24.07.1999 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
24 lipca 1999 (sobota), godzina 18:00
1. liga 1999/2000, 2. kolejka
Górnik Zabrze 2:2 (2:1) Legia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Zygmunt Ziober (Przemyśl)
Widzów: 4 310
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif
Rocki 2

Kolasa 24
1:0
1:1
2:1
2:2

Karwan 16 g

Sawicki 61 g
Lekki, Probierz, Rocki Yellow card.gif Kozioł, Wróblewski
(1-3-6-1)
Andrzej Bledzewski
Jacek Wiśniewski
Grzegorz Lekki
Robert Kolasa
Michał Probierz
Piotr Gierczak (83 Tomasz Sobczak)
Dariusz Dźwigała
Grzegorz Bonk (65 Marcin Brosz)
Adam Kompała (65 Stanisław Wróbel)
Kamil Kosowski
Piotr Rocki
SKŁADY (1-3-5-2)
Grzegorz Szamotulski
Igor Kozioł
Jacek Zieliński
Jacek Bednarz
Sylwester Czereszewski
Maciej Murawski
Tomasz Sokołowski
Bartosz Karwan (46 Rafał Dębiński)
Radosław Wróblewski
Marcin Mięciel
Maciej Sawicki
Trener: Jan Żurek Trener: Dariusz Kubicki

Dodatkowe informacje

Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Bilet meczowy.
  • Według innego źródła widzów 4 300.

Relacje

Sport

Najlepsi warszawiacy

"Rocky, strzeliłeś bramkę sezonu. Nikt by tego nie obronił” – mówił schodząc do szatni bramkarz Legii, Grzegorz Szamotulski. I miał rację. Dla tej bramki warto było odwiedzić Roosevelta. Rozpoczynała się druga minuta gry, kiedy Rocki wykonywał rzut rożny. Silnie uderzona piłka trafiła w… słupek, wróciła do piłkarza Górnika, który po „klepce” z Kosowskim, oddał kapitalny strzał zza linii pola karnego. Szamotulski tylko odprowadził piłkę wzrokiem.

Warto było zobaczyć ten mecz również z innych powodów. Po wielu latach Zabrze odwiedził Dariusz Kubicki, przed laty walczący na tym stadionie z Górnikiem o tytuł mistrza Polski. Z Górnikiem i Janem Urbanem, który siadł na trybunach w roli widza. „Janek często grał właśnie przeciwko mnie. Czasami były kłopoty” – stwierdził z uśmiechem Dariusz Kubicki. Tym razem kłopoty z bardzo szybkim Rockim mieli obrońcy Legii. Nie wychodziło to Koziołowi, czasami gubił się również doświadczony Zieliński. „Rocki był bardzo szybki. Musiałem włączyć się do jego pilnowania” – powiedział kapitan Legii. Generalnie można pokusić się o stwierdzenie, że najlepsi na boisku byli warszawianie, w dodatku rodowici. W drugiej linii mnóstwo zdrowia zostawił bowiem Dariusz Dźwigała, który po raz kolejny „zadebiutował” przed zabrzańską publicznością. Wypadł bardzo dobrze, jakby chcąc udowodnić, że w styczniu popełniony został spory błąd.

Czternaście minut po bramce Rockiego w końcu piłkarze Legii znaleźli sposób na Bledzewskiego, którego nie potrafili pokonać przez ponad trzysta minut. W roli dośrodkowującego wystąpił Wróblewski, a ładną bramkę, głową, strzelił Karwan. Bledzewski był bez szans, za to zaspali obrońcy Górnika.

Na boisku działo się sporo, nawet jeżeli można mieć zastrzeżenia do jego sportowego poziomu. O ile przyzwoity, to już zaangażowanie piłkarzy, cechy wolicjonalne i walka o każdy metr boiska mogły zadowolić każdego. I bardzo dobrze. W meczach takich drużyn grać inaczej po prostu nie wypada.

Pozostałe bramki padły po stałych fragmentach gry. Na prowadzenie wyprowadził zabrzan Robert Kolasa. Kto wie czy właśnie nie ten piłkarz zrobił w ostatnim półroczu największe postępy w grze, choć nadal jest to obrońca pozostający nieco w cieniu duetu Lekki – Wiśniewski. Centrował Probierz, do strzału głową składał się Gierczak, jednak ostatecznie to Kolasa zachował się jak wytrawny „łowca bramek”, ubiegł defensywę Legii i trafił do siatki.

W przerwie kontuzjowanego Karwana, który naciągnął mięsień, zmienił Dębiński. To kolejny piłkarz młodego pokolenia w Legii, który udowodnił, że wcale nie trzeba płacić miliardów za uznane gwiazdy, by mieć zespół dobrze grający w piłkę. Podobnej kontuzji tydzień temu doznał Śrutwa, który po pierwszej połowie spędzonej na Cichej przyjechał do Zabrza. Ta część gry zaczęła się od prezentu legionistów dla Michała Probierza. Zabrzanin chyba po dwudziestu sekundach gry stanął oko w oko z Szamotulskim, a próba lobowania może pomysłem była dobrym. Potem zaatakowała Legia. Grała szybciej, zepchnęła Górnika do defensywy. Trio Kompała - Bonk – Dźwigała miało kłopoty z przytrzymaniem piłki i wyprowadzaniem akcji. Pachniało bramką, która padła w 60 min. po rzucie rożnym i strzale Sawickiego z najbliższej odległości. Trochę świeżości w drużynie Górnika było potrzebne, stąd zmiany dokonane przez Żurka. Legia nadal grała swoje. Bardzo równo, solidnie, widząc, że można wygrać ostatni mecz obu drużyn przed 2000 rokiem. Jako, że Górnikowi zaczęły wychodzić kontry, na boisku działo się sporo. Czereszewski oddał kapitalny strzał (dośrodkowanie?) w poprzeczkę, Wiśniewski (50. mecz w lidze) wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Mięciela. Jeszcze więcej pracy miał Szamotulski. Rocki kilka razy zgubił Zielińskiego i kończył akcje soczystymi strzałami. Szamotulski bronił, podobnie uderzenia Gierczaka i Dźwigały. Wróbel w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił nad poprzeczką.

Niezadowoleni z wyniku byli trenerzy. Faktycznie, gra jest niezła, a Górnik i Legia mają odpowiednio jeden i dwa punkty w lidze. My niezadowoleni byliśmy z pracy pana Ziobra, który był pewnie jeszcze na wakacjach. Dodajmy, że razem ze swoimi asystentami. Urojone spalone, puszczane faule, brak konsekwencji w pokazywaniu kartek. Szkoda, jeżeli o panu w czerni trzeba pisać to, że był najsłabszy na boisku. W Zabrzu niestety tak było.

Dariusz Czernik, Sport nr 143 z dnia 26.07.1999 r.