27.11.1960 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 2:4
Spotkanie towarzyskie nr 7 (derby nr 20) – 27 listopada 1960 (niedziela)
Ruch Chorzów 2:4 (1:2) Górnik Zabrze
Frekwencja: ok. 15 000
Sędzia: Marszol (Chorzów)
Strzelcy bramek:
1-0 - Eugeniusz Pohl 17 min.
1-1 - Roman Lentner 17 min.
1-2 - Erwin Wilczek 25 min.
2-2 - Eugeniusz Lerch 50 min.
2-3 - Erwin Wilczek 60 min.
2-4 – Jan Kowalski 62 min.
Skład Ruchu:
Ryszard Wyrobek, Eugeniusz Pohl, Józef Manowski, Hubert Pala, Mieczysław Siekiera, Zygmunt Pieda, Alojzy Łysko, Bernard Bem, Eugeniusz Lerch, Jan Schmidt, Eugeniusz Faber
Trener Lajos Szolar
Skład Górnika:
Joachim Szołtysek (Hubert Kostka), Antoni Franosz, Edward Olszówka, Henryk Hajduk, Ginter Gawlik, Marian Olejnik, Jan Kowalski, Edward Jankowski, Erwin Wilczek, Ernest Pol, Roman Lentner. Po przerwie przez 15 min na prawym skrzydle występował Jan Kajzerek a Jan Kowalski grał wówczas na łączniku. Przy stanie 4:2 na boisko powrócił Edward Jankowski.
Trener Augustyn Dziwisz
Ostateczne rozstrzygnięcie, która drużyna jest faktycznie lepsza, zabrzanie – którzy nie obronili tytułu z 1959 roku, czy chorzowianie – zdobywcy laurów mistrzowskich z 1960 roku, miało nastąpić 27 listopada w „prestiżowym meczu dwóch mistrzów”. Niebiescy nie zadowolili się bowiem wyprzedzeniem Górnika w tabeli ligowej. Ciemna plama na honorze, jaką stanowiły niepowodzenia z drużyną Pola i Lentnera, nie dawała mistrzowi Polski spać, mąciła radość ze zdobytego tytułu. W takim nastroju Ruch podniósł bez namysły rzuconą im przez zabrzan rękawicę: rozegrania na zakończenie sezonu spotkania towarzyskiego. Warto zaznaczyć, że na kolejne trzeba będzie czekać 37 lat…
Obydwie drużyny przywiązywały do wyniku olbrzymią wagę, zarówno zabrzanie, jak i chorzowianie zmobilizowali najsilniejsze składy. W Ruchu zabrakło jedynie chorego Antoniego Nieroby, w Górniku stopera Stanisława Oślizły, któremu w drodze z Rybnika do Chorzowa zepsuł się samochód. „Lwi pazur” pokazał ostatecznie mistrz sezonu 1959, wygrywając w stylu nie pozostawiającym żadnych wątpliwości, która z drużyn jest lepsza. Chorzowianie stanowili równorzędnego partnera tylko do przerwy. Już wtedy jednak wychodziła na jaw cała nieprzydatność ich przestarzałego systemu „tysiąca podań”. To jednak niebiescy objęli prowadzenie w 17 minucie po solowym rajdzie Eugeniusza Pohla ze środka boiska. Zanim jednak szczęśliwy strzelec zdążył wrócić na swą pozycję było już 1:1. Po wznowieniu gry od środka Erwin Wilczek wystawił dokładnie piłkę Romanowi Lentnerowi, który wykorzystując nieobecność Eugeniusza Pohla, oddał piękny strzał z 16 metrów pod poprzeczkę. W niecałe 10 minut później Erwin Wilczek wyszedł na pozycję do długiego crossu z prawego skrzydła i było już 2:1.
Prawdziwa katastrofa niebieskich nastąpiła w drugiej połowie. Górnicy dali im wówczas lekcję, jak trzeba grać w nowoczesny futbol i na czym on polega. Do 50 minuty to jednak zwolennicy niebieskich mieli złudzenie, że nowy mistrz wyjdzie z tego pojedynku obronną ręką. Taka nadzieja zaistniała, gdy nowy nabytek Górnika w bramce, który pojawił się na boisku w drugiej połowie – Hubert Kostka z Unii Racibórz, skapitulował po strzale Eugeniusza Lercha. Było to jednak wszystko, na co stać było Ruch. W 10 minut później było już 3:2 dla Górnika. Znów Erwin Wilczek wyszedł w porę do podania Pola i nie pomógł wybieg Ryszarda Wyrobka. Dwie minuty później Jan Kowalski podwyższył na 4:1, a gdyby nie przeczulenie sędziego liniowego na punkcie spalonych, wynik mógłby być jeszcze korzystniejszy dla Górnika.
Ruch sprawił swą postawą ogromny zawód. Odnosiło się to zwłaszcza do piątki ataku, w której jedynie Eugeniusz Faber zdobywał oklaski za swe szybkie rajdy. W pomocy dał się wyraźnie odczuć brak Antoniego Nieroby. Obrona była wyraźnie przeciążona pracą. Ryszard Wyrobek ponosił winę tylko przy jednej z bramek. Górnicy mieli wprawdzie „dziurawą” defensywę, ale jeszcze raz potwierdziła się stara prawda piłkarska, że najlepszą obronę stanowi dobry atak. Jeśli do każdego meczu w przyszłym sezonie będą przykładać się tak, jak do meczów z Ruchem, szansa na odzyskania tytułu mistrzowskiego była bardzo realna.