16.10.1993 - Lech Poznań - Górnik Zabrze 0:0
16 października 1993 (sobota) 1. liga 1993/94, 14. kolejka |
Lech Poznań | 0:0 | Górnik Zabrze | Poznań Sędzia: Władysław Dąbrowski (Warszawa) Widzów: 5 000 |
Skrzypczak | Agafon, Orzeszek | |||
Orzeszek 63 | ||||
Jarosław Bako Marek Rzepka Jacek Bąk Damian Łukasik Waldemar Kryger Dariusz Skrzypczak Dariusz Kofnyt (5 Jarosław Araszkiewicz) Ryszard Remień Kazimierz Moskal Jerzy Podbrożny Mirosław Trzeciak (74 Jacek Dembiński) |
SKŁADY | Aleksander Kłak Tomasz Hajto Tomasz Wałdoch Mirosław Staniek Mieczysław Agafon Jacek Grembocki Jerzy Brzęczek Arkadiusz Kubik Henryk Bałuszyński (46 Dariusz Koseła) Grzegorz Mielcarski (83 Ryszard Kraus) Andrzej Orzeszek | ||
Trener: Roman Jakóbczak | Trener: Henryk Apostel |
Relacja
Sport
Zapach przeciętniactwa
Zapach przeciętniactwa i klęski po fatalnym spotkaniu Polski z Norwegią nie do końca opuścił stadion przy Bułgarskiej. W każdym razie drugi trener Spartaka Moskwa - Aleksander Tarachanow opuszczał boisko Lecha zadowolony. Ten szkoleniowiec, zajmujący się w drużynie mistrza Rosji taktyką, z pewnością zauważył, że poznaniacy popełniają błędy w obronie. Lepiej nie liczyć na to, że goście z Moskwy będą pojutrze tak kurtuazyjni wobec Jarosława Baki, jak Jerzy Brzęczek, Grzegorz Mielcarski i Tomasz Wałdoch.
Ponieważ Lech grał na swoim boisku, dawano mu więcej szans w meczu z liderem. I rzeczywiście gospodarze mieli w polu sporą, a chwilami nawet bardzo dużą przewagę. Samo porównanie rzutów rożnych, świadczy o tym najlepiej. Lech wykonywał ich aż 15, a Górnik zaledwie jeden. Ale kornery to nie bramki. Lech, mimo przewagi, nie stworzył tak dobrych sytuacji strzeleckich jak wyżej wymieniona trójka zawodników.
Najbliżsi pokonania Aleksandra Kłaka byli: w 13 min. Mirosław Trzeciak, który się zagapił przy strzale Jerzego Podbrożnego i w 3 min. później Kazimierz Moskal, który w dogodniejszej sytuacji przeniósł piłkę nad poprzeczkę. I w ogóle przez tych kilka chwil w pierwszej połowie Lech grał dynamicznie, zdecydowanie. To mogło się podobać, ale to było zdecydowanie zbyt mało, aby występ mistrza ocenić pozytywnie.
Napastników, którzy nie potrafili sobie poradzić z zagęszczoną obroną zabrzan, próbowali wyręczać strzałami z dystansu Jacek Bąk i Damian Łukasik, nie mówiąc o Dariuszu Skrzypczaku, Ryszardzie Remieniu czy Waldemarze Krygierze. Stoperzy Lecha zebrali trochę braw za swe silne i dosyć groźne uderzenia. Niestety, mieli również na sumieniu fatalne kiksy w obronie i mogą być tylko zadowoleni, że Bace i im sprzyjało szczęście.
Pechowcem numer 1 sobotniego meczu okazał się Dariusz Kofnyt. Po wielu meczach po raz pierwszy wyszedł w podstawowym składzie. Ale już w 3 min. poważna kontuzja wykluczyła go z gry (wiązadła kolana u lewej nogi). Zastąpił go inny rekonwalescent Jarosław Araszkiewicz. Także po nim widać było skutki długiej przerwy.
Życząc Lechowi w PEMK (bo co nam jeszcze pozostało) występu lepszego, aniżeli przeciwko Górnikowi, nie sposób wyrażać obaw przed tą konfrontacją. Czy kolejarzy stać na rozegranie ekstra spotkania przeciwko półfinalistom PEZP w poprzedniej edycji? Oby nasz sceptycyzm okazał się przesadzony.
Andrzej Kuczyński
Powinni wygrać
Taktyka trenera Henryka Apostela, który zna przecież lechitów, jak mało który trener w Polsce, była dość prosta. Zneutralizować najbardziej niebezpiecznych piłkarzy z Poznania. Hajto przy Trzeciaku, Kubik przy Moskalu, Staniek przy Podbrożnym, Agafon przy Araszkiewiczu, po wejściu tego zawodnika już w 5 min. wobec kontuzji Kofnyta i wreszcie Brzęczek przy Skrzypczaku. A jeżeli dodamy, że to wszystko z tyłu ubezpieczali Wałdoch i pewnie broniący (wyjątek jedno potknięcie, które jednak okazało się „bezpieczne” bo piłka po strzale Łukasika w 76 min leciała za wysoko) Kłak - okaże się, że zabrzanie postawili mocne zacieki.
Gdy próbowali się przez nie przedzierać lechici, Staniek szczupakiem wyjaśnił sytuację (14 min), a minutę później kopniętą w okolice własnej bramki piłkę przez partnera z obrony, Kłak główkował dwa razy, a Moskal strzelił ponad bramką. Zabrzanie nie bali się wybijać piłki na rogi, choć lechici każdy wykonywali inaczej, ciekawie ale nie skutecznie.
Ataki zabrzan? W 34 min ładną kontrę Brzęczek - Bałuszyński, ten drugi źle rozegrał nie zauważając lepiej ustawionego Grembockiego. Lepiej było z tym elementem sztuki piłkarskiej po kontuzji Bałuszyńskiego. Wejście Koseły skonsolidowało drugą linię. Co prawda w 49 min Podbrożny ograł Hajtę w szesnastce i strzelił w Kłaka, ale później groźniej atakowali goście. Przy próbie pułapki ofsajdowej Mielcarski stanął jak wryty, a zgrywający z własnej połowy piłkę Brzęczek poszedł za nią i po 30 metrowym biegu znalazł się sam na sam z Baką. Mógł jeszcze podciągnąć, mógł zaryzykować zwód, wybrał strzał lobem… obok. 3 min później ukarany już „żółtkiem” Orzeszek, „szarpnął” Rzepkę i musiał iść się… wykąpać. Silniejsi liczebnie lechici dalej nie potrafili znaleźć sposobu na mur defensywny Górnika, a ten dalej kontrował. W 70 min. akcja Brzęczek - Koseła - Brzęczek - Mielcarski na momenty tylko przez Łukasika przyniosła okazję Mielcarskiemu. Stał sam na 6 metrze, przed nim był tylko Bako. Strzelił nad spojeniem. Niczego to nie nauczyło piłkarzy Lecha i dalej się odkrywali, więc w 84 min. Wałdoch wyszedł odważnie ze swojego pola karnego i po otrzymaniu piłki od Koseły, znalazł się sam na sam z wychodzącym z bramki Baką. Mógł pokusić się o zwód, bo bramkarz już się „kładł”. Strzelił i trafił Bakę w głowę. Czy z tego nie wynika, że Górnik mógł (powinien) ten mecz wygrać? A cieszył się z remisu.
Jerzy Dusik, Sport nr 203 z dnia 18.10.1993r