24.08.1985 - GKS Katowice - Górnik Zabrze 3:2
24 sierpnia 1985 (sobota), godzina 19:00 1. liga 1985/86, 6. kolejka |
GKS Katowice | 3:2 (1:2) | Górnik Zabrze | Katowice Sędzia: Kazimierz Mikołajewski (Płock) Widzów: ok. 15 000 |
![]() |
![]() | |||
Krzyżoś 22 g Łuczak 66 g Rzeszutek 70 g |
0:1 1:1 1:2 2:2 3:2 |
Zgutczyński 13 Komornicki 40 | ||
(1-4-4-2) Franciszek Sput Marek Biegun Piotr Piekarczyk Krzysztof Zając Jerzy Kapias Mirosław Kubisztal Marian Chmaj (46 Marek Koniarek) Zbigniew Krzyżoś Józef Łuczak Krzysztof Rzeszutek Jan Furtok |
SKŁADY | (1-4-4-2) Józef Wandzik Bogdan Gunia Józef Dankowski Waldemar Matysik Marek Kostrzewa Marek Majka Werner Leśnik (72 Ryszard Cyroń) Ryszard Komornicki Adam Ossowski (62 Marek Piotrowicz) Andrzej Zgutczyński Andrzej Pałasz | ||
Trener: Alojzy Łysko | Trener: Hubert Kostka |
Relacje
Sport
Jak w kalejdoskopie
Katowice. Przed osiemnastu laty, dokładnie 24 września 1976, Górnik w mistrzowskiej koronie przyjechał na Bukową w najsilniejszym składzie: Kostka w bramce, Oślizło w obronie, Szołtysik w drugiej linii i Lubański w pierwszej. Skład – marzenie. W zespole Katowic grał m.in. Alojzy Łysko. Po przerwie miejsce Rothera w ataku zajął napastnik z A-klasowej rezerwy Krakowiak. Zabrzanie grali na luzie, zbytnio się nie wysilając, zdobyli w 23 min. prowadzenie (Szołtysik), nie wykorzystali jeszcze kilku innych szans. Gospodarze długo nie mogli przezwyciężyć kompleksu utytułowanego rywala. Coś ich odmieniło dopiero po przerwie, kiedy „siedli” na przeciwnika, walczyli z determinacją i wreszcie Krakowiak wyrównał (74), a tuż przed końcem Nowok zdobył zwycięskiego gola. Była to na owe czasy i układ sił w ekstraklasie, supersensacja. Jak w tej sytuacji mierzyć sobotnią przegraną zabrzan? Wydaję się, że właśnie w tych samych kategoriach. Górnik bez Iwana i Urbana (obydwaj siedzieli na ławce rezerwowych chyba tylko w roli straszaka…) z kilkoma „Szwedami” którzy po wtorkowym (młodzieżówka) i środowym meczu mieli prawo czuć w kościach ich trudy. Kiedy jednak po ewidentnym błędzie Piekarczyka, Zgutczyński zdobył prowadzenie, wydawało się, że zespół Katowic zmuszony będzie nadal czekać na pierwsze zwycięstwo. Lider nie poszedł jednak za ciosem, grał bardziej niż oszczędnie, a ponieważ tym razem nie tworzył monolitu, katowiczanie w miarę upływu czasu, zaczęli dostrzegać swoją szansę. Po rogu egzekwowanym przez Furtoka, Krzyżoś głową wyrównał. Dla zabrzan ten gol był poważnym ostrzeżeniem, bo gospodarze zaczęli grać z ogromną ambicją, podkręcili tempo, a mając tym razem dobrze zorganizowaną i dysponowaną drugą linię, nacierali odważnie. Zostali jednak skarceni przez Komornickiego i ponownie… Piekarczyka na spółkę z Zającem. Znów na prowadzenie wyszli zabrzanie… Takie „tanie” bramki mogą załamać każdy zespół. Katowiczanie nie należą jednak do mięczaków, trudne chwile przeżywali tylko w pierwszym kwadransie, głownie za sprawą bardzo aktywnego i szybkiego Zgutczyńskiego. Najpierw po jego akcji Kostrzewa głową nie trafił do siatki, a następnie sam posłał piłkę w słupek. Skończyła się w tym momencie era zabrzan, Furtok był nie do utrzymania dla pierwszego plastra – Ossowskiego, później równie dobrze radził sobie z Piotrowiczem. Do akcji ofensywnych włączyli się Kubisztal, Łuczak oraz świetnie radzący sobie w roli prawego obrońcy – Biegun. Luki w zabrzańskiej defensywie łatał Matysik, ale i on nie był w stanie zapobiec nieszczęściu. Determinacja połączona z ofiarnością, szybkością akcji zdecydowaniem, przyniosła sensacyjne rozstrzygnięcie. Najpierw Łuczak znalazł lukę, w którą Krzyżoś wrzucił piłkę z akcji, a następnie po wolnym egzekwowanym przez Furtoka, Rzeszutek głową zaskoczył Wandzika. Radość zwycięzców nie miała granic. Po fatalnej wpadce w Łodzi katowiczanie szybko się odnaleźli. A może po prostu mają receptę na zabrzan? Recepta była dość prosta: sami wykrzesali wszystkie siły i umiejętności, Górnik dążył do zwycięstwa systemem oszczędnościowym, rzec można – wygodnym. Taki sposób gry w spotkaniu z jedenastką Katowic nikomu jeszcze nie przyniósł punktów. Komplet widzów na Bukowej oglądał świetne widowisko, w którym to jedna strona, to druga, przeżywały dramatyczne momenty. Błędy przytrafiały się obydwu formacją obronnym, ale gdyby ich zabrakło, spotkania kończyłyby się bezbramkowymi remisami. Sensacyjni zwycięscy zagrali tym razem mądrą piłkę. Po prostu jak to się mówi – z głową. Chyba trudno mówić o przypadku, że wszystkie bramki zdobyli strzałami głową.
Stanisław Penar, Sport nr 165 z dnia 26.08.1985 r.