17.05.1997 - Górnik Zabrze - Widzew Łódź 0:1
17 maja 1997 (sobota), godzina 14:00 1. liga 1996/97, 30. kolejka |
Górnik Zabrze | 0:1 (0:1) | Widzew Łódź | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Andrzej Kozłowski (Poznań) Widzów: 4 675 |
0:1 | Miąszkiewicz 27 | |||
Gruszka | Citko, Gęsior | |||
(1-3-5-2) Dariusz Klytta Łukasz Gorszkow Marek Piotrowicz Grzegorz Lekki Piotr Gruszka Arkadiusz Matejko (71 Andrzej Orzeszek) Dariusz Dźwigała Mieczysław Agafon (26 Piotr Rocki) Kamil Kosowski (80 Jarosław Osóbka) Marcin Kuźba Arkadiusz Kampka |
SKŁADY | (1-3-5-2) Maciej Szczęsny Dariusz Gęsior Tomasz Łapiński Daniel Bogusz Mirosław Szymkowiak Radosław Michalski Andrzej Michalczuk Paweł Miąszkiewicz (44 Piotr Szarpak) Rafał Siadaczka (79 Ulrich Borowka) Marek Citko (63 Marcin Zając) Jacek Dembiński | ||
Trener: Henryk Apostel | Trener: Franciszek Smuda |
Dodatkowe informacje
- Według innych źródeł widzów około 7 000.
Relacje
Sport
Jak równy z równym
Górnik stracił trzy punkty i zyskał przekonanie, że ma drużynę, która jest w stanie zagrać jak równy z równym przeciwko mistrzowi i liderowi (dlaczego nie przeciwko Hutnikowi?). Widzew zyskał trzy punkty i stracił Marka Citkę, który prawdopodobnie zerwał mięsień Achillesa, przejdzie operację i odpocznie od piłki przez pół roku (tak mówiono zaraz po meczu).
Wszyscy, którzy siedli na trybunach, zobaczyli, że można... Walczyć w południe, w potwornym upale, od pierwszej do ostatniej minuty. Można stwarzać sytuacje, oddawać strzały i można pokazać piłkę, dla której kibice zawsze przyjdą na stadion. Niestety, również arbiter przekonał, że należy do towarzystwa będącego jednym z większych problemów polskiej piłki nożnej.
Rozpoczęto się zgodnie z planem. Wystraszony Górnik i pewny siebie Widzew, który robił wszystko, by w pierwszym kwadransie rozstrzygnąć losy meczu. Gospodarze biegali więc, ograniczając się do przeszkadzania, a łodzianie z polotem, raz po raz stwarzali groźne sytuacje pod bramką niepewnego Klytty. W 12 minucie strzał Dembińskiego z 12 metrów o centymetry minął słupek. W 10 minucie stuprocentowej sytuacji nie wykorzystał Miąszkiewicz. Indywidualną akcję przez połowę boiska przeprowadził Szymkowiak, zagrał piłkę do kolegi z drużyny, który będąc sam na sam z Klyttą strzelił minimalnie obok słupka. Górnik odpowiedział dwoma strzałami Kuźby. Szczególnie ten drugi, po indywidualnej akcji i kąśliwym uderzeniu, sprawił Szczęsnemu spore problemy. W 14 minucie miało miejsce najbardziej kontrowersyjne wydarzenie meczu. Kampka przeprowadził błyskawiczną kontrę, zagrał piłkę na pole karne do Agafona, którego z tyłu przewrócił Bogusz. Agafon sytuację miał wymarzoną, nie bardzo wiadomo w jakim celu miałby się przewracać. Faul był ewidentny, jednak pan Kozłowski, który już wcześniej pokazał, że upał nie jest jego sprzymierzeńcem, kazał grać dalej.
Bramka dla gości padła po ewidentnym prezencie zabrzan, konkretnie Dariusza Dźwigały. Mógł zrobić z piłką niemal wszystko, jednak podał ją wprost pod nogi Miąszkiewiczowi. Ten, mając dwanaście metrów do bramki Klytty strzelił przy słupku i było 0-1. Bramkę poprzedziła indywidualna akcja rozgrywającego świetny mecz Łapińskiego. Dwukrotnie bliski wyrównania był przed przerwą Piotr Rocki, który zmienił Agafona (naciągnięty mięsień). W doskonałych sytuacjach strzelał głową i kto wie, czy wynik meczu nie byłby inny, gdyby Rocki nie miał dziesięciu centymetrów wzrostu więcej.
Generalnie jednak pierwsza połowa należała do gości i nie zapowiadała rozpaczliwej momentami obrony wyniku przez Widzew po przerwie. W każdym razie piłkarzy jednej i drugiej drużyny żegnały w przerwie brawa (wyjątkiem był sędzia).
Po przerwie Widzew kontrolował grę, niezbyt często atakował, a Górnik z każdą minutą coraz bardziej przeważał. Matejko strzelał nad poprzeczką, Kuźba z Kampką nie wykorzystali świetnego padania Dźwigały. W 73 min trzech zabrzan atakowało dwóch obrońców Widzewa. Na nieszczęście dla Górnika, wśród tej dwójki był niezawodny Łapiński. Dwie minuty później Widzew wrócił z bardzo dalekiej podróży. Strzał głową Orzeszka minął Szczęsnego i piłkę z linii bramkowej wybił Gęsior. Z trzech metrów dobijał Rocki, a Szczęsny kapitalną interwencją wybił piłkę na rzut rożny.
Piękny strzał z ostrego kąta oddał jeszcze Gruszka. Piłka z ogromną szybkością zmierzała w „okienko”, jednak Szczęsny i tym razem wybił ją na róg. Strzelali jeszcze Rocki i Kuźba, a Widzew ograniczał się do kontr. Najgroźniejszą przeprowadził w 87 min Zając, z którego dośrodkowaniem minął się mający przed sobą pustą bramkę Bogusz. Ostatni gwizdek sędziego łodzianie przyjęli z ulgą.
Kibicom Górnika na pocieszenie pozostała nadzieja, że z taką grą w następnych meczach zabrzanie powinni zdobywać punkty. Odkryciem meczu był Kamil Kosowski, praktycznie debiutant, rozgrywający świetną partię. A Widzew? Dobry przed przerwą, w drugiej połowie jakby dostał zadyszki. Z drugiej strony, plan został wykonany...
MIECZYSŁAW AGAFON: - W Krakowie zagraliśmy katastrofalnie. W tym meczu sami siebie chcieliśmy przekonać, że jesteśmy coś warci. Tym bardziej pozostaje ogromny niedosyt, bo z gry na pewno zasłużyliśmy na remis. Faul na mnie był ewidentny. Gdyby to była walka ramię w ramię... ale rywal przewrócił mnie z tyłu. Sytuację miałem wymarzoną. Nie wiem czy wygralibyśmy z Widzewem, w każdym razie jest to drużyna, która nie potrzebuje niczyjej pomocy. W następnych meczach trzeba zagrać podobnie i obowiązkowo zdobywać punkty.
FRANCISZEK SMUDA: - Przed meczem pytano mnie, czy wygramy 3-0, może 4-0, po której bramce będziemy zadowoleni. Teraz jesteśmy szczęśliwi, że nie było remisu. A mogło być jeszcze gorzej. Doskwierał upał, ciężko było grać, tym bardziej cieszą punkty zdobyte na bardzo trudnym terenie, gdzie Widzew zawsze miał kłopoty.
HENRYK APOSTEL: - Pierwsza połowa dla Widzewa, druga dla nas. Oni strzelili gola po prezencie naszego piłkarza, myśmy takiego prezentu nie mieli. Widzieliśmy dobry, zacięty mecz, rozgrywany w trudnych warunkach. Piłkarze obu drużyn dali z siebie wszystko. Najsłabszym uczestnikiem tego meczu był sędzia. Tacy ludzie nie powinni gwizdać w lidze. Bełchatów, Kraków, teraz Widzew? W racjonalny sposób nie można wytłumaczyć spadku z góry na samo dno, a tak było na Hutniku. Dziś był to inny zespół.
Dariusz Czernik, Sport nr 96 z dnia 19.05.1997r.