19.05.1973 - Górnik Zabrze - Zagłębie Wałbrzych 0:1
19 maja 1973 1. liga 1972/73, 22. kolejka |
Górnik Zabrze | 0:1 (0:0) | Zagłębie Wałbrzych | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Tadeusz Gajewski (Warszawa) Widzów: 8 000 |
0:1 | Pawłowski 66 | |||
Hubert Kostka Henryk Latocha Jerzy Gorgoń Zygmunt Bindek Jan Wraży Lucjan Kwaśny Alojzy Deja (47. Władysław Szaryński) Hubert Skowronek Jan Banaś Włodzimierz Lubański Andrzej Szarmach |
SKŁADY | Szeja Klasa Cieszowiec Paździor Pietraszewski Galas Skurczyński Stachula Odsterczył Pawłowski Sobol(82. Galant) | ||
Trener: Jan Kowalski |
Relacja
Kronika Górnika Zabrze
Trzeba było mieć do prawdy nerwy ze stali (choćby tej mieleckiej), by móc w spokoju obserwować "finisz" w wykonaniu obrońcy tytułu. Drużyna Lubańskiego świadoma wielkiej szansy utrzymania się na tronie miała skrupulatnie gromadzić punkty i czekać na wyniki najgroźniejszych rywali. Pierwszą okazją ku temu miał być mecz z wałbrzyskim Zagłębiem. Przede wszystkim piłkarze dziesięciokrotnego mistrza wyszli na boisko ze świadomością, iż bez większego wysiłku zaaplikują nieliczącemu się już przeciwnikowi dwie, trzy bramki. I tak w dogodnym nastroju rozpoczęli spotkanie. Już w pierwszej minucie obrona Zagłębia dała sygnał, że nie przyjechała do Zabrza podpisać kapitulacji bez walki. Dopiero w 20. minucie Włodzimierz Lubański, znajdujący się w znakomitej wręcz formie spostrzegł się, że na partnerów nie ma co liczyć i w pojedynkę zaczął szukać szczelin w wałbrzyskim murze. Szeja zawsze był jednak na posterunku, zbierając nie mniejsze brawa od tych, którymi kwitowano pełne ekspresji i dynamiki szarże Włodka. W 66. minucie po utracie bramki w poczynania zabrzan wkradła się jeszcze większa nerwowość, za wszelka cenę gospodarze chcieli wyrównać, jednak na nic zdały się ich ataki i zaprzepaścili szansę na dogonienie w tabeli liderującej Stali.
Sport
ZABRZE. Trzeba mieć doprawdy nerwy ze stali (choćby tej mieleckiej), by móc obserwować „finisz” w wykonaniu obrońcy tytułu. Po ostatnim remisie w Bytomiu i jednoczesnej wywrotce lidera nad Brynicą zwolennicy zabrzan byli przekonani, że drużyna Lubańskie, świadoma wielkiej szansy utrzymania się na tronie, będzie skrupulatnie gromadzić punkty i czekać na wyniki najgroźniejszych rywali. Pierwszą okazję miał być mecz z wałbrzyskim Zagłębiem. W Zabrzu powiadano, że meldunki jakie napływają spod Chełmca mówiły dość jednoznacznie o kapitulacji Zagłębia, co ściśle łączyć się miało z ich sposobem gry. Widać zapowiedzi te za dobrą monetę przyjęli przede wszystkim piłkarze dziesięciokrotnego mistrza, którzy wyszli na boisko, by spełnić formalność, bez większego wysiłku zaaplikować nie liczącemu się już przeciwnikowi dwie- trzy bramki. I w tak pogodnym nastroju rozpoczęli spotkanie.
Już w 1minucie obrońca Zagłębia Pietraszewski dał sygnał, że nie przyjechał do Zabrza wraz z drużyną podpisać kapitulację bez walki. Kostka z trudem sparował jego strzał na róg. Obrona gości bez trudu likwidowała niemrawe akcje zabrzan, likwidowała je daleko przed szesnastką. Jak za dawnych dobrych lat brylowali tu Cieszowiec i Paździor, a ostatnia instancją był doskonale dysponowany Marian Szeja. Początkowo nie miał on okazji ujawnienia całej gamy wysokich kwalifikacji, pewnych interwencji w bramce i na przedpolu. Dopiero w 20 minucie Włodzimierz Lubański znajdujący się w znakomitej wręcz formie, spostrzegł się, że na partnerów nie ma co liczyć i w pojedynkę zaczął szukać szczelin w wałbrzyskim murze. Szeja zawsze był na posterunku, zbierając nie mniejsze brawa od tych, którymi kwitowano pełne ekspresji i dynamiki szarże Włodka.
W drugiej minucie po przerwie kontuzji doznał Deja. Trenerzy wreszcie musieli dokonać roszad. Szaryński rozruszał trochę atak, przyśpieszył tempo (raz pięknie strzelił, ale Szeja równie znakomicie obronił), lecz później wszystko wróciło do normy. Druga linia była nadal najsłabszą formacją zabrzan i trójka napastników zdana została na własne siły. Nie starczyło ich do wygrania pojedynków z doskonale się uzupełniającymi obrońcami Zagłębia, których wspierali pomocnicy a nawet daleko się cofający Odsterczyl. Po zdobyciu bramki przez Pawłowskiego w nieporadne zagrania górników wkradła się jeszcze nerwowość; chciano za wszelką cenę szybko wyrównać. Szeja bezbłędnie wykonywał swe obowiązki, a w 78minucie po akcji trójki Galant - Odserczyl - Pawłowski goście powinni zdobyć drugiego gola.
W 87 minucie Skowronek strzelił jeszcze w słupek, w 90 minucie dał o sobie znać Szarmach, ale Szeja pewną interwencją zakończył swój występ, zebrał ostatnie oklaski i w poczuciu współtwórcy zasłużonego sukcesu drużyny, którą już skazano „ na pożarcie” nie tylko w Zabrzu, ale również w ekstraklasie, ukrył się w szatni. Bardzo śpieszyli się do niej zabrzanie, którzy stracili dystans, zaprzepaścili wielką szansę. Prezentują oni obecnie słabiutką formę z wyjątkiem Lubańskiego, występującego po krótkiej przerwie Gorgonia, częściowo Banasia i Szarmacha. W drugiej linii zabrakło kontuzjowanego Szołtysika. „Mały” nawet w słabszej formie wie na czym polega rola organizatora gry i od czasu do czasu potrafi uporządkować akcje, nadać im właściwy rytm. W sobotę nie potrafili tego zrobić ani Deja, ani Kwaśny i Skowronek. O wiele lepiej sobie radzili w środku pola wałbrzyszanie i choć ich zadania kończyły się przeważnie na zabezpieczeniu obrony oraz likwidowaniu ataków zabrzan już na środku boiska, można powiedzieć, że była to solidna robota. Kto wie, czy nie znamionująca przebudzenie wałbrzyszan na finiszu ekstraklasy, który po sensacyjnym zwycięstwie w Zabrzu może się zakończyć pełnym powodzeniem w wyścigu o ligowy byt.
Stanisław Penar, Sport nr 84(3937) z dnia 21 maja 1973r.