21.08.1963 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 2:1
21 sierpnia 1963 1. liga 1963/64, 3. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:1 (0:1) | ŁKS Łódź | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Łozowski Widzów: 12 000 |
Oślizło 64 g Wilczek 70 |
0:1 1:1 2:1 |
Szulc 24 | ||
Hubert Kostka Edward Olszówka Stanisław Oślizło Waldemar Słomiany Ginter Gawlik Stefan Florenski Joachim Czok Erwin Wilczek Włodzimierz Lubański Ernest Pol Roman Lentner |
SKŁADY | Horn Walczak Kowalski Białas Czop Dawidczyński Suski Szulc Sadek Sas Kowarski | ||
Trener: Ewald Cebula |
Relacja
Sport
Oślizło przyszedł w sukurs napastnikom
Dawno już nie widzieliśmy meczu, w którym zabrzanie zmarnowaliby tyle okazji strzeleckich, co wczoraj. Końcowy wynik sugeruje co prawda równorzędność sił ale w rzeczywistości gra toczyła się niemal wyłącznie pod dyktando gospodarzy. W drugiej połowie przewaga górników przybrała nawet tak wielkie rozmiary, że okresami mecz przypominał trening na jedną bramkę. Mimo to mistrz Polski zdobył tylko dwie bramki. Obydwie zostały w dodatku „wymęczone”, a przy strzale Wilczka łodzianie reklamowali „spalony”, na który zwracał uwagę również arbiter liniowy.
Zabrzanie mają na usprawiedliwienie utrudnione warunki gry. Murawa stadionu była bowiem śliska, a czasie meczu mżył drobny kapuśniaczek. Bierzemy ten moment pod uwagę. Zdajemy sobie sprawę, że w niektórych sytuacjach normalne panowanie nad piłką, dokładne podanie czy wyprowadzenie strzału było poważnie utrudnione. Górnicy mieli jednak i pozycje, w których nic nie usprawiedliwia ich „pudeł”. Mamy tu przede wszystkim na myśli zaprzepaszczone pozycje „sam na sam” z Hornem przez Lubańskiego. Gdyby nasz reprezentacyjny junior znajdował się w normalnej dyspozycji już do przerwy wynik mógł brzmieć z powodzeniem 3:1 dla gospodarzy. Brak przeglądu sytuacyjnego i opanowania nerwowego nie należy jednak do zalet tego zawodnika i to był główny powód, że nie wykorzystał on kilku „dwustuprocentowych” okazji do strzelania gola.
Poza niedyspozycją strzałową trudno górnikom coś zarzucić. Rozegrali oni ogólnie dobry mecz, w którym wiele ich akcji oklaskiwano przy otwartej kurtynie. Miały one odpowiednią szybkość, widzieliśmy u nich zaskakujące zmiany pozycyjne, prostopadłe podania na dostartowanie i przejęcia piłek we właściwym momencie przez adresatów. Brakowało tylko jak powiedzieliśmy wyżej bramek, które stanowiłyby kropkę nad „i” dla tych zagrań.
Pierwszoplanową pozycją w zespole mistrza Polski był bezwzględnie Lentner. Lewoskrzydłowy Górnika inicjował rajdy na pełnych obrotach, przy których prawy obrońca ŁKS – u Walczak zostawał o kilka metrów w tyle. Lentner mijał bez przeszkód nie tylko Walczaka. Niejednokrotnie wygrywał pojedynki z czteroma i pięcioma przeciwnikami by następnie przekazać dobrze mierzoną centrę do Wilczka, Lubańskiego lub na przeciwległą stronę boiska. Krótko mówiąc skrzydłowy zabrzan znajduje się w znakomitej formie i szkoda tylko, że nie może doczekać się uznania ze strony profesora Motoczyńskiego. Lepszego kandydata na lewą flankę w reprezentacji w tej chwili doprawdy nie widzimy. Dlaczego nie grał Musiałek, który jest przewidziany do drużyny narodowej przeciwko Norwegom? Dlatego, że w tej chwili są od niego lepsi – stwierdził krótko trener Karolek, który w zastępstwie znajdującego na urlopie Cebuli prowadził wczoraj zespół Górnika. Czy tak jest w istocie – trudno powiedzieć. Wydaje się jednak, że koncepcja z Pohlem w linii pomocy zdaje całkowicie egzamin i nawet dla nienajlepiej dysponowanego Musiałka miejsce w linii ataku powinno się znaleźć (Wilczek na prawym skrzydle, Musiałek w roli drugiego środkowego).
Obrona zabrzan miała wczoraj niewiele do roboty. Parę groźniejszych momentów pod bramką Kostki w pierwszej połowie powstało głównie przy współudziale Słomianego, który dość długo nie umiał utrzymać w szachu Szulca. Z tej strony padła też bramka dla ŁKS – u. Szulc dostał piłkę w okolicy szesnastu metrów i nieatakowany przez Słomianego zdecydował się na strzał. Był to piękny lob. Kostka wyskoczył do niego w niewłaściwym momencie i piłka wylądowała w górnym rogu siatki. Specjalne pochwały należą się Ośliźle za wyrównującą bramkę. Zdobył on ją po rzucie rożnym i w chwili gdy publiczność zaczęła coraz bardziej tracić wiarę w możliwość wygrania przez Górnika spotkania. Miała więc ta bramka psychologiczną wartość, bo kto wie czy bez przytomnej „główki” Oślizły w szeregach górniczego ataku nie zapanowałby rozgardiasz i czy łodzianom nie udałoby się utrzymać prowadzenia do końca meczu.
ŁKS walczył niezwykle ambitnie i ofiarnie. Goście próbowali stosować system 4 – 2 - 4 ale wychodził on „jako tako” tylko przez pierwsze 15 minut. Później łodzianie całkowicie się pogubili i jak słusznie ktoś zauważył – w drugiej połowie grali w ustawieniu 1 + 10.
Wydaje się, że ŁKS zaprezentowałby się zdecydowanie korzystniej, gdyby piłkarze łódzcy nie myśleli tylko o utrzymaniu pozycji wynikających ze schematu taktycznego. Być może przegraliby w wyższych rozmiarach ale mecz zyskałby na pewno na widowiskowości i emocjach. „Brazyliana” nie była zresztą przyczyną ich „honorowej porażki”. Złożyły się na nią wyłącznie nieudolność strzałowa i pech napastników Górnika, o czym pisaliśmy już na wstępie.
Najlepszymi graczami w drużynie łódzkiej byli niewątpliwie Sadek i Szulc w ataku oraz Suski w pomocy.
(T.B), Sport nr 100 z 22 sierpnia 1963r.