoleniowych. Była to bowiem poglądowa lekcja nowoczesnego futbolu w wydaniu napastnika. Żadnego zbytecznego przetrzymania piłki, żadnych zahamowań, zawsze w ruchu i zawsze takie zagranie jakiego w danej chwili wymagała sytuacja. Mistrzowski repertuar i mistrzowska perfekcja nawet przy zagraniach... piętą. Można by pisać o jego wczorajszej grze całą rozprawę na temat piłkarskiej strategii. Zdarzały się bowiem sytuacje, w których Pol zdumiewał pomysłowością, przeglądem sytuacyjnym i piłkarskim kunsztem. Najbardziej jednak zdumiewająca była jego energia, szybkość i kondycja. Uwijał się po boisku jakby miał najwyżej dwadzieścia lat, siejąc bez przerwy postrach i zamieszanie pod bramką przeciwnika. Genialny piłkarz! Gdyby Wilczek, Musiałek i zastępujący go po przerwie Lubański mieli tzw. dobry dzień lub dysponowali pełnią formy, końcowy wynik spotkania byłby na pewno dwukrotnie wyższy. Dziesiątki bowiem pozycji i sytuacji, wypracowanych przez Ernesta, zostało nie wykorzystanych lub zaprzepaszczonych w karygodny sposób. Były to często sytuacje, w których należało jedynie właściwie nastawić nogę lub głowę aby piłka wylądowała w siatce.
Pracowity duet
Zabrzanie mieli jeszcze dwóch innych graczy, których trzeba szczególnie pochwalić. Byli nimi Szołtysik i Lentner. Pierwszy oddał drużynie nieocenione usługi w roli trzeciego pomocnika. Świetnie blokował strefę boiska, walczył nieustępliwie o każdą piłkę, będąc niezwykle pożyteczny zarówno w działaniach zaczepnych jak i obronnych. Podobnie Lentner. I on nie uznawał straconych piłek, zmieniał pozycje, był inicjatorem i realizatorem wielu udanych akcji. Obaj zdobyli po jednej bramce i obok Ernesta Pola wnieśli największy wkład do niedzielnego sukcesu mistrza Polski.
Pod nieobecność Oślizły
W tyłach Górnika działo się rożnie. Nieobecność Oślizły rzucała się jednak wyraźne w oczy. Widać to było zwłaszcza wówczas, gdy sosnowiczanie natarli nieco energiczniej i składniej w pierwszych minutach drugiej połowy. Zdobyli wówczas drugą bramkę, a niewiele brakowało, aby strzelili dalsze. Nie mamy nawet specjalnie dużych zastrzeżeń do interwencji Słomianego w roli stopera. W defensywie Górnika brakowało jednak wyraźnie "dyspozytora ruchu" jakim jest w niej normalnie Staszek Ośiizło. W efekcie nierzadko byliśmy świadkami scen, gdy Słomiany wpadał na Broję, Broja na Słomianego, a spieszący im w sukurs Kowalski lub Floreński zwiększali jeszcze zamieszanie. Na szczęście dla zabrzan napastnicy Zagłębia nie umieli tych sytuacji wykorzystać. W kilku wypadkach przytomnie interweniował bramkarz Gomola w innych Jarosik, Piecyk i Gałeczka nie umeli się zdobyć na skuteczne strzały.
Obrona - sito
Obrona Górnika była jednak "cudowna" w porównaniu z obroną Zagłębia. Widzieliśmy już wiele spotkań, które sosnowiczanie przegrali na skutek fatalnych błędów swej defensywy. Wczoraj jednak pobiła ona wszystkie rekordy bałaganu, bezmyślności i prymitywizmu. Całe zło zaczynało się od Fulczyka. Wystarczyły zaledwie dwie minuty gry, aby przy jego współudziale powstały pod bramką Patoły dwie arcygroźne sytuacje. W minutę później Fulczyk rozwiązał worek z bramkami. Będąc z piłką na własnym polu karnym przekazał poprzeczne podanie dla Strzałkowskiego, w które ,,wszedł" błyskawicznie Lentner i z odległości 7-8 metrów strzelił nie do obrony tuż obok słupka. W pięć minut później było 2:0. Ernest Pol wykorzystał niezdecydowanie obu stoperów i wygrał z nimi pojedynek, który otworzył mu drogę do bramki. Karygodne błędy Fulczyka i Bazana, a jednak trener Wieczorek nie wyciągnął z nich żadnych wniosków. Nic dziwnego, że w 19 minucie przyszło za nie zapłacić kolejną karę. Znów Fulczyk zaadresował źle piłkę, którą przejął tym razem Szołtysik i strzelił trzecią bramkę. Zagłębie odpowiedziało zdobytym w dwie minuty później przez Gałeczkę golem. Od czego jest jednak obrona sosnowiczan? W 27 minucie Pol po raz drugi wymanewrował Fulczyka i Bazana strzelając czwartą bramkę dla zabrzan. Dopiero teraz trener Zagłębia zdecydował się na zmianę w linii obrony. Strzałkowski przeszedł na pozycję stopera, a Bazan na lewą stronę. O dwadzieścia minut za późno. Kto wie, jaki przebieg miałby ten mecz, gdyby sosnowiczanie przystąpili do niego z tak ustawioną defensywą jak w meczu wiosennym?
Błąd trenera
Cenimy i poważamy trenera Wieczorka. Popełnił on jednak niewybaczalny błąd wystawiając na kluczową pozycję drugiego stopera prymitywnego weterana Fulczyka. Czyżby jego faule i bezpardonowe wejścia miały "przestraszyć" zabrzan? Fulczyk rzeczywiście faulował, za co zapisany został do notesu sędziego. Złośliwości jego nie przyniosły jednak żadnych korzyści. Był bezwzględnie najgorszym graczem na boisku. Pozbawiony szybkości, zwrotności i jakiegokolwiek taktycznego zmysłu, stał się przysłowiową kulą u nogi sosnowieckiej drużyny. Zdemontował nie tylko linię obrony, ale wytrącił z równowagi cały zespół. Nie dziwimy się też sosnowieckim kibicom, że największe pretensje mieli do Fulczyka i trenera Wieczorka. "Pielok lub Wąs"- mówili po meczu rozgoryczeni - zagraliby na pewno lepiej w roli drugiego stopera".Mieli na pewno rację. W drużynie Zagłębia wystąpił po raz pierwszy Gzel. Debiut był jednak zdecydowanie nieudany. Rok przerwy zrobił swoje i była szczecińska gwiazda nie reprezentuje w tej chwili kwalifikacji do pierwszoligowej drużyny. Podobnie Jak Gzel zawiódł Bazan. Dobrą natomiast formę wykazali: Majewski, Gałeczka i Jarosik. Piecyk miał szereg niezłych momentów przed przerwą, ale później znikał z pola widzenia. Podobał się występujący po przerwie Szmidt. Bramkarz Patoła, który tak świetnie spisywał się w meczach wiosennych, nie miał tym razem okazji do błyszczenia. Po stracie trzech bramek był wyraźnie zdeprymowany, wypuszczał piłkę z rąk i źle się ustawiał. Rozgrzesza go trochę fatalna obrona, ale nie zmienia to faktu, że jedną z przepuszczonych bramek mógł obronić.
T.B., Sport nr 97 z dnia 16.08.1965r