27.03.1994 - Górnik Zabrze - Wisła Kraków 1:0
27 marca 1994 (niedziela), godzina 11:00 1. liga 1993/94, 20. kolejka |
Górnik Zabrze | 1:0 (0:0) | Wisła Kraków | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Julian Pasek (Legnica) Widzów: 5 041 |
Mielcarski 48 | 1:0 | |||
Matyja, Marzec | ||||
Marek Bęben Tomasz Hajto Piotr Brzoza Tomasz Wałdoch (65 Grzegorz Dziuk) Piotr Jegor Ryszard Kraus (55 Andrzej Orzeszek) Mieczysław Agafon Arkadiusz Kubik Henryk Bałuszyński Marek Szemoński Grzegorz Mielcarski |
SKŁADY | Artur Sarnat Jacek Matyja Jarosław Giszka Robert Włodarz Tomasz Stoch Jerzy Moskal (65 Sławomir Bączek) Łukasz Gorszkow Grzegorz Kaliciak Dariusz Marzec (80 Sebastian Krupa) Grzegorz Szeliga Rafał Kupidura | ||
Trener: Hubert Kostka | Trener: Marek Kusto |
Relacja
Sport
Miłe dla oka
Grzegorz Mielcarski w wywiadzie udzielonym kilkanaście dni temu naszej gazecie zapewniał, że musi w końcu „zaskoczyć”, a najważniejsze będzie strzelenie tej pierwszej po dłuższej przerwie bramki. W Katowicach się nie udało (zbyt mało czasu?), w meczu przeciwko krakowskiej Wiśle zdobył w końcu gola, jak się okazało na wagę dwóch punktów. Była to 48 minuta meczu, debiutujący w barwach Górnika siedemnastoletni Marek Szemoński (więcej niż przyzwoity występ), podał piłkę Mielcarskiemu, a ten lekkim, technicznym strzałem, mimo asysty aż trzech obrońców Wisły, pokonał Sarnata. Ciekawe, w pierwszej połowie bramkarz gości spisywał się bardzo dobrze i bronił o wiele groźniejsze strzały. Piłkarze Górnika również stworzyli zdecydowanie więcej przejrzystych sytuacji bramkowych. Wpadło jednak tylko raz i właśnie wtedy.
Jaki to był mecz? Bez rewelacji, choć na pewno ładny dla oka. Gra, jak na grząskie boisko, była szybka, kilka sytuacji naprawdę przedniej marki i sporo okazji bramkowych pod jedną, i co ważne drugą bramką. Można chyba zaryzykować twierdzenie, że przy słabszej dyspozycji bramkarzy wynik byłby zdecydowanie wyższy. Sarnat popełnił bowiem tylko jeden błąd, Bęben natomiast żadnego (raz tylko niepewnie łapał piłkę), ba, kilkakrotnie bronił w sposób fantastyczny. W 36 min. Stoch uciekł lewą stroną Agafonowi, zacentrował na pole karne, gdzie z siedmiu, może ośmiu metrów główkował Kupidura. Groźnie strzelali jeszcze Krupa, Szeliga, dwukrotnie Marzec. Właśnie on zmarnował najlepszą okazję gości do zdobycia bramki. Działo się to jeszcze w pierwszej połowie. Wiślacy wyszli z klasyczną kontrą, pogubiła się zabrzańska obrona (słabszy występ Wałdocha, na domiar złego skręcił staw skokowy) tak, że Marzec mógł wybierać róg, strzelić jak chciał i gdzie chciał. Stał dziesięć metrów przed Bębnem i rąbnął z całej siły daleko obok słupka. Goście każde przejęcie piłki wykorzystywali do szybkiej kontry. Na tym grząskim boisku nie było to zadanie łatwe, a jednak siali w szeregach Górnika spore zamieszanie.
W zespole gospodarzy zdecydowanie wyróżniła się trójka zawodników. O Bębnie i Mielcarskim (nie dość, że grał dobrą piłkę, to jeszcze bardzo pomagał debiutującemu Szemońskiemu) już było. Tym trzecim był Piotr Brzoza, który chyba wreszcie zagrał tak jak oczekuje tego trener Kostka. Niezwykle aktywny i skuteczny był Arkadiusz Kubik, jednak notę tego piłkarza obniża nie wykorzystana sytuacja sam na sam z Sarnatem. Podobna do tej, jaką miał wcześniej Marzec. Było to po typowej kontrze Kubik - Orzeszek - Kubik i Sarnat wyszedł z tej opresji obronną ręką. I jeszcze słowo o najładniejszej akcji meczu. Przeprowadzili ją górnicy już w 12 min. Na rajd lewym skrzydłem zdecydował się Jegor, przebiegł z piłką dobre 40 metrów, po czym ostro wrzucił piłkę na pole karne. Mielcarski dostawił nogę, a potem… zadrżała tylko poprzeczka. Górnik zagrał bez pięciu podstawowych piłkarzy, aż siedmiu miało w nogach męczące podróże do Grecji i Portugalii, a mimo to nie było najgorzej. A że do tej ofensywnej gry gospodarzy dostosowali się goście, kibice obejrzeli mecz, który z pewnością od trybun nie odstrasza.
Dariusz Czernik, Sport nr 61, 28 marca 1994