27.09.1972 - Górnik Zabrze - Sliema Wanderers 5:0
27 września 1972 (środa), godzina 15:30 PEMK 1972/73, rewanż 1/16 finału |
Górnik Zabrze | 5:0 (2:0) | Sliema Wanderers | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Walter Hungerbühler (Szwajcaria) Widzów: ok. 7 000 |
Szołtysik 1 Lubański 31 k Szarmach 62 Oślizło 67 Szarmach 90 g |
1:0 2:0 3:0 4:0 5:0 |
|||
Hubert Kostka Jan Wraży Stanisław Oślizło Jerzy Gorgoń Zygmunt Anczok Zygfryd Szołtysik Erwin Wilczek Alojzy Deja Jan Banaś Włodzimierz Lubański (46. Andrzej Szarmach) Władysław Szaryński |
SKŁADY | Pearson Borg Micaleff Darmanin J. Aquilina Serge Bonnet Cocks Briffa Camilleri (72. R. Aquilina) Vella | ||
Trener: Jan Kowalski |
Relacja
Sport
Tak łatwej drogi do drugiej rundy PEMK, jak w roku bieżącym zabrzanie nigdy jeszcze nie mieli. Już przed meczem nikt nie miał wątpliwości, jaki będzie rezultat rewanżu na stadionie Górnika. W uprzywilejowanej sytuacji stawiał naszego reprezentanta nie tylko wynik pierwszego pojedynku na Malcie (5:0), ale przede wszystkim klasa gry i poziom reprezentowany przez „wędrowców” ze Sliemy.
Istotnie, zabrzanie dokładnie powtórzyli rezultat z pierwszego spotkania na Malcie, osiągając w dodatku zwycięstwo najmniejszym nakładem sił oraz środków. Dla nikogo, kto obserwował środowy mecz na stadionie w Zabrzu nie ulegało kwestii, że gospodarze mogli i powinni rozstrzygnąć go w znacznie wyższym stosunku. Goście bowiem tworzyli bardzo sympatyczny zespół. Grali fair, walczyli bardzo ambitnie o uniknięcie klęski, ale były to w zasadzie ich wszystkie pozytywne cechy. Wyszkoleniem czysto piłkarskim ustępowali górnikom przynajmniej o klasę, a ich umiejętności taktyczne ograniczały się do murowania własnego przedpola przeważnie 7 a nawet 8 zawodnikami.
Trwali zresztą w uporczywej defensywie od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego nie zapuszczając się w rejony pola karnego Górnika nawet gdy nadarzała się ku temu okazja, jakby w obawie, że nie wytrzymają kondycyjnie trudów spotkania. Dość wspomnieć, że pierwszy w ogóle strzał w kierunku bramki Kostki oddał Cocks dopiero w 43 minucie gry, natomiast pierwszy celny strzał miał miejsce na... 10 minut przed końcowym gwizdkiem. Jego autorem był świeżo wprowadzony do gry R. Aquilina, trafiając wprost w naszego bramkarza.
Maltańczycy sprawiali zresztą wrażenie, jakby uniknięcie dwucyfrowej porażki było ich jedynym marzeniem i końcowy gwizdek sędziego przyjęli z wyraźną ulgą.
W tej sytuacji mistrz Polski miał ułatwione zadanie i śmiało mógł się pokusić o efektowniejsze cyfrowo zwycięstwo. Gospodarze, istotnie, rozpoczęli z olbrzymim rozmachem i już w 58 sekundzie Szołtysik po raz pierwszy zmusił do kapitulacji Pearsona, wyłuskując piłkę z kotłowaniny na polu karnym Maltańczyków. Później jednak minuty upływały, przewaga górników stawała się chwilami miażdżąca, ale rezultat nie ulegał zmianie. Na przeszkodzie stawali bowiem nie tylko ofiarnie wybijając piłkę z zagrożonych rejonów goście, ale także nonszalanckie poczynania gospodarzy, którzy wielokrotnie „przekombinowywali” akcje w pobliżu pola karnego „wędrowców”, miast dążyć do celu najprostszymi środkami.
Trudno zresztą mieć do nich o to zasadnicze pretensje. Główny cel jakim było zakwalifikowanie się do następnej rundy, został praktycznie osiągnięty już w Sliemie, a przeciwnik nie zmuszał do gry na pełnych obrotach, toteż zabrzanie często byli już myślami przy najbliższym pojedynku ligowym z Polonią, starając się zachować maksymalną rezerwę sił.
Stosunkowo najbardziej serio traktowali środowy występ olimpijczycy, a więc Szołtysik, Lubański, Anczok i często zapuszczający się do przodu niczym rasowy napastnik Gorgoń, ale i in nie dopisywało szczęście. Dopiero nie odstępujący na krok Lubańskiego Briffa nie widział innej możliwości powstrzymania szarży naszego napastnika, jak faulem i rzut karny pewnie wyegzekwował poszkodowany.
Po przerwie Lubański pozostał w szatni, zwalniając miejsce Szarmachowi jednak nie wpłynęło to w najmniejszym stopniu na obraz gry. Górnicy w dalszym ciągu byli suwerennymi panami sytuacji i piłka długimi okresami nie opuszczała polowy zgrupowanych przed własnym bramkarzem gości. O wyższości gospodarzy świadczy wymownie fakt, że najczęściej na pozycji spalonej dał się łapać … obrońca Wraży, a stoper Oślizło należał do najbardziej aktywnie zatrudniających Pearsona zawodników. Oślizło też był autorem czwartej bramki, kierując z dwóch metrów do siatki śliczną centrę najlepszego w tym okresie piłkarza na boisku – Szołtysika, a nieco wcześniej na 3:0 podwyższył Szarmach, wykorzystując dalekie podanie Dei.
Rezultat z Malty wyrównał w ostatnich sekundach Szarmach kierując piłkę głową w samo „okienko”.
Mecz, jak już podkreślaliśmy, nie miał dramatycznych momentów i toczył się w dość anemicznym, jednostajnym tempie. Do Górników trudno mieć jednak o to zasadniczą pretensję. Odnieśli wszak wysokie zwycięstwo, a że nie zademonstrowali wszystkich swych walorów, to raczej wina słabiutkiego rywala, który ani przez chwilę nie potrafił nawiązać z mistrzem Polski równorzędnej potyczki. Szołtysik, Anczok, a w dalszej kolejności Lubański, Gorgoń i Oślizło byli najbardziej rzucającymi się w oczy indywidualnościami. Wśród gości, którzy w swych szeregach posiadali sześciu aktualnych reprezentantów Malty za ambicję, waleczność i nieustępliwość pochwalić można Darmanina, Cocksa i Briffę.
Ciekawostka
W drodze z Wiednia do Zabrza zespół z Malty przekraczał granice austriacko – czechosłowacką w pobliżu Bratysławy. Czechosłowacka służba graniczna miała sporo kłopotów z porównywaniem paszportowych zdjęć z oryginalnymi fizjonomiami Maltańczyków, którzy zapuścili długie brody, wąsy, tudzież czupryny. Ponieważ nie można było ustalić kto jest kto – Maltańczycy musieli się udać do fryzjera. Kiedy przyjechali do Zabrza dla odmiany nie zostali rozpoznani przez... piłkarzy Górnika.
Sport z 28.09.1972 r.