15.10.1967 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 0:1
15 października 1967, godzina 12:00 1. liga 1967/68, 9. kolejka |
ŁKS Łódź | 0:1 (0:1) | Górnik Zabrze | Łódź - stadion ŁKS Sędzia: Alojzy Jarguz (Olsztyn) Widzów: 35 000 |
0:1 | Wilczek 34 | |||
Wilczyński Kowalski Szadkowski Gutowski Szefer Suski Sarna Nowak Studniorz Stachura Kowarski (46 Polak) |
SKŁADY | Hubert Kostka Rainer Kuchta Stanisław Oślizło Henryk Latocha Stefan Florenski Alojzy Deja Erwin Wilczek Alfred Olek Włodzimierz Lubański Jerzy Musiałek Roman Lentner | ||
Trener: Longin Janeczek | Trener: Géza Kalocsay |
Relacje
Kronika Górnika Zabrze
Wypełniony po brzegi stadion w Łodzi oczekiwał na wielkie widowisko, jednak mistrz Polski znów zagrał słabo. Na początku inicjatywę przejął ŁKS i kiedy wydawało się, że strzeli bramkę, Górnik wykorzystał moment nieuwagi obrońców i Wilczyński musiał wyjmować piłkę z siatki. Przed przerwą Górnik chciał podwyższyć jeszcze stan meczu, jednak ta sztuka im się nie udała. W drugiej połowie ponownie do głosu doszedł ŁKS. Przez długie momenty Górnik nie wychodził ze swojej połowy, ale łodzianie grali bardzo nieskutecznie.
Sport
Żywiołowość łodzian skapitulowała przed rutyną.
To nie był mistrzowski futbol. Górnik przyjechał najeżony obawami i kiedy jeszcze wylosował grę pod słońce i wiatr, skoncentrował się na defensywie. Oczekiwaliśmy gruntownej zmiany gry w drugiej części meczu. Owszem nastąpiła. Polegała jednak na jeszcze silniejszym zagęszczeniu pola obronnego zabrzan.
Spotkanie odbywało się pod batutą łodzian, ale zwycięstwo przypadło jedenastce niewątpliwie lepszej. Górnicy wiedzieli czego chcą w tym meczu i z żelazną konsekwencją realizowali swój plan. Pozwalali rywalom na swobodne harce w środku boiska, ale przed polem karnym rozpostarli silny i gęsty kordon, by w chwilach odpowiednich ku temu inicjować nagłe kontruderzenia.
Mistrzem w ich organizowaniu był Lubański. Sam oddał tylko kilka świetnych zresztą strzałów, ale swym kolegom stwarzał wymarzone wręcz pozycje. Jedną z nich w niewiarygodnie naiwny sposób zmarnował Lentner, który przygotowany do strzału z lewej nogi, musiał oddać go prawą 1 łatwą piłkę posłał wprost w ręce łódzkiego bramkarza. Działo się to w 77 minucie w okresie miażdżącej optycznie przewagi gospodarzy. W niespełna 4 minuty później w równie znakomitej pozycji znalazł się Musiałek i znów za sprawą Lubańskiego. Ale i on nie wykorzystał szansy, co zresztą w znacznej mierze jest zasługą Wilczyńskiego.
Tak więc Górnik mógł wygrać jeszcze wyżej, chociaż łodzianie słusznie mogą narzekać, że przyłapawszy zabrzan w tak miernej formie nie potrafili wykorzystać okazji. Dokąd bowiem druga linia zabrzan dysponowała pełnią sił, górnicy byli w stanie dyktować przeciwnikowi styl walki. Wkrótce jednak po zmianie stron Deja i Olek nie wytrzymali tempa. Byli w stanie jedynie stopować zapędy łodzian, ale o organizowaniu własnych ataków nie było już mowy. Przy nieustannym ataku ŁKS, musiały się oczywiście zdarzać i błędy linii obronnej.
Nie ustrzegł się ich nawet Oślizło, ale zawsze partner był przygotowany na niefortunną Interwencję kolegi i w porę zażegnywał niebezpieczeństwo. W ostatecznym wypadku chronił drużynę Kostka, który zwłaszcza paradą w 5 min. po strzale Suskiego wpisał się trwale do pamięci łódzkich kibiców.
Łodzianie cierpią na brak strzelca w napadzie. Ich skrzydłowi tylko nominalnie dzierżą tytuły pierwszoligowych zawodników. Zamiana dokonana w przerwie na lewej flance okazała się szczęśliwa. Młody Polak usiłował wprowadzić ducha agresji w tej formacji, nie mógł jednakże znaleźć zrozumienia u partnerów bezradnie szturmujących tylko w środkowych rejonach boiska.
Na domiar słabszy niż zwykle dzień miał Sarna; Suski Jakby definitywnie zrezygnował z wielkich aspiracji. Gdy ten tandem zawiódł nietrudno zrozumieć, jak beznadziejna była szarpanina gospodarzy. Tylko Szefer starał się wykonywać obowiązki na poziomie reprezentanta Polski. Niekiedy sekundował mu Kowalski, lecz cóż znaczyć mogły wysiłki tej dwójki, gdy reszta grała bez koncepcji, zdecydowania i zaangażowania emocjonalnego.
Spotkanie było ponoć lepsze niż w Zabrzu, kiedy Górnik oddał punkt wrocławskiemu Śląskowi. Może to jest dobry prognostyk dla naszego reprezentanta w PKME, ale skóra cierpnie na samą myśl co by się musiało stać, gdyby w takiej formie przyszło zabrzanom już dziś stanąć do dalszych walk na międzynarodowym forum.
O meczu powiedzieli:
ERNEST POL — asystent trenera Kalocsaia: „Dwa punkty należały się nam za wyższość taktyczną. Ale myślałem, że ŁKS zagra znacznie lepiej. Bez Sadka drużyna traci dużo na wartości. U nas bardzo dobrze grał Lubański. Trochę szyki popsuły niedostatki kondycyjne. Ale da się je szybko wyeliminować.
LONGIN JANECZEK: „Można osiwieć w ciągu takiego meczu. Cóż zrobić, nie mam napastników”. Robert Grzywocz, Ernest Pol i Jerzy Sadek długo po meczu komentowali grę. Widać było zdenerwowanie na twarzy Sadka, ale starał się usprawiedliwiać swych kolegów. Poweselał dopiero, gdy usłyszał od Lambrechta decyzję: - W poniedziałek zaczynamy rehabilitacyjny trening na boisku. Może jeszcze w tym roku da się wykurować kontuzję.
W. Kaczmarek, Sport nr 122 z 16 października 1967 r.