20.08.1994 - Petrochemia Płock - Górnik Zabrze 2:2
20 sierpnia 1994 (sobota) 1. liga 1994/95, 4. kolejka |
Petrochemia Płock | 2:2 (1:1) | Górnik Zabrze | Płock Sędzia: Zbigniew Marczyk (Piła) Widzów: 11 000 |
Siadaczka 45 Pachelski 90 |
0:1 1:1 1:2 2:2 |
Koseła 4 Orzeszek 53 | ||
Serocki | Bałuszyński, Jegor | |||
(1-3-5-2) Krzysztof Koszarski Artur Serocki Janusz Dec Mirosław Milewski Dariusz Krzywkowski Krzysztof Kwasiborski Adam Majewski Paweł Dylewski (62 Jacek Majchrzak) Artur Wyczałkowski Rafał Siadaczka Dariusz Kowalski (68 Bogusław Pachelski) |
SKŁADY | (1-3-5-2) Dariusz Klytta Piotr Jegor Tomasz Wałdoch Jarosław Zadylak Jacek Grembocki Dariusz Koseła Jerzy Brzęczek Piotr Brzoza (46 Andrzej Orzeszek) Arkadiusz Kubik Marek Szemoński Henryk Bałuszyński (78 Mieczysław Agafon) | ||
Trener: Grzegorz Wenerski | Trener: Edward Lorens |
Relacja
Sport
Walczyli do końca
Piłkarze beniaminka ekstraklasy - Petrochemii Płock stają się już powoli specjalistami od dramatycznych końcówek meczów zakończonych dla nich happy end’em. Przed dwoma tygodniami w spotkaniu z ŁKS Łódź na własnym boisku na 5 minut przed jego zakończeniem przegrywali 0-2 i po dwóch bramkach Rafała Siadaczki doprowadzili do wyrównania. Teraz przyszło im się zmierzyć z kolejnym czołowym zespołem poprzedniego sezonu - Górnikiem Zabrze. I znowu płocki beniaminek znajdował się w poważnych opałach, ale potrafił uciec "grabarzowi spod łopaty", zdobywając wyrównujące bramki w ostatnich sekundach pierwszej i drugiej połowy. Publiczność miała kolejny horror i zgotowała gospodarzom spontaniczną owację.
Sam mecz pomimo padającego deszczu i rozmokłej murawy, był ciekawym, obfitującym w dramaturgię wydarzeń widowiskiem. Jako pierwsi opanowali sytuację na boisku znacznie bardziej doświadczeni zabrzanie. Już w 4 min. Bałuszyński z pola karnego wycofał piłkę do Koseły, a ten popisał się kapitalnym uderzeniem z odległości 20 metrów w samo okienko bramki. Koszarski był zupełnie bezradny. Niewiele brakowało, żeby po 9 minutach „górnicy” prowadzili 2-0. Koseła podał na lewą stronę do Kubika, a ten z bliskiej odległości trafił w słupek.
Drużyna Petrochemii potrafiła otrząsnąć się z przewagi gości i ruszyła śmielej do ataku, ale brakowało trochę precyzji. W 12 min. Rafał Siadaczka trafił wprost w bramkarza gości, a w chwilę później Piotr Kowalski strzelił minimalnie obok słupka. Kolejną groźną akcję gospodarze przeprowadzili w 23 min, kiedy to Siadaczka wrzucił piłkę na pole karne, ale Kowalski rozminął się z nią i nie potrafił skierować do bramki. Z kolei w 32 min po podaniu Dylewskiego minimalnie obok słupka strzelił Siadaczka. Również zabrzanie nie rezygnowali z ataków. W 35 min. z rzutu wolnego tuż obok słupka strzelił Jegor, a w 40 min. Brzoza "wypuścił w bój" Szemońskiego, lecz jego strzał z odległości 5 metrów instynktownie obronił Koszarski. Dosłownie w kilkadziesiąt sekund później Kubik egzekwował rzut rożny, piłka trafiła pod nogi Grembockiego; jego strzał obronił Koszarski, a piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole.
Ofensywne poczynania płocczan uwieńczone zostały powodzeniem w ostatnich sekundach pierwszej połowy. Na strzał z dalszej odległości zdecydował się Dylewski, piłkę przed siebie wypiąstkował Klytta, a dobitka Siadaczki okazała się bezbłędna.
Druga połowa zaczęła się znowu niepomyślnie dla płockiego beniaminka. W 52 min. Kubik błyskawicznie odegrał piłkę Orzeszkowi, niefortunnie z bramki wyszedł Koszarski i napastnik Górnika bez problemów skierował piłkę do siatki. Wprowadzony w drugiej połowie Orzeszek po błędzie obrońców Petrochemii mógł w 64 min. uzyskać kolejnego gola, ale Koszarski odbił piłkę nogami. Z kolei w 68 min. po wrzutce Jegora rozminął się z piłką Koszarski, a w ostatniej chwili Milewski wyekspediował ją w pole.
Gospodarze uzyskali przewagę w ostatnim kwadransie. Bramkarza Górnika usiłował zaskoczyć strzałami z dalszej odległości Kwasiborski; w 74 min piłkę wyłapał Klytta, a w 89 min. po rzucie wolnym poszybowała nad poprzeczką. Kiedy płoccy kibice zwątpili w możliwość uratowania jednego punktu, Majewski odegrał piłkę Krzywkowskiemu, ten błyskawicznie przedłużył do Pachelskiego, który jak stary rutyniarz strzelił celnie w dolny róg bramki. Za chwilę końcowy gwizdek dobrze prowadzącego mecz arbitra i prawdziwy szał radości na widowni.
Wojciech Gorczyca, Sport nr 162 z 22 sierpnia 1994 r.