27.05.1995 - Górnik Zabrze - GKS Katowice 2:1
27 maja 1995 (sobota), godzina 16:00 1. liga 1994/95, 31. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:1 (1:0) | GKS Katowice | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Zbigniew Urbańczyk (Kraków) Widzów: 5 223 |
Szemoński 16 g Tarachulski 79 |
1:0 1:1 2:1 |
Pawłuszek 51 g | ||
Koseła | Świerczewski, Maciejewski, Sermak, Wojciechowski | |||
(1-3-5-2) Aleksander Kłak Tomasz Hajto Piotr Brzoza Jarosław Zadylak Piotr Gruszka (70 Rafał Kocyba) Waldemar Tęsiorowski Dariusz Koseła Mieczysław Agafon Arkadiusz Kubik (84 Leszek Kraczkiewicz) Marek Szemoński Bartosz Tarachulski |
SKŁADY | (1-3-5-2) Janusz Jojko Grzegorz Borawski Marek Świerczewski Krzysztof Maciejewski Zdzisław Strojek Mirosław Widuch Jerzy Brzęczek Andrzej Sermak (66 Andrzej Nikodem) Sławomir Wojciechowski Grzegorz Pawłuszek (75 Adam Kucz) Bartosz Karwan | ||
Trener: Edward Lorens | Trener: Jacek Góralczyk |
Dodatkowe informacje
- Według innego źródła żółtą kartką w Górniku ukarany Agafon zamiast Koseły.
Relacja
Sport
Szarża młodych
Zabrze. Była 79 min. meczu. Piłkę w okolicach linii 16 metrów otrzymał 20-letni Bartosz Tarachulski, po czym mówiąc po piłkarsku – wkręcił w ziemię co najmniej trzech zawodników GKS i oddał strzał. Piłka odbiła się po drodze od Mirosława Widucha i przelobowała Janusza Jojkę. Była to druga bramka dla Górnika i ona też rozstrzygnęła o losach tego spotkania. Większość obecnych na trybunach szalała z radości nie tylko z tego powodu. Szalała także z podziwu dla wyrachowania i zimnej krwi Bartosza. Może również dlatego, że bramka ta była jak gdyby symbolem tego bardzo dobrego spotkania, w którym wiodące role odegrali jeszcze nie do końca opierzeni zawodnicy: wspomniany już Tarachulski i Marek Szemoński. Ten pierwszy zasłużył się nie tylko golem, lecz także precyzyjną centrą do Szemońskiego, który efektowną główką w 16 min. zdobył dla Górnika prowadzenie. Młodzież w tym klubie poczyna zatem sobie coraz odważniej i kto wie, czy w pewnym sensie przymusowa sytuacja kadrowa, w której znalazł się trener Edward Lorens, nie jest – traktując sprawę perspektywicznie – na swój sposób zbawienna. A jeszcze opiekun zabrzan nie mógł skorzystać z Arkadiusz Kampki, który podczas niewinnej gry treningowej nabawił się kontuzji. Trudno oczywiście, po jednym, choć bardzo dobrym występie, snuć bardziej dalekosiężne plany i nadzieje, niemniej skoro dało się raz, to powinno to być możliwie wiele razy, na stałe. Tarachulski i Szemoński wykonali to, co do napastników należy, a chwała im, że swoją rolę wykonali na dodatek bardzo efektownie. Trudno jest nie wspomnieć również o innych zawodnikach, którzy z niezwykłą determinacją parli do przodu i często gęsto wspomagali swoich napastników nie tylko precyzyjnymi piłkami, lecz także poprzez ustawiczne niepokojenie Jojki. Celowali w tym zwłaszcza Agafon i Kubik. Faktem jest, że gospodarze wygrali bitwę o środek pola. Tej sile nie mógł się przeciwstawić Jerzy Brzęczek, notabene każde jego dojście do piłki kwitowane było natychmiastowymi gwizdami i chociaż ten doświadczony piłkarz był czym się nie peszy, to jednak przynajmniej podświadomie musiał odczuwać żal do zabrzańskiej widowni, przez którą jeszcze niedawno był niemal noszony na rękach. Brzęczkowi pomagał jak mógł Sławomir Wojciechowski. Swoimi dośrodkowaniami wprowadzał, od czasu do czasu, w stan dezorientacji defensywę zabrzan, a po jednym z nich – w 51 min. – Aleksander Kłak odbił piłkę przed siebie, prosto na głowę Grzegorza Pawłuszka, który okazji nie zmarnował. Ale taki był ten mecz przez pełne 90 minut. Znaczony walką, determinacją (trener GKS, Jacek Góralczyk zażyczył sobie wręcz, by Górnik na takich obrotach grał również z innymi rywalami, co odebrano jako swego rodzaju złośliwość po adresem zabrzan, a takiej właśnie intencji Góralczyk się później stanowczo wypierał), bardzo dużą liczbą sytuacji pod bramkami, zwłaszcza tej strzeżonej przez Jojkę, wreszcie dużą liczbą żółtych kartek, o co jednak do sędziego Zbigniewa Urbańczyka pretensji mieć nie można. I tylko szkoda (dla Górnika), że wspaniałej akcji w 84 min. nie wykończył celnym strzałem Kraczkiewicz – był to jego pierwszy kontakt z piłką po wejściu na boisko – bo byłby to niewątpliwie świetny materiał szkoleniowy. Cóż dodać – prawdziwe, wielkie derby.
MECZ NA GŁOSY
Jacek Góralczyk: - Taki mecz może zadowolić nawet najwybredniejszych kibiców. Myślę, że moja drużyna – wbrew częstym ostatnio opiniom, że znajdujemy się w „dołku” – pokazała się z bardzo dobrej strony. Gratuluję Edwardowi Lorensowi i życzyłbym nie tylko sobie, żeby Górnik z takim zaangażowaniem i z taką determinacją grał także w innych spotkaniach.
Edward Lorens: - Cieszę się ze zwycięstwa i cieszę się ze stylu, w jakim je odnieśliśmy. Czy był to nasz najlepszy mecz w rundzie wiosennej? Myślę, że również spotkanie z Hutnikiem można byłoby uznać za bardzo atrakcyjne i dobre pod względem wykonania z naszej strony. Żałuję, że Kraczkiewicz nie wykorzystał swojej szansy, bo mogłaby to być nie tylko bramka kolejki, ale i całej rundy. Co do determinacji: dla mnie naprawdę jest obojętne z kim gra Górnik, dla mnie najważniejsza jest kwestia realizacji zadań.
Andrzej Grygierczyk, Sport nr 102 z 29 maja 1995r.