26.10.1966 - Górnik Zabrze - Vorwärts Berlin 3:1
26 października 1966 (środa) PEMK 1966/67, baraż 1/16 finału |
Górnik Zabrze | 3:1 (2:0) | Vorwärts Berlin | Budapeszt Sędzia: Zsolt (Węgry) Widzów: 10 000 |
Lubański 6 Pol 15 Lubański 55 |
1:0 2:0 3:0 3:1 |
Kalinke 75 | ||
Relacja
Kronika Górnika Zabrze
Ekipy Górnika i Vorwärts Berlin stawiły się w Budapeszcie dwa dni przed meczem, z tym że ich zawodnicy reprezentacyjni przybyli do stolicy Węgier prosto z meczów reprezentacyjnych: z Paryżu po spotkaniu Francja - Polska przylecieli Stanisław Oślizło, Jan Gomola, Włodzimierz Lubański i Zygfryd Szołtysik, natomiast Frässdorf, Körner i Noeldner z Moskwy, gdzie brali udział w międzynarodowym spotkaniu towarzyskim ZSRR - NRD.
Górnik nie zawiódł. Mistrz Polski wykazał wyższość nad Vorwärts Berlin na neutralnym terenie Budapesztu 3:1, dzięki czemu zakwalifikowali się do 1/8 turnieju. Występ zabrzan oglądało 10000 widzów, w tym co najmniej 3000 Polaków. Był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. W Budapeszcie mistrz Polski grał ekonomicznie, mądrze i inteligentnie. Nie było żadnej szarpaniny, każdą akcję przeprowadzano rozsądnie, mając pełny przegląd sytuacyjny, przy zastosowaniu niezwykle różnego repertuaru zagrań. Obecni na meczu węgierscy eksperci wyrażali się o polskim mistrzu z najwyższym uznaniem.
Nikt chyba jednak przed meczem nie przypuszczał, że zwycięstwo przyjdzie aż tak łatwo. Brak Stefana Florenskiego w obronie oraz absencja Jerzego Musiałka wzbudzały pewien niepokój jeśli nie o końcowy wynik, to o przebieg spotkania. Okazało się jednak, że możliwości Górnika są w tej chwili większe niż się ogólnie wydaje, nawet gdy gra on w osłabionym składzie. Zabrzanie stali się znów zespołem, na którym można polegać, zespołem świadomym swych sił i możliwości, takim jakim byli za czasów trenerów Opaty i Steinera. Największa w tym zasługa trenera Kalocsaya. Zbierał on po meczu gratulacje ze wszystkich stron, a dodatkowe owacje zgotowali mu kibice Górnika skandując w czasie gry: "Brawo Kalocsay, brawo Kalocsay". Faktycznie brawa mu się należały. Miał on olbrzymi wkład w zwycięstwo, nie mniejszy od piłkarzy. Jego koncepcja taktyczna sprowadzała się do opanowania strefy środkowej boiska i zorganizowania z niej szybkich uderzeń raz lewą raz prawą flanką. Założenia słuszne, wykonanie bezbłędne. Ostoją zespołu była środkowa trójka: Zygfryd Szołtysik, Ernest Pol, Alfred Olek. Stanowiła jego serce, płuca, kręgosłup i mózg. Kapitalnie grał Zygfryd Szołtysik, wygrywał wszystkie pojedynki, doskonale rozgrywał piłkę, kierując ją zawsze tam, gdzie wymagała tego sytuacja. Wielki dzień miał również Ernest Pol. Niezrównane były zwłaszcza jego prostopadłe podania lub krzyżowe piłki, otwierające drogę do bramki przeciwnika Włodzimierzowi Lubańskiemu, Romanowi Lentnerowi lub Erwinowi Wilczkowi. Poza tym Ernest Pol zdobył bramkę najwyższej klasy. Oddany z 20 metrów strzał miał taką siłę i precyzję, że Zulkowski nie miał przy nim kompletnie nic do powiedzenia. Alfred Olek - trzeci zawodnik środkowej trójki - miał identyczne zadanie jak w Berlinie: strzegł najlepszego napastnika Noeldnera, nie pozwalając mu ani przez chwilę na pełną swobodę ruchów. W pierwsze trójce, jeśli chodzi o atak, najwyższe słowa uznania należą się Romanowi Lentnerowi. Szybki jak rakieta, energiczny i bojowy, ogrywał słynnego Fraessdorfa jak chciał i kiedy chciał. Wraz z Włodzimierzem Lubańskim stanowił największe niebezpieczeństwo dla Niemców, będąc prawdziwym postrachem dla defensywy Vorwärts Berlin. Włodzimierz Lubański, po słabiutkim występie w Paryżu, znów zabłysnął pełnią swego talentu. Zdobył dwie bramki, a niewiele brakowało, aby uzyskał jeszcze dwie. Nieco słabiej grał Erwin Wilczek, był za powolny na przedpolu bramkowym przeciwnika, brakowało mu zdecydowania. Miał dwie strzeleckie okazje, które niestety zaprzepaścił wskutek kunktatorstwa. Na plus trzeba mu jednak zapisać dużą ruchliwość, ambicję i pracowitość. W obronie zwycięzców działo się różnie. Miała momenty doskonałe, bardzo dobre, bardzo złe i fatalne. Ogólnie jednak zagrała ona o klasę lepiej niż w Berlinie. Wydatną poprawę dało się zauważyć zwłaszcza w postawie Gwozdka i Kuchty. Bramkarz Gomola miał pewien współudział w utraconej bramce, ale zrehabilitował się za to szeregiem udanych i efektownych interwencji a zwłaszcza dobra gra na przedpolu. Vorwärts Berlin stanowił z kolei cień drużyny z Zabrza i Berlina. Trener tego zespołu Lammich oraz kierownik drużyny Spieckenaglek usprawiedliwiali swych podopiecznych, zwłaszcza czołową trójkę zmęczeniem. Istotnie Koerner, Fraessedorf i Noeldner występujący w meczu ZSRR - NRD sprawiali wrażenie zmęczonych. Nie może to jednak tłumaczyć reszty. Szczególny zawód sprawił Koerner oraz bramkarz Zulkowski, całkowicie "odczarowany" przez napastników Górnika. Zulkowski uratował co prawda Vorwärts Berlin od wyższej porażki, ale nie był bez winy zarówno przy pierwszej jak i trzeciej bramce.
Jeśli chodzi o sam przebieg spotkania, Obydwie drużyny wyszły na boisko wyraźnie zdenerwowane. Szybciej opanował się Górnik i już w 6. minucie uzyskał prowadzenie. Roman Lentner otrzymał piłkę od Ernesta Pola, przeszedł na prawą stronę boiska, po czym wystawił prostopadle podanie dla Włodzimierza Lubańskiego. Ten ostatni ruszył na bramkę Zulkowskiego i z odległości 15 metrów strzelił w przeciwległy róg, mimo rozpaczliwej interwencji bramkarza Vorwärts Berlin. W 15. minucie spotkania losy meczu zostały już praktycznie rozstrzygnięte. W zamieszaniu pod bramką Niemców Unger wybił piłkę dość niefortunnie, bo trafił nią w Włodzimierza Lubańskiego. Odbitkę przejął natychmiast Pol, decydując się na strzał z 20 metrów. Bomba była straszliwa. Już w chwili złożenia się Ernesta Pola do strzału widać było, że piłka musi wylądować w siatce. W 34. minucie mogło być 3:0. Zulkowski wypuścił piłkę po strzale Romana Lentnera, ale dopadł jej jeszcze powtórną, rozpaczliwą robinsonadą. Dzięki niej zapobiegł nieuchronnej bramce, gdyż nadbiegający Włodzimierz Lubański był już prawie przy niej. W 44. minucie doskonałą okazję zmarnował Erwin Wilczek. Piłka, po dośrodkowaniu Lentnera, minęła Ingera i Krampego, ale Wilczek też się z nią rozminął mimo, że w tej sytuacji nie powinien był mieć żadnych trudności ze zdobyciem bramki. Po przerwie w 55. minucie padła trzecia bramka dla zabrzan. Lubański przejął prostopadłe podanie i strzelił obok zaskoczonego takim obrotem sprawy bramkarza Vorwärts Berlin. Odtąd na boisku nie było już żadnych problemów. Na trybunach raz po raz rozbrzmiewały okrzyki: "brawo Górnik, brawo Kalocsay". Zabrzanie z powodzeniem mogli jeszcze uzyskać 2 - 3 bramki. Zulkowski obronił jednak szczęśliwie strzały Lubańskiego, Wilczka, Lentnera, Pola, Olka i nawet Oślizły, który w pewnym momencie zdecydował się na rajd przez całe boisko ogrywając sześciu przeciwników. Szczególnie dużo szczęścia miał Zulkowski w 65. minucie gry, kiedy sparował z 8 metrów silny strzał Lubańskiego, a wydawało się, że dla bramkarza Vorwärts Berlin nie ma już żadnego ratunku. Niemcy zdobyli swą bramkę w najmniej oczekiwanej chwili. Gomola popełnił jedyny błąd w tym meczu: stracił głowę w zamieszaniu pod własną bramką i Kalinke skierował piłkę głową do siatki. W 89 min., w okresie kiedy Górnik zwolnił zupełnie tempo i grał na czas, Wruck miał jeszcze okazję zmniejszenia porażki na 2:3. Znajdował się 5 metrów przed bramką Gomoli, ale w stuprocentowej sytuacji przeniósł piłkę ponad poprzeczką.