19.10.1991 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
19 października 1991 (sobota), godzina 15:30
1. liga 1991/92, 13. kolejka
Górnik Zabrze 0:0  Zagłębie Sosnowiec Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Roman Kostrzewski (Bydgoszcz)
Widzów: 3 914
Herb.gif HerbZaglebieSosnowiec.gif
Jegor Yellow card.gif Bałaga, Wykurz
(1-3-5-2)
Marek Bęben
Marek Piotrowicz
Tomasz Wałdoch
Grzegorz Dziuk
Ryszard Staniek
Piotr Jegor
Krzysztof Zagórski
Dariusz Koseła
Henryk Bałuszyński (46 Waldemar Kamiński)
Ryszard Cyroń
Andrzej Orzeszek
SKŁADY (1-4-4-2)
Grzegorz Harasiuk
Zdzisław Kowalski
Adam Churek
Rafał Witkowski
Zbigniew Bałaga
Ryszard Czerwiec
Karol Kordysz (46 Piotr Mandrysz)
Józef Panuś (88 Stanisław Gawenda)
Dariusz Wykurz
Adam Kucz
Marek Koniarek
Trener: Jan Kowalski Trener: Zbigniew Myga

Relacje

Sport

Zabrze. Równo rok temu po przegranej w Zabrzu 0-3 trenerem Zagłębia został Zbigniew Myga i jest wręcz niewiarygodne jak zmieniło się oblicze tego zespołu. Teraz bramek nie było, ale to goście byli znacznie bliżsi sukcesu. Górnik przeważał tylko przez pierwszy kwadrans, a Harasiuka niepokoili w tym czasie Bałuszyński i Zagórski. Potem coraz bardziej uwidaczniała się przewaga Zagłębia. Goście byli szybsi, wygrywali pojedynki jeden na jeden, a ich druga linia opanowała środkową strefę boiska. Sygnał do natarcia dał Panuś, który w 16 min. huknął jak z armaty z rzutu wolnego, ale piłka minimalnie minęła bramkę. W 35 min. doskonałą okazję miał Wykurz, ale strzelił wprost w bramkarza. Minutę później po składnej akcji Koniarek trafił do siatki, ale sędzia dopatrzył się spalonego.

Górnik rzucił się do ataku jeszcze w końcówce i wówczas trochę pogubiła się defensywa gości. W 41 min. Bałuszyński trafił w słupek, a w chwilę później chyba opatrzność czuwała nad Zagłębiem, bo trudno zrozumieć dlaczego strzał Jegora nie znalazł drogi do bramki. Tuż po przerwie przed wielką szansą stanął Cyroń, ale strzelił wprost w Harasiuka, a odbitej przez bramkarza piłki nie miał kto dobić. Potem na boisku była już tylko jedna drużyna. Marek Koniarek w zasadzie sam mógł rozstrzygnąć losy tego meczu. W 53 min. idealnie wyszedł do precyzyjnego podania Czerwca, ale przegrał pojedynek sam na sam z Markiem Bębnem. Dwie minuty później historia się powtórzyła i znów Bęben w sobie tylko wiadomy sposób uchronił swój zespół przed utratą bramki. Inna sprawa, że trener Kowalski chyba rwał sobie włosy z głowy patrząc co wyprawiali jego obrońcy, a zwłaszcza grający ostatniego Wałdoch.

W 80 min. wydawało się, że już nic nie uratuje Górnika. Wykurz miał wręcz idealną sytuację, ale znów trafił w desperacko interweniującego bramkarza gospodarzy. Dwie minuty później na solowy przebój zdecydował się Koniarek. Po raz trzeci stanął oko w oko z Bębnem, ale zwlekał ze strzałem i został z tyłu podcięty przez Wałdocha. Rzut karny wydawał się w tej sytuacji ewidentny, ale sędzia Roman Kostrzewski miał w tej sprawie inne zdanie. Nie była to zresztą pierwsza mocno wątpliwa decyzja eksportowego arbitra, który nie miał tym razem zbyt dobrego dnia. Górnik w tej części gry jeszcze tylko raz poważniej zagroził bramce Harasiuka, ale niebezpieczeństwo główką z linii bramkowej zażegnał wprowadzony po przerwie Mandrysz.

Mimo tak wielu sytuacji podbramkowych gola w Zabrzu nie było, z czego zadowoleni byli obaj trenerzy. Trener Kowalski mówił o psychicznym „dołku” w jakim znalazła się jego drużyna po przegranej z Hamburgerem i ubolewał nad postawą swoich kandydatów do reprezentacji olimpijskiej. Zbigniew Myga był zadowolony z gry swojej drużyny, choć żałował tych zmarnowanych idealnych okazji. Zagłębie udowodniło jednak, że zwycięstwo, nad Lechem, nie było żadnym dziełem przypadku.