26.08.1965 - Górnik Zabrze - Wisła Kraków 3:0
26 sierpnia 1965 1. liga 1965/66, 4. kolejka |
Górnik Zabrze | 3:0 (0:0) | Wisła Kraków | Stadion Śląski w Chorzowie Sędzia: Maśka (Wrocław) Widzów: 70 000 |
Pol 49 Szołtysik 65 Musiałek 80 |
1:0 2:0 3:0 |
|||
Jan Gomola Waldemar Słomiany Stanisław Oślizło Edward Olszówka Stefan Florenski Jan Kowalski Jerzy Musiałek Erwin Wilczek Zygfryd Szołtysik Ernest Pol Roman Lentner |
SKŁADY | Henryk Stroniarz Fryderyk Monica Władysław Kawula Ryszard Budka Tadeusz Kotlarczyk Ryszard Wójcik Zbigniew Lach Józef Gach Wiesław Rusin Czesław Studnicki Hubert Skupnik | ||
Trener: Władysław Giergiel | Trener: Czesław Skoraczyński |
Dodatkowe informacje
- Spotkanie rozegrane w ramach dwumeczu na Stadionie Śląskim. W pierwszym pojedynku Ruch Chorzów wygrał ze Śląskiem Wrocław 3:0.
Relacja
Kronika Górnika Zabrze
"Gwiazda Wisły na celowniku podrażnionego obrońcy tytułu", "Oślizło wzmacnia linię obrony" - bój z nowym liderem zapowiadał się iście pasjonująco. Dwumecz ligowy (także Ruch - Śląsk) przyciągnął na Stadion Śląski 70 tys. widzów. Spotkanie nie było "spacerkiem" dla górników - odważnie grająca Wisła musiała uznać wyższość Mistrzów po chytrym manewrze trenera Giergiela w drugiej połowie, gdy nieoczekiwanie cofnięty na pozycję rozgrywającego został Pol. Jego odważne szarże i celne podania rozmontowały krakowską defensywę...
Sport
90 minut wielkich emocji. Brawo Pol i brawo Wisła
Gdy skończyła się pierwsza połowa gry, zwolennicy i działacze Górnika mieli nietęgie miny. Mistrz Polski walczył na pełnych obrotach przez całych 45 minut, ale całym tego efektem byl tylko bezbramkowy remis. Niewiele zresztą brakowało, aby Wisla prowadziła. W 30 minucie gry prawoskrzydłowy krakowian Lach znajdował się w sytuacji, w której trudno było nie zdobyć bramki. Swietną szansę miał również w 38 min Studnicki. Był sam na sam z Gomolą, który w ostatniej chwili zażegnał niebezpieczeństwo piąstkujac piłkę na róg. Zabrzanie mieli też pecha w strzałach, ale ogólnie w pierwszej połowie gry bardziej podobała się Wisła.
Postawa krakowian była w ogóle olbrzymią niespodzianką. Oczekiwano, że po rozpoczęciu gry zastosuje ona "podwójną gardę" i cały swój wysiłek skoncentruje na obronie bramki. Tymczasem Wisła postawiła na otwartą grę. O żadnej skomasowanej obronie nie było mowy. Na każdy atak zabrzan odpowiadała energicznym i szybkim kontratakiem. Były to z reguły bardzo ładne i pomysłowe zagrania, które robiły tym większe wrażenie, że obrona Górnika nie miała swego najlepszego dnia i popełniała wiele błędów. Kłopoty z napastnikami Wisły miał nawet Oślizło. Kilkakrotnie wymanewrowali go z taka łatwością, że reprezentant Polski musiał uciekać się do zapaśniczych chwytów lub złośliwych fauli.
Obydwa punkty przypadły jednak Górnikowi. Przypadły mu z cała pewnością zasłużenie, stanowiąc triumf nie tylko większej rutyny ale i większych kwaliflkacji technicznych zabrzańskich napastników i pomocników. Przewaga Górnika uwidoczniła się zwłaszcza z całą wyrazistością od chwili, gdy jego nowy trener Władysław Giergiel cofnął Ernesta Pola w głąb boiska, zalecając mu funkcję rozgrywającego. Było to mądre i słuszne pociągnięcie. Pol uporządkował nerwową i chaotyczną dotąd grę zabrzańskiego ataku, wprowadzając do niego ład i porządek. Pilnowany przed przerwą troskliwie przez Kotlarczyka, miał teraz pełną swobodę działania. Wykorzystał ją wzorowo. Montował jedną akcję za drugą, dokładnie rozgrywał piłkę, wysyłając w bój na przemian raz lewą, raz prawą flankę.
Polowi więc przede wszystkim zawdzięcza mistrz Polski swe wczorajsze zwycięstwo. Od chwili gdy w 49 minucie gry zdobył on strzałem z 16 metrów bramkę, jedynym problemem spotkania stały się tylko rozmiary zwycięstwa Górnika. Bramka ta uspokoiła ostatecznie napięte nerwy zabrzan, zmieniając w istotny sposób dotychczasowy obraz gry. Dwie dalsze bramki były już tylko formalnością. Drugą uzyskał Szołtysik, wykorzystując sprytnie błąd Kawuli, a trzecią Musiałek piorunującym strzałem z odległości ok. 20 metrów z prawej flanki. Dalsze nie padły tylko dlatego, że Stroniarz bronił bardzo przytomnie, a niezależnie od tego miał dużo szczęścia. Raz uratowała go w beznadziejnej sytuacji poprzeczka, w innych wypadkach Musiałek, Lentner i Szołtysik strzelali o centymetry niecelnie.
W drużynie Górnika pretensje mamy jedynie do linii obrony. I ona co prawda skonsolidowała się przy stanie 1:0, ale do końca gry Słomiany denerwował nonszalancją, a Oślizło brakiem sytuacyjnego przeglądu. Z pomocników wyższą notę otrzymał Kowalski dlatego, że w krytycznych chwilach potrafił zawsze znaleźć się tam, gdzie wymagała tego sytuacja. Floreński był bardzo ruchliwy, ale za bardzo koncentrował się na akcjach zaczepnych, zapominając o obowiązkach w defensywie.
W ataku bardzo podobał nam się Musiałek. Trener Giergiel wystawił go na prawą flankę, i jak się wydaje jest to dla niego właściwa pozycja. Był bardzo agresywny, dobrze wychodził na pozycję i groźnie strzelał. Poprawić jedynie musi dośrodkowania którym brakowało wczoraj dostatecznej precyzji. Szołtysik również bardzo aktywny i pożyteczny, gorzej było u niego ze strzałami, ale kładziemy to na karb zdenerwowania i dobrej postawy obrony przeciwnika. Wilczek miał różne momenty, ale w sumie na pewno zadowolił. Stosunkowo najsłabiej z napastników wypadł Lentner, którego usprawiedliwia jednak częściowo niedawno przebyta choroba. Zdradzał on zbyt duży respekt przed zdecydowanie wkraczającym Monicą, co było o tyle niespodzianką, że we wszystkich poprzednich spotkaniach Górnika z Wisłą dawał sobie z nim doskonale radę. Do meczu z LASK-iem pozostało jednak jeszcze sporo czasu i miejmy nadzieje, że lewoskrzydłowy Zabrza odzyska formę w jakiej oglądaliśmy go w meczu ze Szkocją.
Ogólnie Górnik pozostawił po sobie korzystne wrażenie, imponował wolą walki, szybkością i błyskotliwością w wielu akcjach. Widać było, że pragnie zrehabilitować się za ostatnią porażkę we Wrocławiu i wykazać, że o jakimś poważniejszym kryzysie nie ma mowy. Cel ten zabrzanie osiągnęli. Odnieśli tym cenniejsze zwycięstwo, że Wisła była przeciwnikiem bardzo wymagającym i w swej wczorajszej formie niełatwa do pokonania. Nawet przy stanie 0-3 krakowianie nie kapitulowali. Gdyby ich napastnicy wykazywali więcej zdecydowania i lepiej strzelali, zdobyliby na pewno cos więcej niż honorową bramkę. Nie ulega jednak wątpliwości, że mimo wysokiej porażki Wisła zdobyła sobie wczoraj pełną sympatię i uznanie chorzowskiej widowni.
PS. Osobne słowa pochwały należą się arbitrowi. Pan Maśka z Wrocławia prowadził mecz bezbłędnie. Takich sędziów życzylibyśmy sobie jak najwięcej.
(TB), Sport nr 102 z dnia 27.08.1965r