20.05.1956 - Gwardia Warszawa - Górnik Zabrze 0:1
20 maja 1956 (niedziela) 1. liga 1956, 9. kolejka |
Gwardia Warszawa | 0:1 (0:0) | Górnik Zabrze | Warszawa, stadion Skry Sędzia: Julian Mytnik (Kraków) Widzów: 7 000 |
0:1 | Jankowski 66 | |||
Tomasz Stefaniszyn Wojciech Hodyra Zdzisław Maruszkiewicz Artur Leśniewski Ryszard Wiśniewski Adam Brzozowski Marian Cionek Bolesław Lewandowski Stanisław Hachorek Emil Szarzyński Krzysztof Baszkiewicz |
SKŁADY | Józef Machnik Henryk Zimmermann Antoni Franosz Henryk Hajduk Eryk Nowara Marian Olejnik Henryk Szalecki Ginter Gawlik Edward Jankowski Alfred Kokot Ewald Wiśniowski | ||
Trener: Edward Brzozowski | Trener: Augustyn Dziwisz |
Dodatkowe informacje
- Według Przeglądu Sportowego widzów ok. 10 000.
Relacja
Sport
WARSZAWA. Niezbyt fortunie rozpoczęła się eskapada zabrskich górników do stolicy. W czasie jazdy pociągiem, gdy piłkarze udali się na obiad do wagonu restauracyjnego zginęła im waliza w której znajdował się sprzęt. Z kłopotu wybawił Górnika dopiero Marymont wypożyczając zabrzanom jeden ze swoich kompletów dresów. Koszulki Marymontu okazały się szczęśliwe dla Górników. Odnieśli oni w Warszawie w pełni zasłużone zwycięstwo, będąc niemal pod każdym względem lepszym zespołem od gospodarzy.
Na specjalne słowa uznania zasłużyli w drużynie zabrzan Franosz, Olejnik i Jankowski. Trójka ta grała chwilami doskonale. Każde jej zagranie było wysokiej marki, a dwa punkty jakie wywieźli zabrzanie do domu były w pierwszym rzędzie jej zasługą. Zwycięstwo górników mogło wypaść na dobrą sprawę jeszcze efektowniej, gdyby Wiśniowski miał obok siebie lepszego partnera niż Kokota. Łącznik zabrzan, który wystąpił w miejsce kontuzjowanego Czecha nie nadążał za szybkimi akcjami lewoskrzydłowego psując w wielu wypadkach dobrze rozpoczęte kombinacje.
Gwardia robi wszystko, by zadomowić się na stałe w dolnych rejonach tabeli. W stwierdzeniu tym nie ma żadnej złośliwości. Drużyna Brzozowskiego wciąż eksperymentuje i z meczu na mecz gra gorzej. Jeśli przed tygodniem w meczu z Lechią mogliśmy się jeszcze dopatrzeć kilku bardziej przemyślanych zagrań drużyny warszawskiej, to w niedzielę nie zanotowaliśmy ani jednej. Nawet powołany do reprezentacji Baszkiewicz nie umiał poważniej zagrozić bramce Machnika.
Skoro już mowa o Baszkiewiczu to nie sposób pominąć jego zachowania na boisku. Ilekroć lewoskrzydłowy Gwardii nie znalazł zrozumienia u współpartnerów zwracał się do kolegów z z pretensjami, które doskonale słychać było na widowni. Nie wpływało to oczywiście dodatnio na grę jego współpartnerów. Do Baszkiewicza można by mieć także pretensje o rozpoczęcie ostrej gry wskutek której specjalnie ucierpieli Jankowski i Franosz. Ten ostatni musiał nawet na kilka minut opuścić boisko.
Sport nr 41 z dnia 21.05.1956r
Przegląd Sportowy
Gwardia Warszawa traci dalsze punkty na własnym boisku z Górnikiem Zabrze
Wśród licznych obserwatorów meczu Gwardia Warszawa – Górnik Zabrze, byli i tacy którzy stwierdzili, że tak słabego spotkania ligowego nie było jeszcze w tym sezonie w Warszawie. Oba zespoły zaprezentowały się słabo, a okresami wręcz beznadziejnie. Na przyzwoitym poziomie grali, wśród zwycięzców tylko Machnik, Olejnik, Nowara, a od czasu do czasu – Jankowski i Wiśniowski. Górnik grał bez kontuzjowanego Czecha. Brak tego zawodnika odbił się poważnie na poziomie gry ataku zabrzan.
Wśród pokonanych trudno skrytykować jedynie Stefaniszyna, który nie ponosi winy za utratę bramki i Baszkiewicza, jedynego gracza w napadzie gospodarzy który walczył, biegał i robił duże zamieszanie pod bramką przeciwnika. A że nic z tego nie wyszło – to już "zasługa" jego bardzo słabych w tym dniu partnerów, z których Cionek zastępujący odpoczywającego Rusaka oraz Lewandowski – grali wręcz na poziomie klasy B. Ten ostatni miał w niedziele duże trudności nie tylko z przeciwnikiem, ale i z... bieganiem.
Jedynie kilka momentów tego meczu zasługuje na przekazanie do archiwum kibica piłkarskiego. A więc chyba to, że pierwsze 10 minut gry nie zapowiadało późniejszej bezradnej kopaniny i że w tym okresie gospodarze byli częściej stroną atakującą, lecz jedyną ich zdobyczą były 2 kornery. Przez następne 35 minut z boiska wiało nudą.
Po przerwie gwardziści znów atakowali, ale górnicy skutecznie się bronili i kiedy w 66 minucie Jankowski zdobył po ładnej akcji całego napadu jedyną bramką meczu, mieli już zwycięstwo w kieszeni, ich przeciwników nie stać było na wyrównanie.
I jeszcze jeden fakt godny jest zarejestrowania, a mianowicie ten, że górnicy nie grali w swych własnych kostiumach, tylko w wypożyczonych im przez kierownictwo Marymontu. Sprzęt górników został skradziony w piątek w pociągu na trasie Stalinogród - Warszawa. Dobrze jeszcze, że Marymont miał szczęśliwą rękę i górnicy zdobyli oba punkty.
(a), Przegląd Sportowy nr 60, 20 maja 1956
Linki zewnętrzne