16.11.1977 - Górnik Zabrze - Lech Poznań 0:1
16 listopada 1977 (środa), godzina 17:00 1. liga 1977/78, 16. kolejka |
Górnik Zabrze | 0:1 (0:1) | Lech Poznań | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Aleksander Suchanek (Kraków) Widzów: 5 000 |
0:1 | Justek 44 k | |||
Andrzej Fischer Bernard Jarzina Jerzy Gorgoń Henryk Wieczorek Zygmunt Bindek Stanisław Curyło Zygfryd Szołtysik (76 Andrzej Pałasz) Józef Kurzeja Joachim Hutka Stanisław Gzil Janusz Marcinkowski (46 Marian Wasilewski) |
SKŁADY | Piotr Mowlik Hieronim Barczak Józef Szewczyk Teodor Napierała Mirosław Justek Ryszard Szpakowski Jerzy Kasalik Piotr Grobelny Mirosław Okoński Piotr Krakowski (81 Zbigniew Milewski) Romuald Chojnacki (86 Zbigniew Gut) | ||
Trener: Hubert Kostka | Trener: Jerzy Kopa |
Relacja
Sport
Poznański mur za wysoki dla zabrzan
Poznańska "lokomotywa" bez większych przeszkód przetoczyła się przez Zabrze, pogarszając i tak już niełatwą sytuację Górnika. Niech nikogo nie zmyli minimalne zwycięstwo, uzyskane dzięki karnemu. Lech przedstawił się w Zabrzu z dobrej strony, jako zespół sprawnie zorganizowany, świadomy celów, jakie może osiągnąć. Cóż z tego, że przez większą część meczu znajdował się w defensywie, skoro była to obrona zawsze z dużym marginesem bezpieczeństwa, nastawiona na wykorzystanie każdej okazji do kontrataku. Ataki Górnika przypominały w tej sytuacji bicie głową o mur (dodajmy wysoki, jako że rośli poznaniacy wyraźnie przewyższali warunkami fizycznymi rywali). Zabrzanie wrzucali wysoko bite piłki na pole karne Lecha prawie w sposób angielski, ale przecież nie starczyło im ani wzrostu ani umiejętności skutecznego uderzenia głową. Na bardziej wyrafinowane wymanewrowanie poznańskich defensorów nie starczało już piłkarskiej "wiedzy".
Z pewnością wpływ na taki obraz miała nie najlepsza dyspozycja II linii zabrzan, w której przekonać mógł tylko Kurzeja, jedyny zawodnik Górnika stanowiący realne niebezpieczeństwo dla Mowlika. Raz strzelił w poprzeczkę, kilka razy minimalnie chybiał celu. Był wszędzie, szybki i energiczny, ale przecież sam niewiele mógł wskórać. Najlepszy napastnik Górnika Gzil tym razem, mimo że bardzo się starał, podobnie jak jego koledzy nie znalazł zbyt wielu okazji do zagrożenia bramce Lecha. Hutka kilka razy pokazał, że posiada wrodzony piłkarski talent, ale na tym się skończyło.
O obronie Lecha już wspominaliśmy, co najmniej tak samo wartościowa była jego środkowa formacja ze Szpakowskim na czele. To właśnie ten zawodnik, w 2 minuty po świetnej akcji Hutki, groźnie strzelił. Fischer nie opanował piłki, a Bindek zamiast w łatwej sytuacji wybić ją w pole – zagrał rękami. Oczywiście karny i jedyna bramka spotkania.
W II połowie zabrzanie z ogromną ambicją dążyli do zmiany wyniku, świadomi swojego położenia w tabeli. W 56 min. nastąpił wspomniany strzał w poprzeczkę Kurzei, w 8 minut później znajdujący się w wybornej sytuacji Jarzina również trafił w poprzeczkę. Z wolna jednak gospodarze tracili wiarę w powodzenie swoich zabiegów i Lech, który do tej pory dość łatwo rozbijał jednostronne ataki Górnika, przechodził do kontrofensywy, w efekcie której mógł zobaczyć dalsze gole. W 76 min. groźnie strzelał Okoński, później Kasalik, w 84 min. ponownie Okoński, choć tym razem w bardziej obiecującej sytuacji (sam na sam z Fischerem). W minutę później nowo wprowadzony do gry Milewski uderzył tak mocno, że bramkarz Górnika z najwyższym trudem sparował piłkę. Jeszcze na minutę przed końcem spotkania Fischer tylko dzięki wybiegowi zapobiegł utracie drugiego gola. Sympatycy coraz wyżej mierzącego Lecha mogli już spokojnie rozwinąć klubowe sztandary.
Andrzej Czajkowski, Sport nr 223 z dnia 17.11.1977r