17.08.1957 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 1:0
17 sierpnia 1957 (sobota) 1.liga 1957, 13. kolejka |
ŁKS Łódź | 1:0 (1:0) | Górnik Zabrze | Łódź Sędzia: Edward Budaj (Warszawa) Widzów: 30 000 |
Baran 33 w | 1:0 | |||
Henryk Szczurzyński Henryk Stusio Henryk Szczepański Józef Walczak Wiesław Jańczyk Robert Grzywocz Leszek Jezierski Kazimierz Kowalec Stanisław Baran Władysław Soporek Jerzy Wieteski |
SKŁADY | (1-3-2-5) Józef Machnik Antoni Franosz Stefan Florenski Henryk Hajduk Ginter Gawlik Marian Olejnik Henryk Szalecki Edward Jankowski Manfred Fojcik Edmund Kowal Roman Lentner | ||
Trener: Władysław Król | Trener: Zoltán Opata |
Relacja
Przegląd Sportowy
Mecz w Łodzi nie przynosi emocji. Bomba Barana z wolnego przynosi łodzianom 2 punkty mistrzowskie
Dobrze się stało, że po meczu z Lechem nasz łódzki korespondent ostrzegł opinię publiczną przed zbytnim gloryfikowaniem jedenastki "Rycerzy wiosny". Podobno składanie przed łodzianami kapeluszowych ukłonów osłabia ich wartość. Kiedyś - powiadają łodzianie - źle się działo, że prasa umniejszała sukcesy ŁKS-u, widząc tylko warszawski CWKS. Kurs ten uległ zmianie na wiosnę tego roku, po efektownym zwycięstwie nad Górnikiem w Zabrzu. "Przegląd Sportowy" nazwał wówczas łodzian "Rycerzami wiosny". Ale... potem nastąpiły dwie kolejne porażki z Lechią i Gwardią. Kto ponosi za nie winę? A no, prasa - bo zbyt tych "Rycerzy" wychwalała - mówiono. I jak tu łodzkim kibicom dogodzić?
Victorię nad Lechem 8:1 przyjęto raczej umiarkowanie. Myślicie, że to pomogło? ŁKS-iacy zgodnie z uznawaną przed nich dewizą "gramy dobrze co drugi mecz" - w spotkaniu z Górnikiem Zabrze znowu obniżyli loty. Szczęście, że i tak udało się zainkasować od zabrzan oba punkty, bo w przeciwnym wypadku... Strach pomyśleć w jakie by teraz uderzono tony.
W Łodzi panuje przekonanie, że to przede wszystkim brak Szymborskiego osłabił wartość zespołu. Niewątpliwie głosy te nie są pozbawione podstaw. Szymborski jest w ŁKS dużą indywidualnością. Przy jego piłkarskim kunszcie grali zazwyczaj lepiej i jego koledzy. Ale nie zawsze. Np. w Zabrzu łodzianie grali bez Szymborskiego, mimo to zeszli z boiska jako bezapelacyjni zwycięzcy.
Wprawdzie i własne boisko opuszczali z dalszym dwupunktowym dorobkiem, ale tym razem obok rzeczownika "zwycięzcy" nie można napisać "bezapelacyjni". Już bardziej trafne byłoby tu słowo "szczęśliwi". Górnik nie był bowiem zespołem gorszymi i nikt by chyba w Łodzi nie robił tragedii, gdyby to właśnie zabrzanie rozstrzygnęli to spotkanie na swoją korzyść. A gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że i oni wystąpili bez Czecha i wciąż nie najlepiej czującego się Pohla. Brak tuch dwóch zawodników był w Górniku jednak mniej widoczny, aniżeli nieobecność w ŁKS tylko jednego Szymborskiego. Zabrzanie byli drużyną bardziej wyrównaną, nie było w ich szeregach słabeuszy na miarę Stusia, Wieteskiego czy Kowalca. Ba, nawet Jezierski i Walczak nie mogli w sobotę dorównać poziomem i przydatnością dla zespołu przeciętnie grającemu któremukolwiek z górników. A mimo to ŁKS wygrał.
Jak to się stało? Zwolennicy ŁKS- u powinni za to zwycięstwo zachować przez długi czas sentyment do Barana, Szczepańskiego i Szczurzyńskiego. Staszkowi należy się cześć za pięknie strzelony rzut wolny, Szczepańskiemu za 90-minutową harówkę w defensywie i udane naprawianie błędów bocznych obrońców. Szczurzyńskiemu za świetnie rozegrany mecz, skuteczne interwencje i... zimną krew. Bramkarz ŁKS trzykrotnie znalazł się w sytuacji "sam na sam" z napastnikami Górnika, ale zawsze zdołał ich wywieźć w pole tak, że to właśnie oni a nie on "potracili" nerwy.
W tej sytuacji twierdzenie niektórych obserwatorów tego spotkania, że ŁKS zagrał doskonały mecz, czyni krzywdę samym łodzianom. ŁKS miał przed przerwą kapitalną sytuację do zdobycia drugiej bramki, a że nie padł gol - to "zasługa" Soporka, który przestrzelił z najbliższej odległości. Jeśliby już porównywać niewykorzystane sytuacje to trzeba by wyrazić je stosunkiem 4:1 dla Górnika. Przed przerwą (17 min.) po udanym zwodzie i centrze Kowala, tylko fantastyczna interwencja Szczurzyńskiego ratuje ŁKS przed nieuchronną wydawało się główką Lentnera, po przerwie, w 14, 17 i 20 min. - Jankowski nie trafia do pustek bramki. Szalecki z kilku metrów strzela w Szczurzyńskiego, a Fojcik z 4 metrów czyni to samo, co przed przerwą Soporek.
Jedyna bramka padła w 33 minucie. Baran ustawił piłkę w rzutu wolnego w odległości 30 metrów od bramki. Zabrzanie zrobili "mur" Nie był on jednak zbyt szczelny, skoro uderzona z fantastyczną siłą piłka znalazła w nim prześwit, odbiła się od któregoś z zawodników rykoszetem i wpadła do bramki. Zmylony takim obrotem sprawy Machnik nie miał żadnych szans skutecznej interwencji.
W obu drużynach grało wielu kandydatów do reprezentacji. Pierwszą lokatę zajął wśród nich niewątpliwie Grzywocz, który do przerwy był bodaj najlepszym zawodnikiem na boisku. Po zmianie stron, gdy ŁKS był częściej w defensywie, Grzywocz był już mniej widoczny, natomiast rej wówczas wodził Szczepański.
W Górniku nikt się specjalnie nie wybijał. Może tylko stoper Florencki zasłużył na wyróżnienie za dziesiątki faulów na Baranie, a Kowal... za "podkręcanie" kolegów. "Epin" - to w dalszym ciągu cień zeszłorocznego zawodnika.
Wypowiedź:
SZYMBORSKI: - Nie było to ładne widowisko. Ale grunt, że zdobyliśmy dwa punkty. Z ulgą odetchnąłem po końcowym gwizdku. Górnik mógł bowiem rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść, podobnie jak opinia, że bramkarz Machnik uratował Górnika od wyższej porażki, wypacza nieco przebieh boiskowych wydarzeń.
Ciekawostka:
Rzadki to wypadek, aby sędziemy wręczano podczas meczu kwiaty. Zaszczytu tego dostąpił w Łodzi p. Edward Buda z Warszawy, któremu bukiet goździków wręczyła w czasie przerwy jedna z łódzkich wiebicielek piłkarstwa.
J. Lechowski, Przegląd Sportowy nr 126, 19 sierpnia 1957