29.11.1967 - Górnik Zabrze - Dynamo Kijów 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
29 listopada 1967 (środa)
PEMK 1967/68, rewanż 1/8 finału
Górnik Zabrze 1:1 (1:1) Dynamo Kijów Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Bōstrōm (Szwecja)
Widzów: 100 000
Herb.gif HerbDynamoKijow.gif

Szołtysik 44
0:1
1:1
Turiańczyk 38
Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Henryk Latocha
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Alfred Olek
Alojzy Deja
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
SKŁADY
Trener: Géza Kalocsay

Relacja

Bilet meczowy.

Kronika Górnika Zabrze

Kiedy drużyna z Kijowa entuzjastycznie witana była w Katowicach, ekipa zabrzan "aklimatyzowała" się na Stadionie Śląskim, w Chorzowie bowiem podopieczni trenera Kalocsaya przebywali na przedmeczowym zgrupowaniu. Kibiców polskich martwił głównie stan zdrowia Kostki, Lubańskiego i Olka. Bramkarzowi zabrzan udało się na czas wyleczyć kontuzję, jakiej nabawił się w pierwszym meczu. Lubański był przeziębiony, ale silny organizm szybko przezwyciężył chorobę. Olek, narzekający na stłuczone podbicie ostatecznie również dołączył do klubowej szesnastki, którą do dyspozycji miał Kalocsay.

Żadne z dotychczasowych zwycięstw zabrzan w PEMK nie może się równać z remisowym spotkaniem z mistrzem ZSRR kijowskim Dynamo. Jak do niego doszło?

W Chorzowie odczuwało się atmosferę wielkiego spotkania. W organizowaniu dopingu, sprzyjającego swoim pupilom nastroju, śląscy kibice byli jak zawsze pomysłowi, a tym razem przeszli chyba samych siebie w zagrzewaniu swoich piłkarzy do walki o upragniony cel. Niestety, w kilkudziesięciotysięcznej masie doskonałych, żywo i kulturalnie reagujących kibiców znaleźli się też tacy, którzy rzucili na boisko w trakcie gry kilka twardych przedmiotów, a po meczu niezbyt kulturalnie podziękowali piłkarzom Dynamo za emocjonujące sportowe widowisko. Rozfantazjowani kibice wtargnęli na murawę stadionu, powodując tym samym ogromne zamieszanie i stwarzając niebezpieczeństwo wypadku stratowania. Winę za to ponoszą także organizatorzy, którzy w niedostateczny sposób zabezpieczyli porządek na stadionie. Dominowało jednak na Stadionie Śląskim uczucie zrozumiałej radości z powodu sukcesu gospodarzy nad groźnym i sławnym przeciwnikiem.

O środowy remis z mistrzem ZSRR, równający się dużemu sukcesowi, musieli zabrzanie walczyć ambitniej i bardziej ofiarnie niż w Kijowie. Bo tym razem przeciwnik grał najlepiej, jak tylko potrafił, a więc wyjątkowo szybko i zdecydowanie. Piłkarze kijowscy postawili w Chorzowie wszystko na jedną kartę, pałali ogromną chęcią rewanżu i zaimponowania publiczności wręcz trudną do określenia słowami znakomitą kondycją fizyczną. Potężny zasób energii pozwalał gościom w Chorzowie na rozgrywanie niemal w tym samym tempie akcji przez całe spotkanie.

Piłkarzom Dynamo przyświecał w tym meczu jeden tylko cel - wygrać z Górnikiem różnicą dwóch bramek. Cel ten można było osiągnąć wyłącznie za pomocą nieustannego ataku, niejako poprzez przytłoczenie formacji obronnych przeciwnika. Manewr ten udał się mistrzowi ZSRR tylko częściowo. Istotnie w dużym stopniu udało im się ograniczyć potencjalną wartość drugiej linii Górnika i utorować sobie drogę na pole karne Zabrzan, ale tam oczekiwała ich kolejna, większa i trudniejsza do sforsowania zapora, z którą nie umieli sobie poradzić. Obrona Górnika dzięki wielkiej ambicji i woli walki grała nadspodziewanie skutecznie, nie dopuszczała napastników Dynama do strzałów, a jeśli i ona stawała się bezradna wobec naporu przeciwnika, między słupkami bramki Górnika znajdowała się ostatnia, znowu świetna ostoja drużyny - Kostka.

Zespół Dynamo grał znacznie lepiej niż w Kijowie. Na uwagę zasługuje przede wszystkim inna niż w Kijowie taktyka gry mistrza ZSRR w obronie. W środę na Stadionie Śląskim prawy obrońca Szczególkow starał się kryć bardziej krótko Musiałka, a duet stoperów Sosnychin - Królikowski w zależności od tego, którą stroną atakowali zabrzanie ani na krok nie odstępowali od Lubańskiego. A więc goście w zasadzie zrezygnowali w Chorzowie ze stosowania ulubionej "strefy". W rewanżowym meczu starali się krótko kryć najgroźniejszych zawodników Górnika. Ułatwiała im to doskonała kondycja fizyczna.

Przy innym sposobie gry przeciwnika zadanie zabrzan było w Chorzowie niewątpliwie trudniejsze niż w Kijowie. Tym bardziej więc należy się cieszyć z sukcesu Górnika i wyrazić pod jego adresem uznanie za dotrzymanie kroku doskonałemu przeciwnikowi i wywalczenie wyniku zapewniającego upragniony awans do grona najlepszych drużyn klubowych w Europie.

Można było być oczywiście pod wrażeniem niezaprzeczalnego triumfu mistrza Polski, ale należy przy tym podkreślić, iż zabrzanie zagrali nieco słabiej, ściślej - mniej efektownie niż w Kijowie. Wpływ miała na to gorsza postawa drugiej linii Wilczek - Szołtysik - Deja - Olek. W Chorzowie wielki mecz rozegrał z tej czwórki tylko Szołtysik. Pracował on chyba na 2/3 długości boiska, często widywany był pod bramką gości, nierzadko także w pobliżu Lubańskiego, staczającego ostre pojedynki z Królikowskim i Sosnychinem. Szołtysik wreszcie po pięknej akcji pary Wilczek - Lubański zdobył dla Górnika wyrównującą bramkę.

Pozostali zawodnicy drugiej linii Górnika, zwłaszcza Deja w pierwszej fazie meczu i wyraźnie osłabiony Wilczek, w końcowych minutach spotkania ustępowali pozostałym kolegom. Słabiej niż w Kijowie zagrał też Olek. W tej sytuacji najsilniejsza w pierwszym meczu formacja Górnika, która w Kijowie była najbardziej zaskakującą bronią zabrzan, tym razem nie miała już tak, jak poprzednio mocy.

Mimo, że środkową strefę boiska bardziej tym razem opanowali piłkarze Dynamo, para napastników Górnika Lubański - Musiałek poradziła kilkakrotnie dać się we znaki defensywie Kijowian. Zasługa w tym znowu Lubańskiego, utrzymującego się w życiowej formie. W Chorzowie Lubański nie zdobył bramki, ale dwa jego przepiękne strzały trafiły w słupek. Miał Włodek pecha, a Bannikow wyjątkowe szczęście.

Tak jak i w pierwszym meczu, formacja obronna spełniła swoje zadanie, mimo że słabiej spisywał się Kuchta. W środku pola karnego duet stoperów Florenski - Oślizło był dla napastników Dynamo nie do przebycia. Niewątpliwie Byszowiec, uważany za najlepszego napastnika ZSRR, choć grał w Chorzowie lepiej niż w pierwszym meczu, to jednak rzadko wygrywał bezpośrednie pojedynki z Florenskim. A już przedarcie się przez strefę podlegającą kontroli Oślizły - było dla napastników Dynamo wprost niemożliwe. Jedyną bramkę dla gości zdobył więc po akcji z rzutu rożnego Turiańczyk, który zazwyczaj wspierał własne formacje obronne.

Radość oczywiście ogromna zapanowała w Zabrzu i na terenie całego kraju. Niewątpliwie awans do 1/4 uważano za zasłużony. Płynęły do klubu gratulacje. Prasa europejska rozpisywała się z podziwem o wyczynie zabrzan. Inicjatywą wykazali się również kibice. Jednym z ciekawszych przykładów co do formy podziękowania za wspaniałe emocje było przekazanie piłkarzom przez Spółdzielnię Remontowo - Budowlaną z Bytomia pokaźnych rozmiarów klucza z wygrawerowanymi słowami "do sezamu finału PKME".