28.02.1968 - Manchester United - Górnik Zabrze 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
28 lutego 1968 (środa)
PEMK 1967/68, 1/4 finału
Manchester United 2:0 (0:0) Górnik Zabrze Manchester, Old Trafford
Sędzia: Jose Maria Ortiz de Mendibil (Hiszpania)
Widzów: 65 000
HerbManchesterUnited.gif Herb.gif
Best 61
Kidd 89
1:0
2:0
Alex Stepney
Tony Dunne
David Sadler
Paddy Crerand
Francis Burns
Nobby Stilles
Bobby Charlton
George Best
Brian Kidd
Jimmy Ryan
John Aston, Jr.
SKŁADY Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Henryk Latocha
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Alfred Olek
Alojzy Deja
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
Trener: Matt Busby Trener: Géza Kalocsay

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Drużyna zabrzan otrzymała na początku roku 1968 propozycję rozegrania meczu w Glasgow z tamtejszym zdobywcą Pucharu Europy - Celtikiem. Spotkanie miało się odbyć 23. lutego w przededniu międzypaństwowego pojedynku eliminacyjnego Mistrzostw Europy Szkocja-Anglia. Celtic gwarantował opłacenie kosztów podróży i utrzymania, w rewanżu przyjechałby z kolei do Polski na tych samych warunkach. Była to ciekawa propozycja, ze względu na to, że zabrzanie mogliby otrzaskać się z atmosferą brytyjskich stadionów i obejrzeć w akcji połowę drużyny Manchesteru, gdyż jego sześciu zawodników miało wystąpić w reprezentacjach Anglii i Szkocji. Obiekcje wysunął jednak sekretarz generalny PZPN Rylski. Poinformował on bowiem zabrzan, że mecz z Celtikiem wymaga zgody UEFA, ponieważ drużyna startująca w PKME nie miała prawa rozgrywania towarzyskiego spotkania w kraju swego pucharowego przeciwnika. Szkocja i Anglia stanowiły jednak oddzielnie związki. Tymczasem obiekcje wysunęło UEFA, które opierało się na punkcie regulaminu rozgrywek PKME, iż drużyna będąca w drodze do przeciwnika nie może grać z innymi przeciwnikami. Ostatecznie Górnik udał się w poszukiwaniu sparingowych partnerów do Gruzji. Rozegrali między innymi spotkania z Dynamem Tbilisi, Torpedo Moskwa, okupione utratą Wilczka, który doznał kontuzji obojczyka, i Torpedo Kutaisi. Po powrocie do kraju, siedem dni przed pierwszym ćwierćfinałem, rozegrali na Stadionie Śląskim spotkanie towarzyskie z Górnikami z Tatabanya, piątą drużyną węgierską. Mecz, wygrany przez zabrzan 2:0, obserwował z trybun przebywający w Polsce trener Manchesteru United, Matt Busby.

23. lutego w godzinach porannych piłkarze Górnika przeprowadzili ostatni trening przed odlotem do Manchesteru.

W Anglii zabrzańska ekipa miała jeszcze okazję zobaczyć swojego przyszłego rywala podczas spotkania z Arsenalem Londyn. "Nie taki diabeł straszny" mówili zawodnicy po wygranym przez podopiecznych Matta Busby 2:0 meczu. Drużyna Górnika była więc pełna otuchy. Polacy liczyli, że zespół Manchesteru jest przereklamowany. Wywołanie takie wrażenia to z góry zaplanowana taktyka Busby. Drużyna ciągle miała nogę na hamulcu, nie pokazała wszystkich swoich umiejętności. Górnik mógł uzyskać korzystny wynik w Anglii tylko przy dużym poświęceniu i ofiarności bez granic. Ponieważ Anglicy kondycyjnie wydawali się lepsi, wydawało się to zadaniem ponad miarę możliwości Polaków. W tych warunkach uratować ich mógł jedynie jakiś genialny plan taktyczny.

Występ Górnika wywołał ogromne zainteresowanie lokalnie i prawie kompletny brak odzewu w pozostałych częściach kraju. Dopiero kilka dni przed meczem można było znaleźć jakieś wzmianki w prasie londyńskiej. Wszystkie bilety, czyli 63 tys. zostały jednak natychmiast sprzedane w przeciągu dwóch godzin.

W trakcie pięciodniowego pobytu w Anglii Polacy mieli okazję również oglądać mecz Szkocja-Anglia, trenowali najpierw w Londynie, potem w Manchesterze, generalnie jednak odpoczywali.

Bilet meczowy.

W środowy wieczór, 28. lutego odbył się pierwszy ćwierćfinałowy mecz. Manchester United - Górnik Zabrze 2:0. Tylko, mówili Anglicy, aż - powtarzali sympatycy polskiej ekipy. Ten lakoniczny komentarz doskonale określał charakter meczu, w którym Manchester wzniósł się - jak zapewniali angielscy eksperci - na wyżyny dawno w ligowych występach nie oglądane. W tej sytuacji Górnik stanął przed zadaniem przekraczającym jego możliwości. A jednak Polacy byli blisko zrealizowania ambitnego planu; od minimalnej porażki 0:1 dzieliło ich dosłownie kilka sekund.

Zdawano sobie doskonale sprawę z siły Manchesteru. Według trenera Kalocsaya Anglicy byli świetni, znajdowali się bowiem w pełni sezonu ligowego, dysponowali wspaniałą kondycją. Tymi atutami przeważali nad Polakami, którzy mieli za sobą tylko mecze sparringowe. Strateg zabrzan, uwzględniając wszystkie za i przeciw, wybrał w tej sytuacji jedynie słuszną taktykę: szczelne zamknięcie własnej bramki z jednoczesnym szukaniem dla siebie dogodnych sytuacji do kontrataków. Spodziewał się, że jedenastka Busby'ego od pierwszych minut przejdzie do huraganowego szturmu i będzie szukać rozstrzygnięcia już we wstępnej fazie spotkania. Tak też się stało.

Nie przypuszczano jednak, że nawałnica będzie tak gwałtowna i tak konsekwentna. Już po pierwszym kwadransie wielu fachowców, a wśród nich również trener Celtiku Stein, stwierdziło, że w takiej dyspozycji niewielu drużynom klubowym świata udałoby się nawiązać z Anglikami równorzędną walkę. A tymczasem minuty mijały, groźne sytuacje na przedpolu Kostki powstawały jedna za drugą, ale konto zabrzan wciąż było czyste. Kiedy więc arbiter odgwizdał koniec pierwszej połowy jeszcze wierzono w pełne powodzenie planów Górnika.

Zabrzanie bronili się niezwykle ofiarnie również w pierwszym kwadransie drugiej odsłony spotkania. Odpierali falowe ataki, pilnowali najgroźniejszych piłkarzy Manchesteru United (który z nich nie był groźny w tym meczu?!), a jeśli już Anglikom udało się sforsować linię obrony, wówczas do akcji wkraczał niezawodny Kostka. Pan inżynier bronił na Old Trafford jak w transie. Musiał jednak skapitulować w 60. minucie. Po strzale Besta, Florenski stracił na moment orientację i odbita od niego piłka wpadła do bramki. Powtórzyła się historia z Kijowa. Zabrzanie nie stracili bramki w kilku, zdawałoby się już beznadziejnych momentach, ale stracili ją z samobójczego strzału jednego ze swoich najlepszych zawodników. "Florek" w dziesięć minut po tej niefortunnej interwencji w pełni zrehabilitował się wybijając piłkę z niemal linii, kiedy wydawało się, że nieuchronnie po raz drugi zatrzepoce ona w siatce. Nikt nie narzekał jednak na zły los. Trudno było narzekać, skoro niezwykle trudny pojedynek zbliżał się ku końcowi, a zabrzanie utrzymywali bardzo korzystny wynik. Mimo ogromnego oblężenia tylko 0:1. Ale w końcu trudy pojedynku dały się we znaki. W niezwykle denerwującej końcówce, chwila dekoncentracji kosztowała Górnik drugą bramkę. Po rajdzie obrońcy Dunne'a i jego podaniu, a właściwie strzale, Kidd piętą zmienił kierunek lotu piłki.

Program meczowy.

Koniec spotkania. Zmęczeni piłkarze schodzą z boiska, do akcji przystępuje teraz publiczność. Ta sama, która przez 90 minut chóralnymi śpiewami dopingowała Charltona i jego kolegów, a która końcowy rezultat uznała za wystarczającą zaliczkę w drodze do półfinału. Sprawa nie była jednak przesądzona.

Matt Busby zaskoczył zabrzan już przed rozpoczęciem meczu. Mówiono wprawdzie, że Law narzeka na kontuzję kolana, że nie znajduje się w pełni sił, ale uważano, że jest to angielska... mgła nad składem MU i reprezentant Szkocji z całą pewnością wystąpi na Old Trafford. Denis Law jednak nie wystąpił. Jego miejsce zajął 21-letni Ryan. A przecież w planach zabrzan główną uwagę zwracano na trzech piłkarzy: Charltona, Lawa, Besta. Pierwszych dwóch jako głównych organizatorów, dowódców ofensywy, George'a Besta, angielskiego Pele, niezrównanego technicznie, świetnego dryblera i przytomnego strzelca. Cóż się okazało: Manchester stanowił taką siłę, posiadał tylu doskonałych piłkarzy, że wyłączenie jednego z nich właściwie niewiele znaczyło.

Szczególnie Best był wprost nie do utrzymania. Matt Busby, który z flanki przerzucił go do środka, musiał wysłuchać wielu krytycznych uwag. Twierdzono bowiem, że Best w środku będzie przetrzymywał piłkę, zwalniał akcje, próbował szczęścia wyłącznie w samodzielnych akcjach. To fakt, że w kilku wypadkach zbyt długo zwlekał z decyzją, ale i tak był najlepszym, najgroźniejszym napastnikiem MU. Ten piłkarz umiał bowiem wszystko. Ale jego partnerzy niewiele mu ustępowali. Kidd, Aston, Stiles grali jak w transie, Stiles i Crerand bez wytchnienia harowali w środku pola, pchali swój atak do przodu, wypracowywali pozycje kolegom. Właśnie ta dwójka kontrolowała w zarodku każdą próbę kontrataku górników i jeśli zabrzanom udało się przedostać pod bramkę Stepneya, to działo się to przeważnie wówczas, gdy szukali wolnej przestrzeni na flankach.

Nieco słabiej niż w ostatnim międzypaństwowym meczu ze Szkocją zagrał Bobby Charlton. Miał kilka niecelnych podań, właściwie ani razu nie zatrudnił bramkarza strzałem z dalszych odległości, w których jest wybitnym specjalistą. Silny punkt Manchesteru stanowił również bramkarz Stepney. Nie miał wprawdzie za dużo roboty, ale trzy interwencje były wystarczającym miernikiem jego klasy. Zwłaszcza obrona strzału Lubańskiego zjednała mu powszechne uznanie.

Jak sklasyfikowano górników? Pierwsza lokata Kostki nie podlegała dyskusji. Reprezentacyjny bramkarz miał już wiele znakomitych spotkań, bronił wspaniale w Kijowie, w wielu międzynarodowych występach zabrzan. Ale na Old Trafford przeszedł samego siebie. Kostka był niezrównany w grze na przedpolu, w paradach po strzałach z bliskiej i dalszej odległości. Ileż razy znajdował się w opresjach po świetnie egzekwowanych przez Anglików rzutach rożnych, ileż razy wybijał piłki znad głów napastników! W momencie zejścia zawodników do szatni, otrzymał nie mniej braw od Besta czy Stilesa.

Słowa uznania należą się również całej defensywie. Latocha, Kuchta, Florenski, Oślizło dwoili się troili. Dopóki starczyło sił, likwidowali skutecznie akcje Anglików. W środkowej strefie imponował Deja, niewiele gorszy był również Szołtysik. Do Wilczka również nie można mieć pretensji. Wiadomo bowiem, że jego udział w tym meczu do końca był niepewny, a bolesna kontuzja jakiej doznał w Gruzji nie pozostała bez wpływu na jego formę.

Oddzielny rozdział stanowiła para Lubański - Musiałek, która miała zadanie niepokoić angielską defensywę. W pierwszej połowie lepszy był Musiałek. Bojowy, szybki, miał kilka ładnych przebojów. W najbardziej gorących sytuacjach pod naszą bramką Musiałek cofał się głęboko do tyłu. Lubański trzykrotnie znalazł się w obliczu wielkiej szansy bramkowej, ale osamotniony nie zdążył ubiec Sadlera i zaskoczyć Stepneya.

Po meczu trener Kalocsay ocenił, że przede wszystkim zawiodła druga linia. Zawodnicy ponadto nie wytrzymali kondycyjnie i wtedy dopiero zaczęły się kłopoty zabrzańskiej drużyny. Według niego, Górnika stać było jednak na wygranie meczu rewanżowego w Chorzowie różnicą dwóch bramek. Trener Manchesteru Matt Busby generalnie był zadowolony z wyniku i nie przewidywał, by miało dojść do trzeciego spotkania. Na wszelki wypadek jednak ustalono, że w razie remisowych wyników po dwóch spotkaniach, trzecie odbędzie się 20 marca w Brukseli.

Zawodnicy za przyczynę porażki uważali przytłoczenie napiętą atmosferą Old Trafford jak i przedmeczowymi opiniami prasy angielskiej, która przewidywała wysokie zwycięstwo MU. Nie miano żalu również do Florenskiego, piłka bowiem nieuchronnie zmierzała wówczas do bramki. Piłkarze, przykładowo obchodzący w dniu meczu 21. rocznicę urodzin Lubański, nie byli zadowoleni ze swojej postawy.

Z kolei w Anglii strzeloną przez Kidda w ostatniej minucie bramkę przyjętą z westchnieniem ulgi przez zwolenników United. Minorowe wówczas nastroje kibiców uległy radykalnej metamorfozie. W ciągu 60 sekund piłkarze Mistrza Anglii wrócili do łask wielbicieli. Zwycięstwo 2:0 uznano za wystarczającą zaliczkę przed chorzowskim rewanżem. W angielskiej prasie oczywiście po spotkaniu pojawiły się obawy, czy w Polsce role się nie odwrócą, generalnie jednak dominowało przekonanie, że MU jest już jedną nogą w półfinale PKME. Powszechnie chwalono również zabrzańskiego bramkarza, Kostkę, uznając go za jednego z najlepszych bramkarzy, jakich kiedykolwiek widziano na Wyspie.

Warto wspomnieć o wydarzeniach bezpośrednio po ostatnim gwizdku sędziego Ortiza de Mendesbilia z Hiszpanii. Wydarzeniach nieznanych na kontynencie europejskim, a popularnych w Anglii, związanych z pożegnaniem drużyny przyjezdnej. Zawodnicy drużyny będącej gospodarzem meczu zeszli z murawy przed zawodnikami gości i utworzyli szpaler przed samym wejściem do korytarza prowadzącego do szatni i pożegnali oklaskami niedawnych przeciwników schodzących do szatni. W pożegnaniu brała również udział publiczność, oklaskująca i dziękująca im za udane akcje, za współudział w sportowym widowisku, za sportową walką w ciągu minionych 90 minut gry. Równie owacyjnie zawodnicy Górnika witani byli po przylocie do Warszawy. Niemal jak zwycięzcy. Jeszcze nigdy na Okęciu nie pojawiła się tak liczna grupa kibiców. Piłkarze zareagowali obietnicą, że w meczu rewanżowym zrobią wszystko, będą walczyć!