04.11.1987 - Górnik Zabrze - Rangers FC 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
4 listopada 1987 (środa), godzina 17:00
PEMK 1987/88, rewanż 1/8 finału
Górnik Zabrze 1:1 (0:1) Rangers FC Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Gerasimos Germanakos (Grecja)
Widzów: 23 250
Herb.gif HerbRangersFC.gif

Orzeszek 63
0:1
1:1
McCoist 41 k
Klemenz 11, Kostrzewa 41 Yellow card.gif Nicholl 29
(1-4-4-2)
Józef Wandzik
Jacek Grembocki
Józef Dankowski
Joachim Klemenz (67 Krzysztof Kołaczyk)
Marek Kostrzewa
Marek Majka
Ryszard Komornicki
Andrzej Iwan
Jan Urban
Krzysztof Baran (60 Andrzej Orzeszek)
Ryszard Cyroń
SKŁADY
Chris Woods
Graham Roberts
Jimmy Phillips
Jimmy Nicholl
Terry Butcher
John McGregor
Graeme Souness
Derek Ferguson
Ian Durrant
Davie Cooper
Ally McCoist (80 Robert Fleck)
Trener: Marcin Bochynek Trener: Graeme Souness

Przed meczem

Sport

Program meczowy.
Sport nr 216 z 4.11.1987r. przy piłce Ally McCoist, który dwa tygodnie wcześniej strzelił pierwszą bramkę dla Glasgow Rangers.
Sport nr 217 z 5.11.1987r. opis: jeszcze jedno zamieszanie pod bramką Woodsa (McCoist to napastnik). Butcher (nr 6) Roberts i McGregor blokują skutecznie zabrzan. Z lewej Klemenz, w tłoku Cyroń (nr 11). zdj. Jerzy Mirski
Sport nr 217 z 5.11.1987r. opis: bramkarz rangersów obserwuje pojedynek Nicolla z Kostrzewą. zdj. Jerzy Mirski
Sport nr 219 z 9.11.1987r. opis: mecz Górnik - Glasgow Rangers; Chris Woods skakał w Zabrzu wysoko zdj. Jerzy Mirski
Sport nr 219 z 9.11.1987r. kibice Rangersów na stadionie w Zabrzu zdj. Jerzy Mirski
Sport nr 219 z 9.11.1987r. powitanie kapitanów: Terry Butcher i Józef Dankowski zdj. Jerzy Mirski
Sport nr 219 z 9.11.1987r. Ryszard Cyroń walczy o piłkę z piłkarzami Rangersów. zdj. Jerzy Mirski
Sport nr 219 z 9.11.1987r. na zdjęciu Krzysztof Baran, zdjęcie z meczu Górnik - Glasgow Rangers zdj. Jerzy Mirski

Z pucharami czas szybciej leci niż z ligą, chociaż i ta nasza wąskotorowa ciuchcia też już dobija do stacji - Nędza - wysiadać. A w pucharach jest zawsze urozmaicenie nie tylko z racji futbolu z zupełnie innej planety. Mieliśmy w PEMK drugi przedwczesny finał. Nr 1: Real - Napoli to już historia i Maradona może się skoncentrować wyłącznie na ligowym spaghetti, nr 2: Real - FC Porto czeka na wyłonienie... ćwierćfinalisty. Pierwszy mecz tylko 2-1 dla realczyków, obrońca tytułu, z naszym rodzynkiem Józefem Młynarczykiem, stracił drugiego gola tuż przed gwizdkiem na opuszczenie boiska, teraz wystarczy 1-0, by królewski klub został tylko obserwatorem i kwalifikatorem dalszej fazy rozgrywek. Mamy jeszcze w PEMK spotkanie Bayernu z Neuchatel Xamax (1-2), w Monachium mistrz Szwajcarii chyba nie zasłoni wszystkich dziur w swojej defensywie. No i mamy przede wszystkim rodzimego jedynaka, ostatniego harcownika, który w ciemnym tunelu naszego futbolu szuka światełka z napisem - ćwierćfinał. Dziś Górnik - Rangers.

Przed osiemnastu laty nie było problemów, ani tu (Stadion Śląski), ani tam, na Ibrox Park. Nie zapominajmy, że był to jednak Puchar Zdobywców Pucharów, że Rangersi nie występowali wówczas w randze mistrza, bo te honory w szkockiej lidze pełnił wtedy Celtic. Ale Górnik był mocarzem, potwierdził to zresztą w dalszej fazie rozgrywek awansując aż do finału. W Wiedniu zgubił gdzieś formę... Sobieskiego i przegrał, choć nie musiał. Policzmy szybko ćwierćfinały, które są już pewną nobilitacją dla klubowych jednostek. Pierwszy osiągnął nasz mistrz w edycji rozgrywek 67/68. Dalej spotkał szlaban z napisem Manchester United. Przegrał na Old Trafford 0-2 (cóż to był za mecz Huberta Kostki! Nawet królowa biła brawo), w rewanżu wygrał ciut za mało, bo tylko 1-0. Była to zresztą jedyna przegrana późniejszego triumfatora Pucharu Mistrzów. Trzeci ćwierćfinał to znów PEZP, edycja 70/71. Walka o 1/2 zakończyła się dopiero w barażu rozegranym w Kopenhadze, w którym lepszy okazał się Manchester City, ten sam który wcześniej sprzed nosa sprzątnął cenne trofeum. Jedyne jakie dotąd mógł zdobyć klubowy team, a które zdobywali kolejno ze swoimi zespołami Boniek i Młynarczyk. Trzy ćwierćfinały to sporo, ale najważniejszy jest ten... czwarty. Bardzo by się przydał, bo przędziemy w piłkę cieniutko, babie lato przy naszym futbolu to żaglowe postronki. Na takie uwieńczenie dobrego dla siebie roku ma też chrapkę Górnik, wcale tego nie ukrywają ani trener Marcin Bochynek ani szefowie klubu. A już na pewno wszyscy chcielibyśmy przy wielkiej piłce pozostać do przyszłego roku, a w grudniu wznieść modły do fortuny, by zesłała nam na Stadion Śląski raz jeszcze Anderlecht, Benfikę, a jeśli już będzie taka przyjazna to najlepiej Józefa Młynarczyka. Może po znajomości przepuściłby ze dwa gole.

Fantazja zawsze nas ponosiła, ale wtedy miała pokrycie, bo graliśmy w piłkę, że ho. Teraz piłkę męczymy, ona zaczyna już męczyć piłkarzy, kibiców i jeśli Górnik przez szkocką kratę nie zobaczy ćwierćfinału, w zimie będziemy mogli spokojnie robić na drutach, wspominać MŚ 74, 82 i jeszcze olimpijskie przerywniki. Póki co Górnik nie kapituluje. W ośrodku w Kamieniu zapomniał już o pierwszej połowie na Ibrox Park, na magnetowidzie studiuje na wszelki wypadek obydwie odsłony pierwszej potyczki z rangersami. Przekazaliśmy trenerowi Bochynkowi składy, w jakich mistrz Szkocji wystąpił w dwóch ostatnich meczach ligowych, zaczął więc spekulować, kto zajmie miejsce Gougha, który znalazł się w podobnej sytuacji, jak nasz Warzycha. Tymczasem nadszedł teleks z Wysokiej Komisji Dyscyplinarnej UEFA, że Marek Piotrowicz zapomniał widocznie o żółtej kartce przywiezionej (bez cła) z Aten, a ponieważ na Ibrox skopiował wyczyn, w środę powiększy grono obserwatorów rewanżu. Szkoda, bo zmniejsza się pole manewru i tak już nie najmocniejszej formacji naszego mistrza. Życzymy mu jednak, by zapomniał o lukach i pamiętał wyłącznie o celu głównym: odrobieniu strat z Glasgow. Słowem - nie skąpcie bramek Szkotom!

Przylecieli zgodnie z planem. O 12.45 wylądowali na lotnisku w Balicach, dość szybko i sprawnie przemieścili się na miejsce swojego stałego pobytu o ile za takowy uznać można zaledwie 24-godzinny kwaterunek w Hotelu Leśnym w Gliwicach, w którym zameldowała się 46-osobowa ekipa Szkotów. Ok. 600 fanów mieszka w Silesii, Katowicach i Warszawie. W hotelu Warszawa rezyduje też 23 specjalnych wysłanników szkockiej prasy, radia i telewizji. Opiekun ekipy rangersów, dyr. Rajnhold Martela z nieodłącznym cygarem wykazywał zadziwiającą szybkość w załatwianiu wszystkich formalności. Najpierw zainteresował się jakością herbaty dla piłkarzy po zajęciach treningowych. Okazało się, że cup of tea to prawie zabytek, Szkoci są pewniejsi swoich napojów przywiezionych w pojemnikach z Glasgow. A przecież Popularna to taki rarytas. Wypijemy ją w takim razie sami...

Przed godziną 17 na stadionie zameldowali się piłkarze Górnika. Przyjechali z Kamienia, przeprowadzili trening, w pewnych momentach nawet dość forsowny, w sumie raczej relaksowy, choć schodzący z murawy piłkarze byli solidnie spoceni. W gęstej mgle widoczność była dość dobra, szczególnie dla Wandzika, którego wziął w obroty sam trener Bochynek. Na głównej trybunie wieczorną korepetycję górników oglądało dokładnie tyle widzów, ilu oglądamy na wielu meczach ligowych w Bytomiu, nie mówiąc już o ostatniej frekwencji na obiekcie Olimpii. A więc przedsmak środowego nokturnu. Jacek Grembocki zwierzał się do mikrofonu red. Góry, że po kontuzji nie ma śladu, jest gotowy do gry i potyczek z McCoistem.

Górnicy zeszli z boiska, autokar już czekał, a tymczasem Graeme Souness przyprowadził swoją armię. Kilka minut pobytu w szatni i piłkarze sprawiający wrażenie bardzo pewnych siebie utworzyli przyjacielskie koło na murawie. Było dużo zabawy z piłką, trochę śmiechu, w sumie pełny luz. A potem z pełnym uznaniem patrzyliśmy na to co Souness wyprawiał z bramkarzem Chrisem Woodsem. Uwijał się niczym piskorz, raz w jedną stronę, raz w drugą. Wyskok, pad, pad, wyskok i znów parada. Po kilku minutach Woods spostrzegł się, że w Zabrzu jakoś kiepsko z zaopatrzeniem w powietrze. Sporo walki, wiele ostrych pojedynków podczas następnych zajęć. Wciąż na trybunach przybywało obserwatorów, wśród których zauważyliśmy wielu trenerów, b. piłkarzy Górnika z Oślizłą i Kowalskim. Dziś komplet na trybunach - to pierwszy pewniak. Jest jeszcze drugi: arbitrem głównym spotkania będzie Grek Geramakos Germasimos. A reszta po prostu jest milczeniem.

Po wylosowaniu Górnika do Zabrza przyjechali: sekretarz Glasgow Rangers R. Campbell Ogilvie, szef odnowy Alistair Hood i organizator wyjazdów kibiców McVilliam. Obejrzeli i dotknęli wszystkiego. Zaskoczeni byli standardem obiektów, płytą, wyposażeniem szatni, nowoczesnością zaplecza. Podziwiali halę widowiskowo-sportową przy ul. Matejki w Zabrzu i wierzyć nie chcieli, że wpuszcza się do niej 5.000 na występy zespołów artystycznych. Choć bardzo podobał im się hotel Warszawa, nie chcieli w nim absolutnie ulokować piłkarzy. Powód? Drużyna nie będzie mieszkać w jednym hotelu ze sponsorami i fanami Rangersów - oświadczyli dwom członkom zarządu Górnika i towarzyszącym gościom. Dyrekcja hotelu zapewniła Szkotów, że wydzieli ekipie piłkarskiej jedno piętro, które nie będzie dostępne dla kibiców. - Nie dali się przekonać i wybrali hotel "Leśny" niedaleko Gliwic.

Rozstając się ze Szkotami, przedstawiciele zabrzan prosili o zaopiekowanie się obserwatorami Górnika udającymi się do Glasgow na ligowy mecz rangersów z Celtikiem. I tu kolejna niespodzianka: U nas zabronione jest jakiekolwiek filmowanie!. Ale wasi obserwatorzy też przyjadą do Zabrza na mecz ligowy. - Tak - przyjedzie drugi trener Walter Smith ale bez kamerzysty. W Glasgow rozłączono nas tzn. piłkarzy i resztę ekipy. Zawodników ulokowano daleko do miasta, nad morzem, 45 minut jazdy autobusem. Na mecz jechaliśmy w szpalerze policjantów i uniformowanych działaczy wystrojonych na żandarmów. Przed głównym wejściem pusto nie licząc policjantów na olbrzymich siwkach. W budynku sto tysięcy kontroli, nawet mysz nie prześlizgnęłaby się bez biletu. Ogłuszeni tumultem, rykiem kilkudziesięciu tysięcy fanatycznych kibiców z niepokojem obserwowaliśmy wydarzenia na murawie otoczonej ze wszystkich stron wysokimi, niemal przylegającymi do boiska, krytymi trybunami. Co było dalej wiecie... Obecni na meczu: ambasador Polski w Anglii dr Zbigniew Gertych i generalny konsul Karol Rodek, pierwsi pospieszyli z gratulacjami oczywiście pod wrażeniem gry zabrzan, na Ibrox: w II połowie: Wygrajcie w Zabrzu 2-0!. Następnego dnia rozmawiałem z naszymi rodakami. Wielu wybiera się na mecz do Zabrza, powiedziała nam Irena Martin - przedstawicielka Trans-Continental, szkockiego biura podróży - mimo, iż koszta przejazdu do Polski i z powrotem wynoszą 214 funtów (1 funt = 1,67 dolara). Szkot Sim Kirkpartrick - właściciel Tennents Super baru kibiców rangersów, wywiesił otrzymany proporczyk Górnika na honorowym miejscu ale ani przez moment nie wątpi w awans swych piłkarzy. Ma pełne zaufanie do wysokich umiejętności Durranta, McCoista, Sounessa, Robertsa. Zgoda - widzieliśmy co potrafią, nie znaczy to jednak by naszego mistrza nie stać było na powstrzymanie znakomitych Szkotów, pod warunkiem, że zagra co najmniej tak dobrze jak Szkoci w pierwszej połowie meczu. - Panie - przestań Pan wymachiwać tą brzytwą bo mi Pan ucho obetniesz i zamiast na stadionie w Zabrzu wyląduje w szpitalu! Nietrudno odgadnąć, że dyskusja u fryzjera dotyczyła środowego meczu w PEMK pomiędzy Górnikiem i Glasgow Rangers. Zresztą burzliwe debaty na temat szans Zabrza rozgorzały już w momencie wylosowania Szkotów. Potem temperatura dialogów rosła: przed meczem w Glasgow; w pierwszych 45 minutach gry po utracie trzeciego gola; w przerwie; po wznowieniu i strzeleniu gola przez Urbana oraz po przegranym pojedynku 1-3. Opinie były skrajne: najczarniejsze i najbardziej fantastyczne. Pozwólcie, że również zabawię się we wróżbitę, choć tego ogromnie nie lubię. Ale byłem ostatecznie w tym piekle w Glasgow i twierdzę, że nie takie groźnie są te diabły jak ich malują. Wygramy... co najmniej 2-0.

Henryk Hermasz

Relacja

Sport

Bilet meczowy.

Ćwierćfinał pojechał do Glasgow

Nie czas żałować róż gdy Rangers w ćwierćfinale. Awans – dodajmy od razu – w przekroju dwóch potyczek z naszym mistrzem zasłużony, wywalczony w trzech pierwszych kwadransach na Ibrox Park. Stracony trzeci gol już niemal w drodze do szatni ustawił zabrzan w niezbyt wesołej sytuacji. Po drugiej odsłonie, w której nasi piłkarze byli już sobą, nawiązali kontakt również bramkowy, odżyły nadzieje na odrobienie strat w rewanżu. Optymizm podbudowało jeszcze bezproblemowe zwycięstwo z ŁKS w ostatniej próbie generalnej przed wezwaniem Szkotów na udeptaną ziemię w Zabrzu. Tymczasem jednak grający trener naszych gości, którzy przyjechali na rewanż w obstawie ponad 600 osobowej grupy swoich fanów w środę przed południem w Hotelu Leśnym w Gliwicach na lewo i prawo rozdawał prognozy: - Zwycięstwo jest nasze, tego jestem pewien. Nie wiem tylko w jakich przypadnie nam rozmiarach. - Remis wykluczał. Wyniku wprawdzie nie trafił, ale jak się okazało dobrze znał wartość swoją i swojego teamu. Ćwierćfinał wszak pojechał do Glasgow.

Kiedy z szansami i w miarę przyzwoitą piłką rozstały się wszystkie reprezentacje, a entuzjaści futbolu na określenie aktualnej sytuacji używają jedynie słowa - wytrycha - dno, nasze ostatnie nadzieje zdeponowaliśmy w górnikach. W lidze rządzą i dzielą, rywale już daleko w tyle. Poradzili sobie z Olympiakosem, na Szkotów też ostrzyli apetyty. Liczyli również na doping swoich zwolenników. Na kibicach się nie zawiedli, jeśli już to tylko na swoich aktualnych możliwościach. Są one spore, to fakt, ale nie we wszystkich formacjach. W Glasgow zawiedli obrońcy, w Zabrzu było podobnie. Grembocki uwikłany był w pojedynki z McCoistem, aż do momentu jego odwołania z boiska i zastąpienia Fleckiem. Majka kontrolował poczynania Coopera, Klemenz zaś trzymał w szachu Durranta. Te osobiste kontrole wydawały się być dość sprawnie przeprowadzane. Wandzik nie miał wiele pracy, na brak zajęcia nie narzekał natomiast Woods. Już w 7 min. udanie interweniował po strzale głową Cyronia, po trzecim kornerze Iwan z daleka posłał piłkę nad poprzeczką, a w ogóle to Iwan operował dość głęboko z tyłu, do niego kierowano często piłki, które uderzeniami z dystansu starał się adresować do Woodsa. Adresy z reguły były nie te i na dobrą sprawę w pierwszej części jeszcze tylko Klemenz po podaniu Cyronia był bliski szczęścia, ale źle się złożył do strzału.

Szkoci pomni upływu sił w drugiej połowie pierwszego meczu na własnym gruncie, grali bardzo oszczędnie, zagęszczali obronę, którą w tej fazie kierował Souness, przedpole czyścił z powietrznych zagrożeń wieżowiec Butcher, a pomocnicy jak zaszła potrzeba również i napastnicy z wyjątkiem desantowca McCoista tworzyli mur trudny do przebicia. Nasi piłkarze stawali przed nim bezradni, nie mogli znaleźć sposobu na jego rozerwanie. Mieli zadanie szukać luki w chytrych prostopadłych, nieszablonowych zagraniach, ale piłka zawsze trafiała nie tam, gdzie zamierzał ją posłać nadawca. Oddajmy jednak co cesarskie Rangersom, bowiem oni znacznie sprawniej nią operowali co już nie jest dla nas nowością, swobodnie rozgrywali, zawężali pole gry i błyskawicznie uruchamiali trójkę szybkich napastników. Trzeba było wówczas maksymalnie zwiększyć czujność, żeby zabezpieczyć Wandzika. Udawała się sztuka do 40 minuty. Karny za jego faul na McCoiście nie pozwolił na utrzymanie bezbramkowego wyniku. Egzekucja poszkodowanego była perfekcyjna, Wandzik bez szans.

Prysnął gdzieś nastrój w jakim orkiestra kopalnii Zabrze-Bielszowice przygotowywała nas do odbioru tego spektaklu. Łudziliśmy się jednak, że górnicy, specjaliści od tej drugiej połowy połapią się jednak w czym rzecz i będą dążyć najpierw do wyrównania, a potem zaczną myśleć o doprowadzeniu do dogrywki. Najpierw po faulu na Baranie i dobrze wykonanym wolnym, odżyły nasze nadzieje. Potem na boisku pojawił się Orzeszek i on to pięknym strzałem zaskoczył Woodsa. 1-1, grania jeszcze sporo, a nasz mistrz w niezłym transie. Niczym żywe srebro poruszał się Cyroń (Sajron, Sajron - wołał do mikrofonu sprawozdawca szkockiej telewizji...), pokazywał się Urban, ale jakoś dziwnie wolny, bez refleksu, zaś Iwan unikał gry kontaktowej, której nigdy nie lubił. I właśnie Ryszard Cyroń sam mógł wyrównać straty z Ibrox. Zabrakło odrobinę precyzji (choć trafić w poprzeczkę w 68 min. w dodatku przy pomocy interweniującego bramkarza to sztuka), a w cztery minuty później otworzyła się przed Sajronem druga szansa: strzał - jak mówią piłkarze - po długim, nie przyniosła nam bramki. W rewanżu, Wandzik ratował sytuację po uderzeniu pozbawionego opieki Fergusona i już do końca Szkoci nie kwapili się do składania wizyt naszemu bramkarzowi. Oni strzegli korzystnego wyniku i pewnie dowieźli go do mety.

Czy Górnik zawiódł? Zawiódł w końcowym wymiarze, który oznaczał sukces mistrza Szkocji, ale trudno mieć do niego większe pretensje. Grał w obydwu drugich odsłonach - w Glasgow i Zabrzu - niemal pełnią swoich możliwości. Było to jednak za mało, by przeszkodzić Szkotom w realizowaniu ich ambitnych i trochę, w interpretacji Sounessa, buńczucznych planów. W przyszłym roku w każdym razie będzie bacznie śledzić akcje tych, którzy wysadzili górników z przodka europejskiej piłki. Przy okazji pochwalić trzeba szkockich fanów, którzy na trybunach zachowywali się prawdziwie po dżentelmeńsku, choć, jak nas doszły słuchy, dyrekcja Silesii w błyskawicznym remanencie stara się ustalić wysokość strat, które wyrządzili w reprezentacyjnym hotelu. Sporo przybyszów z Glasgow nadawało się raczej na gości Izby Wytrzeźwień niż mieszkańców komfortowego przybytku. Nie wiem, czy ćwierćfinał im wszystko wybaczy...

Stanisław Penar

Wypowiedzi pomeczowe

Na konferencję prasową pofatygował się tylko trener Górnika Zabrze Marcin Bochynek, szkoleniowiec Glasgow Rangers Graeme Souness przysłał zastępcę. Po opinię menadżera Szkotów musieliśmy się więc wrócić do szatni.

- Jestem bardzo zadowolony z gry mojej drużyny szczególnie w pierwszej połowie - powiedział Souness. Najważniejsze jednak, że jesteśmy już w ćwierćfinale. Zresztą od początku pierwszego spotkania wierzyłem, że właśnie my okażemy się lepsi i jak się okazało, miałem rację. Jeżeli mogę, to chciałbym za tym pośrednictwem podziękować za opiekę nad nami i podkreślić, że wywieziemy z Polski bardzo miłe wspomnienia. Trochę szkoda, że zabrzanie grali tak ostro. Mam nadzieję, że następny rywal okaże się łaskawszy dla naszych kości. A kto nim będzie? Jeżeli nie zwycięzca dwumeczu Real - Porto, to o nasz awans jestem spokojny. Po zwycięstwie nad mistrzami ZSRR i Polski droga do finału stoi przed nami otworem.

Marcin Bochynek nie wyglądał po meczu na człowieka przegranego. Nie byliśmy zespołem gorszym - zaczął swoją wypowiedź. Zabrakło przede wszystkim doświadczenia w meczach o dużą stawkę. Sam nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego zagraliśmy znowu dwie różne połowy. Pierwszą słabszą i drugą lepszą. Próbowałem zmobilizować chłopców na całe 90 minut, ale nie wyszło. Jestem przekonany, że oni dali z siebie wszystko. Nie możemy jednak wygrywać meczu, grając tak źle w destrukcji. Błędy z tyłu w obydwu meczach pozbawiły nas szans na awans mimo, iż byliśmy dla Szkotów równorzędnym partnerem. Gdybyśmy jeszcze mieli prawdziwego reżysera gry, wtedy można by było mówić o innym przebiegu spotkania. Dlaczego tak późno na boisko wszedł Orzeszek? A kto z panów jeszcze na początku tego sezonu słyszał o takim zawodniku? On nie jest jeszcze przygotowany na cały - w dodatku - taki mecz. Dobrze, że wchodząc do gry wnosi tyle ożywienia i pokazuje się z dobrej strony. Jeżeli będzie on piłkarzem na 90 minut, na pewno wyjdzie w podstawowym składzie. Być może w następnych edycjach pucharów.

Sport z 4.11.1987 r.

Sport z 5.11.1987 r.

Sport z 9.11.1987 r.