16.10.1999 - Górnik Zabrze - Wisła Kraków 1:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
16 października 1999 (sobota), godzina 16:00
1. liga 1999/2000, 12. kolejka
Górnik Zabrze 1:0 (0:0) Wisła Kraków Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Andrzej Czyżniewski (Gdańsk)
Widzów: 2 936
Herb.gif HerbWislaKrakow.gif
Kompała 52 g 1:0
Wiśniewski, Kolasa, Prasnal Yellow card.gif Kałużny, Czerwiec (2)
Red card.gif Czerwiec 42
(1-3-5-2)
Andrzej Bledzewski
Jacek Wiśniewski
Grzegorz Lekki
Robert Kolasa
Michał Probierz
Grzegorz Bonk
Dariusz Dźwigała
Adam Kompała
Tomasz Prasnal
Shingi Kawondera (80 Stanisław Wróbel)
Piotr Rocki (74 Piotr Gierczak)
SKŁADY (1-4-4-2)
Artur Sarnat
Marek Zając
Radosław Kałużny
Kazimierz Węgrzyn
Kamil Kosowski (46 Tomasz Kulawik)
Grzegorz Pater (57 Maciej Żurawski)
Ryszard Czerwiec
Mariusz Jop
Grzegorz Kaliciak
Tomasz Frankowski
Olgierd Moskalewicz (74 Brasília)
Trener: Jan Żurek Trener: Marek Kusto
Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Bilet meczowy.

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła widzów ponad 4 000.

Relacje

Sport

O stanie nerwów

Właściwie nic lepszego, jak zwycięstwo nad Wisłą, piłkarzom Górnika zdarzyć się nie mogło. W czterech poprzednich meczach ligowych zdobyli punkt, trzy ostatnie przegrali... Gdyby i teraz - po dłuższej przerwie w rozgrywkach - im się nie powiodło, droga do klasycznego psychicznego dołka byłaby prosta i skrócona zarazem. Bo można mieć zespół, pieniądze, niemal wszystkie cuda tego świata, a jak nie idzie, to... nie idzie. Czyż ludzie z Wisły nie mieliby coś na ten temat do powiedzenia? W końcu w siedmiu poprzednich spotkaniach - licząc to z Górnikiem - mistrz Polski zdobył sześć punktów...

Zabrzanie włożyli w mecz z Wisłą maksimum wszystkiego. I własnych umiejętności, i zadziorności, i ambicji. Widać było również, że i nerwy mieli napięte do ostatnich granic. Ich reakcja na nieszczęśliwe zagranie Stanisława Wróbla, który na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem (a sędzia Andrzej Czyżniewski przedłużył czas gry w drugiej połowie o 6 minut) spartaczył niemiłosiernie kapitalną okazję do podwyższenia rezultatu na 2-0, była bardzo znamienna: niemal cała drużyna gospodarzy podbiegła do nieszczęśliwego strzelca; gestykulowano, krzyczano - kto wie, może w innych okolicznościach doszłoby do samosądu? - Łagodziłem to później w szatni - mówił po meczu Jan Żurek. - Ja muszę patrzeć na całokształt, a nie na pojedyncze elementy meczu. Mam mieć pretensje o to, że wygraliśmy? Ale gwałtowna reakcja piłkarzy Górnika była po części usprawiedliwiona. Kilka minut przed tym, jak Wróbel zmarnował wspomnianą sytuację, spartaczono niemal identyczną okazję. Na bramkę Sarnata biegli - przez nikogo nieniepokojeni - Kompała i Gierczak. Wariantów rozwiązania tej sytuacji było mnóstwo. Kompała jednak, który prowadził piłkę, podał do Gierczaka zbyt późno i w konsekwencji pan Piotr przeniósł piłkę nad poprzeczką. W tych okolicznościach nie dziwi kumulacja nerwowych zachowań, bo przecież Wisła w ani jednym momencie nie zamierzała się poddać.

- No dobrze - mówi Żurek. - Wygralibyśmy 3-0. I co by z tego wynikało? Że my jesteśmy tacy dobrzy? Że Wisła taka słaba? Swoją drogą powszechne było przekonanie, że Kompała do spółki z Gierczakiem przejęli piłkę znajdując się na pozycji spalonej i niewykorzystanie tej okazji było swoistym aktem sprawiedliwości.

- A właśnie, że nie! - sędzia Andrzej Czyżniewski bardzo dobrze prowadzący to spotkanie był pewny swego. - Kompała „poszedł” w tempo. Na wszelki wypadek sprawdziliśmy to w zapisie telewizyjnym i na pewno reakcja mojego asystenta była prawidłowa. Na tym można byłoby wyczerpać wątek „stanu nerwów” zabrzańskich piłkarzy. Bo osobnym, niewątpliwie, wątkiem jest stan nerwów piłkarzy Wisły. Zacznijmy od Ryszarda Czerwca. Przez 40 kilka minut pierwszej połowy rozgrywał niezłą partię. Starał się jak mógł porządkować poczynania swoich kolegów i robił to skutecznie, biorąc pod uwagę okazje, jakie ostatecznie mieli jego koledzy. W 10 min Bledzewski wybił dośrodkowanie pod nogi Frankowskiego, który, zamiast uderzać bez zastanowienia się, przekombinował i piłka poleciała nad poprzeczką. W 29 min świetną okazję miał z kolei Pater; ale również z bliska nie trafił w bramkę. A potem samemu Czerwcowi zaczęły puszczać nerwy. W odstępie 7 minut zarobił dwie żółte kartki, za drugim razem oczywiście czerwoną i opuszczał spiesznie boisko nie patrząc, czy sędzia zdołał już ją wyciągnąć. To oczywiście nie mogło nie wpłynąć na postawę Wisły w drugiej części gry, choć weszli Kulawik (ostatnio w słabej formie), a nieco później – już przy stanie 1-0 dla Górnika – Żurawski (narzekający na naciągnięcie ścięgien Achillesa). Ten pierwszy zmienił Kosowskiego, który najwyraźniej źle się czuł na stadionie w Zabrzu w innych niż dotychczas barwach. W sumie był to dobry mecz, momentami bardzo dobry, głównie dzięki próbującemu narzucać swoje tempo i swoją wolę Górnikowi. Prób rozbicia wiślackiej defensywy było sporo i w różnych wariantach, już to strzałami z dystansu, w czym celował Dźwigała, już to poprzez grę kombinacyjną. A w drugiej połowie poprzez zwalnianie akcji i wciąganie gości na własną połowę boiska, by potem przerzucić piłkę na jedno ze skrzydeł. Tak padła jedyna bramka w 51 min: prawą stroną „pociągnął” Probierz, pięknie dośrodkował (choć obrońcy Wisły mogli przeciąć lot piłki), a Kompała pięknym strzałem głową pokonał Sarnata. To dziesiąta bramka pomocnika zabrzan w tym sezonie. Tak też mogły paść następne bramki, ale o zmarnowanych „setkach” już było. Mógł do grona strzelców wpisać się również Kaondera, ale jego uderzenia mijały bramkę. Widać jednak, że ten młodzian powoli wkomponowuje się w zespół, coraz lepiej też orientuje się w meandrach gry w polskiej lidze. Powinna być z niego pociecha.

A na meczu obecny był Antoni Piechniczek (w towarzystwie Andrzeja Płatka i Zdzisława Podedwornego). Właściwie nie byłaby to żadna nowina, gdyby nie powtarzające się spekulacje, że pan Antoni ma objąć w przyszłości zespół Wisły. Obiektywy fotoreporterów bez przerwy były zwrócone w jego stronę.

Marek Zając: Nie podam nazwiska

- Górnik pokonał nas zasłużenie i o tę jedną bramkę chyba rzeczywiście był dziś lepszy. Nie czuje się winny utraconej bramki. Pilnowałem jednego rywala, potem podbiegłem do Kompały. Nie można być w dwóch miejscach jednocześnie. Co się z nami dzieje? Nie podam nazwiska, ale każdy kto jest dobrze zorientowany w realiach krakowskich, ten doskonale wie kto zawalił. Jeżeli nie ma się siły i kondycji, to wówczas trudno o pomysł na grę. Zbyt często zdarzały się takie sytuacje, kiedy nie było komu zagrać piłki. Sytuacja jest zła. Nie dość, że nie zarabiamy, to jeszcze musimy po porażkach wpłacać pieniądze do kasy. Cóż mogę powiedzieć... W trzech ostatnich meczach musimy zdobyć co najmniej sześć punktów.

Adam Kompała: Szczęśliwy numer

- Od kiedy gra pan z numerem dwa na koszulce?

- Już przed meczem z Wawelem w Pucharze Polski zamieniliśmy się z Robertem Kolasą koszulkami. On grał z dziewiątką, a ja z dwójką. Zdaje się, że ta zmiana zrobiła nam dobrze. W każdym razie odblokowałem się i ponownie zacząłem trafiać. Choć nadal podkreślam, że nieważne kto, a istotny jest tylko wynik.

- Jakie nastroje panowały przed meczem?

- Dominowała niewiadoma. My po trzech kolejnych porażkach w lidze, Wisła w dołku i z nowym trenerem. Ostro trenowaliśmy w pierwszej części tygodnia, potem pojechaliśmy do Ustronia i nieco odpuściliśmy. Ten wyjazd był nam bardzo potrzebny. Po wygraniu z Wisłą i co również ważne, po dobrym meczu, powinniśmy ponownie zaskoczyć.

- Końcówka chyba nie musiała być taka nerwowa.

- Zdecydowanie. Mieliśmy przecież dwie wyborne sytuacje bramkowe, kiedy dwóch piłkarzy miało przed sobą tylko Sarnata. Źle podałem piłkę do Piotrka Gierczaka. Byłoby 2-0 i po meczu. Wisła grała ambitnie do końca, a w tych warunkach i z takim rywalem mogło być różnie.

Tomasz Prasnal: Lepszy od Patera

- Zdaje się, że Wisła to pański ulubiony rywal?

- Coś w tym jest. Kiedy graliśmy z nimi wiosną, strzeliłem bramkę i zagrałem dobry mecz. Radość nie była jednak wówczas pełna, bo przeciwnik odrobił straty i skończyło się remisem. Dziś starałem się bardzo, walczyłem o każdą piłkę. Wiedziałem, że Pater to bardzo dobry piłkarz, jeden z lepszych w całej Wiśle. Trener jednak mówił: Graj tak, by on musiał dostosować się do ciebie, a nie odwrotnie. Chyba tak było.

- Musiał odejść Kosowski, by na dobre zwolniło się dla pana miejsce na boisku?

- Nie wiem czy na dobre, bo jestem młodym piłkarzem, od niedawna grającym w Górniku. Na pewno pewniakiem czuć się nie mogę. Miejsce jednak się zwolniło. Przed sezonem odszedł Mietek Agafon, teraz Kamil Kosowski. Grałem już na kilku pozycjach. Może faktycznie trener na dłużej postawi na moją grę na lewej pomocy.

- Nie jest chyba łatwo grać z Wisłą po trzech kolejnych porażkach?

- Na pewno. Zawsze jest to mistrz Polski, a trzy przegrane musiały się na nas odbić. Te trzynaście punktów, które mieliśmy przez tyle dni, zaczynało nas już prześladować, a porażki z Wisłą nie można przecież było wykluczyć. Teraz mamy dwa wyjazdy i myślę że przywieziemy z nich punkty.

Marek KUSTO: - Przyjechaliśmy do Zabrza po to, żeby ten mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść. I pewnie inaczej potoczyłaby się gra, gdyby Frankowski i Pater wykorzystali doskonałe szanse w pierwszej połowie. Potem, kiedy graliśmy w dziesiątkę, nadal próbowaliśmy atakować. Stało się w końcu tak że bramkę straciliśmy po własnym błędzie.

Jan ŻUREK: - Dla nas był to bardzo ciężki mecz, z gatunku tych, których nie powinno się przegrać. Zespół zagrał z ogromną ambicją i przede wszystkim bardzo mądrze. Dziękuję im za postawę na boisku. Oczywiście, jestem niezmiernie zadowolony ze zwycięstwa, a tym bardziej ze zwycięstwa nad Wisłą. Ten sukces pozwoli zawodnikom odbudować się...

Andrzej Grygierczyk, Sport nr 203, 18 października 1999