20.09.1961 - Tottenham Hotspur - Górnik Zabrze 8:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
20 września 1961 (środa), godzina 19:45
PEMK 1961/62, rewanż 1/16 finału
Tottenham Hotspur 8:1 (5:1) Górnik Zabrze Londyn, White Hart Lane
Sędzia: Lucien van Nuffel (Antwerpia, Belgia)
Widzów: 56 737
HerbTottenhamHotspur.gif Herb.gif
Blanchflower 10 k
Jones 20 g
Jones 26

Jones 36
Smith 38 g
Smith 73 g
Dyson 75
White 90
1:0
2:0
3:0
3:1
4:1
5:1
6:1
7:1
8:1



Pol 28
Bill Brown
Peter Baker
Maurice Norman
Ron Henry
Danny Blanchflower
Dave Mackay
Cliff Jones
Les Allen
Bobby Smith
John White
Terry Dyson
SKŁADY Hubert Kostka
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Stefan Florenski
Edward Jankowski
Erwin Wilczek
Ernest Pol
Roman Lentner
Trener: Bill Nicholson Trener: Augustyn Dziwisz

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła widzów ok. 70 000.
Oficjalny program meczowy.
Program meczowy.
Bilet meczowy.
Bilet meczowy.
Bilet meczowy.

Przed meczem

Rozpoczniemy natarciem – zapowiada trener Górnika

Około 1.000 sympatyków drużyny Górnika przybyło wczoraj na ostatni trening zabrskich piłkarzy przed odlotem do Londynu na rewanż z Tottenhamem. Przez blisko dwie godziny asystowali oni zajęciom trenera Dziwisza z jego podopiecznymi, po czym życzyli całej ekipie jak najlepszego wyniku w środowym meczu.

Mimo silnego upału trening był bardzo forsowny. Świetna kondycja Anglików zrobiła widocznie duże wrażenie na górnikach, skoro wszyscy zawodnicy wykonywali bez ociągania się każde zalecenie trenera. Nawet Jankowski i Lentner, którzy mieli dotąd w zwyczaju tzw. obijanie się – tym razem pracowali w pocie czoła nad doskonaleniem swej sprawności fizycznej. Gdy chodzi o nastroje w drużynie to są one lepsze, niż oczekiwaliśmy, biorąc pod uwagę kontuzje Kowalskiego i Musiałka (obaj Ci zawodnicy oczywiście nie trenowali). Nikt z zabrzan nie myśli ani przez chwilę o porażce, choć wszyscy zdają sobie sprawę, że mecz w Londynie będzie na pewno trudniejszy, niż w Chorzowie. Jaka będzie taktyka drużyny polskiej? – „Niech nikt nie myśli, że nastawiona jest ona wyłącznie na osiągnięcie porażki w jak najmniejszych rozmiarach. Górnicy rozpoczną grę podobnie jak na Stadionie Śląskim: od ofensywy. Później okaże się, co i jak dalej” – powiedział nam trener Dziwisz.

Ostateczny skład drużyny ustalony zostanie na miejscu w Londynie. Odlot do stolicy Anglii nastąpi jutro o godzinie 14 z Warszawy, a w 5 godzin później ekipa zabrska wyląduje na miejscu.

W skład ekspedycji wchodzą 22 osoby, w tym 15 zawodników. Oto ich nazwiska – zawodnicy: Kostka, Szołtysek, Franosz, Oślizło, Olszówka, Hajduk, Olejnik, Gawlik, Kowalski, Musiałek, Wilczek, Jankowski, Pohl, Lentner, Floreński. Kierownictwo: Dzienis, Chacia, Burgel, Przyrowski, Dziwisz i wiceprezes PZPN – Ociepka.

Relacja

Sport

Górnik bez pomocy

Nadzieje na awans Górnika do II rundy rozgrywek Pucharu Europy prysły jak bańka mydlana. Liderowi naszej ekstraklasy nie udało się obronić przewagi dwóch bramek, wywalczonej przed tygodniem w Chorzowie. Zabrzanie zostali rozgromieni. Przegrali w stylu, który nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że mistrz i zdobywca pucharu Anglii jest jedenastką, najwyżej międzynarodowej klasy.

Niemały wpływ na klęskę naszego zespołu miała absencja Kowalskiego i Musiałka, którzy nie zdążyli wyleczyć kontuzji, odniesionych w pierwszym pojedynku. Gawlik i Olejnik, którzy z konieczności zostali „powołani pod broń”, tworząc linie pomocy, nie sprostali powierzonemu zadaniu. Obaj byli zbyt wolni, ociężali, niedokładni w podaniach, stanowili najsłabszą formację zespołu, powodując m.in., że inicjatywa w tym meczu przeszła niemal od pierwszego gwizdka w ręce angielskich piłkarzy.

Pech Górnika polegał również i na tym, że trafił on wczoraj na znakomicie usposobionego rywala. Próbki wysokich kwalifikacji Anglików oglądaliśmy już w pierwszym spotkaniu, zwłaszcza w jego końcowej fazie. W Londynie „koguty” grały przez cały czas na najwyższym poziomie. Nacierały z rzadko spotykaną pasją, a że w zakresie techniki, szybkości jak i sprawności fizycznej gospodarze górowali wyraźnie nad Polakami, toteż bramki sypały się jak z rogu obfitości.

Porażka w tak wysokich rozmiarach jest oczywiście przykrym zaskoczeniem. O tragedii nie może być jednak absolutnie żadnej mowy. Nawet bardziej klasowe drużyny, niż Górnik, przegrywały na Wyspach Brytyjskich w dwucyfrowym stosunku.

Plan strategiczny górników, opracowany przed wyjazdem do stolicy Wielkiej Brytanii, przewidywał gwałtowną ofensywę tuż po rozpoczęciu gry. Zabranie mieli nadzieję, że tą bronią – podobnie jak przed tygodniem – zaskoczą przeciwnika. Zamierzenia te jednak spaliły na panewce. Naszym piłkarzom nie udało się w ogóle przejść do realizacji swych założeń. Zostali całkowicie wybici z konceptu wobec wręcz huraganowego szturmu wyspiarzy.

Przyczyną fiaska górniczej taktyki była w pierwszym rzędzie fatalna postawa obydwóch pomocników, wskutek czego na boisku wytworzyła się ogromna luka opanowana całkowicie przez Anglików. Zanim zabrzanie zorientowali się w niebezpieczeństwie i wycofali z napadu Floreńskiego, by w ten sposób skonsolidować własną obronę, była ona już niemal całkowicie rozbita. Żywiołowe rajdy obu świetnych skrzydłowych „Kogutów” – Jonesa i Dysona, siały prawdziwy zamęt pod bramką Kostki. Każda ich akcja nosiła w sobie zarodek gola, zwłaszcza, że obaj znakomici napastnicy mieli tym razem dobre wsparcie w Smithcie oraz Blanchflowerze.

Już po 20 minutach wynik brzmiał 2:0 dla gospodarzy. Od tej chwili jedynym problemem stały się rozmiary ich zwycięstwa. Pomoc w składzie Olejnik – Gawlik niemal nie istniała. Jej gra odbiła się ujemnie na obronie, która raz po raz popełniała poważne błędy, ułatwiając przeciwnikowi zdanie. Pierwsza bramka z karnego, podyktowanego słusznie w 10 min. którego egzekutorem był Blanchflower, jeszcze bardziej zdenerwowała nasz zespół. Ale nie to było przyczyną wysokiej klęski, która później nastąpiła. Przyczyn jej należy szukać w mniejszej szybkości naszych piłkarzy. Startowali oni ociężale i z opóźnieniem dochodzili do piłek, których byli bliżsi niż Anglicy. Poza tym Polacy czuli się bardzo źle na rozmokłym boisku londyńskim, ślizgali się raz po raz, często upadając, co nie pozostało bez wpływu na obraz gry. Anglicy byli nie tylko lepsi biegowo, ale też rozgrywali akcje bardzo szybko, w przeciwieństwie do naszych piłkarzy, którzy zbyt często przetrzymywali piłki, próbowali jakichś sztuczek technicznych, ułatwiając Anglikom skoncentrowanie się w obronie.

Należy stwierdzić że mimo wszystko gracze nasi zasłużyli na lepszy wynik. Były okresy, w których zbierali nawet oklaski obiektywnej widowni londyńskiej, demonstrując, szczególnie w linii napadu, poprawne, a często bardzo efektowne akcje. Cóż z tego jednak, gdy brak było ich wykończenia. Bramka strzelona przez Pohla była najlepszej marki i przypominała zdobytą w Glasgow w meczu ze Szkocją. Poza tym gracze nasi zbyt często nie dochodzili do strzałów, gdyż zwlekali z podawaniem piłek. Należy również pamiętać, że atak nasz był właściwie zdekompletowany. Na dobrą sprawę pełnowartościowymi zawodnikami byli: Pohl, Lentner i Wilczek, Jankowski jak zwykle był zbyt powolny, nie wnosił do gry pozytywnych momentów. Floreński grał początkowo na skrzydle gdy jednak okazało się, że nasze linie defensywne nie są dostatecznie szczelne, cofnięto go, tak że graliśmy właściwie z dwoma środkowymi obrońcami. Szkoda, że nie zrobiono tego od razu.

W obronie Oślizło trzymał się zupełnie nieźle, a w drugiej części również Franosz grał dobrze. Natomiast Olszówka zaczął mecz w niezłej formie, ale później raczej gubił się. Bramkarz Kostka mógł ewentualnie obronić jedną lub dwie bramki, poza tym jednak winy nie ponosi i miał sporo braw za kilka bardzo efektownych i skutecznych interwencji.

W całości nasza drużyna, mimo wysokiej klęski okresami podobała się nawet. Słyszałem głosy Anglików, którzy twierdzili że mamy indywidualnie dobrych graczy, nie umiejących jednak włączyć się w jednolity zespół.

Źródła

  • Sport z 18 września 1961 r.
  • Sport z 21 września 1961 r.