16.08.1989 - Zagłębie Sosnowiec - Górnik Zabrze 1:2
16 sierpnia 1989 (środa), godzina 17:30 1. liga 1989/90, 5. kolejka |
Zagłębie Sosnowiec | 1:2 (0:2) | Górnik Zabrze | Sosnowiec Sędzia: Wiesław Karolak (Łódź) Widzów: 16 000 |
Kordysz 65 k |
0:1 0:2 1:2 |
Urban 23 Urban 36 | ||
Gałuszka | ||||
Marek Bęben Zbigniew Bałaga Jerzy Sokołowski Janusz Gałuszka Józef Ryłko Ryszard Czerwiec Zdzisław Kowalski Karol Kordysz Mariusz Wojciechowski (76 Tomasz Kulawik) Maciej Mizia Mirosław Wnuk (50 Wojciech Sączek) |
SKŁADY | Józef Wandzik Tomasz Wałdoch Józef Dankowski Mirosław Staniek Piotr Jegor Robert Warzycha Piotr Rzepka Zenon Lissek Jan Urban Krzysztof Zagórski (71 Dariusz Koseła) Bogusław Cygan (81 Ryszard Kraus) | ||
Trener: Józef Gałeczka | Trener: Zdzisław Podedworny |
Relacja
Sport
Bezcenny Urban
Sosnowiec. Takie spotkania, zwłaszcza w derbowym wydaniu, ogląda się zawsze z przyjemnością. Sporo walki, tyle samo emocji, kilka naprawdę niezłych fragmentów gry, wreszcie dwie piękne bramki Jana Urbana, z których zwłaszcza ta pierwsza powinna podnieść cenę zabrzańskiego piłkarza na europejskim rynku. „Cieszę się ze zwycięstwa na wyjeździe” – stwierdził Zdzisław Podedworny. „Wygrał zespół lepszy” – przyznał Józef Gałeczka. Swego rodzaju paradoksem jest fakt, że Zagłębie mogło najpierw przegrać za minus, a potem niewiele brakowało, by zgodnie z zagranym już w meczu z Lechem scenariuszem – wywalczyć w ostatnich minutach remis.
Na plus trzeba zapisać sosnowiczanom dość odważną grę od pierwszego gwizdka arbitra. Piłkarze beniaminka nie schowali się za podwójną gardą, lecz postawili na atak i to nie szaleńczy, ale w miarę możliwości – przemyślany. Czerwiec z Urbanem gawędzili sobie jedynie przez kilkadziesiąt sekund (obaj stawiali pierwsze kroki w Victorii Jaworzno), później na rozmowy nie było już czasu. O ile zagłębiacy musieli forsować szybsze tempo, więcej biegać, o tyle zabrzanie mogli sobie pozwolić na spokojniejszą, a przy tym – bardziej dojrzałą grę.
Po 20 minutach w szansach było 1:1. Bęben obronił uderzenie Zagórskiego (11 min.), a Wandzik – Ryłki (21 min.). Różnica polegała na tym, że Zagłębie mogło ten mecz wygrać zespołowo, o zwycięstwie Górnika w każdej chwili mogły natomiast zadecydować indywidualności.
W 22 min. Urban przyjął piłkę w polu karnym sosnowiczan, wybiegł z nią na linię 16 metrów i tak ją zakręcił, że na nic zdała się parada Bębna. Piłka zatoczyła łuk i wpadła tuż obok słupka do siatki. Nie upłynęło kilkadziesiąt sekund i ponownie Urban rozstawił sosnowieckich obrońców po kątach, ale nie chcąc strzelać, dośrodkował do Cygana. Tym razem Bęben w ostatniej chwili dosięgnął piłki ręką. Zagłębie doszło do siebie po dwóch minutach i najpierw Czerwiec popisał się świetnym uderzeniem z 20 metrów, a Wandzik obroną. Później zaś Sokołowski został tuż przed oddaniem strzału zablokowany. Gdy gospodarze zaczęli znów trochę porządkować szyki, przypomniał o swej obecności na boisku Lissek. Zwiódł obrońcę, dośrodkował na 10 metr i nadbiegający Urban wślizgiem po raz drugi odebrał Bębnowi szansę na skuteczną interwencję. Ponieważ gospodarze nie wykorzystali wkrótce dwóch znakomitych okazji do zdobycia bramki (38 – Wnuk, 39 – Gałuszka nie potrafili z bliska zaskoczyć Wandzika), a goście poczynali sobie coraz swobodniej, można się było spodziewać dość przykrego dla sosnowiczan finału. Nawet swoboda musi być jednak kontrolowana. Pierwszą przestrogą dla zabrzan było zaprzepaszczenie szans na podwyższenie premii przez Zagórskiego i Cygana. Drugą – coraz częstsze wpadanie z piłką na pole karne przez zagłębiaków. I oto w 63 min. do długiego podania wystartowali Dankowski z Górnika oraz Czerwiec z Zagłębia, zderzyli się i obaj upadli. Dość ostrożny w podejmowaniu pochopnych decyzji Wiesław Karolak wskazał na 11 metr, a Kordysz rzadko zwykł marnować rzuty karne.
Zrobiło się 1:2 i bardzo gorąco, to pod jedną, to pod drugą bramką. Najbliżej zapisania się na listę snajperów po stronie Zagłębia był w 73 min. Wojciechowski, trafiając jednak w sytuacji sam na sam w nogi Wandzika, zaś po stronie Górnika – Warzycha, który w 85 min. mając przed sobą tylko Bębna, posłał piłkę obok słupka. Powtórzył to w kilkadziesiąt sekund później, w nieco trudniejszej pozycji.
Cudu nie było. Wygrali piłkarsko dojrzalsi, mający w swym składzie indywidualności. Słabsi zaimponowali ogromną wolą walki, pokazując od czasu do czasu, że ich silną stroną może być coś więcej niż tylko ambicja. Na coraz lepiej spisującego się Górnika to było jednak za mało.
Mirosław Nowak, Sport nr 161, 17 sierpnia 1989